Krótko przed osadzeniem w bunkrze w podziemiach obozowego bloku 11 o. Maksymilian powiedział do współwięźnia Józefa Stemlera: "Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość".

W sobotę w franciszkańskim Centrum św. Maksymiliana w Harmężach pod Oświęcimiem odbędą się rocznicowe uroczystości. Ich kulminacją będzie msza św. w tamtejszym kościele Matki Bożej Niepokalanej.

Rajmund Kolbe urodził się 8 października 1894 r. w Zduńskiej Woli. W 1910 r. wstąpił do zakonu, gdzie przyjął imię Maksymilian. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 r. założył stowarzyszenie Rycerstwa Niepokalanej. Do Polski wrócił dwa lata później. W 1927 r. założył pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów. Trzy lata później wyjechał do Japonii, skąd wrócił w 1936 r. Objął kierownictwo Niepokalanowa, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.

We wrześniu 1939 r. Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 r. Maksymiliana aresztowano po raz drugi. Trafił na Pawiak, a potem do Auschwitz.

Franciszkanin o. Maksymilian Maria Kolbe trafił do Auschwitz 28 maja 1941 r. W obozie otrzymał numer 16670. Początkowo trafił do pracy przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium. Potem dołączył do komanda w Babicach, które budowało ogrodzenie wokół pastwiska.

W Babicach losy zetknęły zakonnika m.in. z Tadeuszem "Teddym" Pietrzykowskim, przedwojennym wicemistrzem Polski w boksie, również więźniem. Któregoś dnia dostrzegł on nadzorcę, który okrutnie znęcał się nad Kolbem. Pięściarz uratował zakonnika. Zaproponował esesmanom, że stanie z nadzorcą do walki na pięści. Niemcy zgodzili się. Po chwili oprawca leżał na ziemi powalony ciosem. Pobity Kolbe zaczął wtedy prosić "Teddy`ego", by nie bił mężczyzny.

Maksymilian w Auschwitz szybko podupadł na zdrowiu. Trafił do szpitala obozowego. Więźniowie otaczali go opieką. Gdy poczuł się lepiej, wręcz wypchnięto go ze szpitala w obawie, by nie został w nim uśmiercony. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni.

Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch zarządził 29 lipca apel. Wybrał na nim dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek.

Opisując w 1946 r. tzw. wybiórkę, Gajowniczek powiedział: "Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami +Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam+ udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał ojciec Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć".

Muzeum Historii Polski w artykule o zakonniku zacytowało jego słowa, gdy zdecydował się iść na śmierć: „Chcę dodać innym odwagi do życia”.

Egzekucje przez zagłodzenie budziły grozę wśród więźniów. Po ucieczce więźnia z bloku, w którym był więziony, komendant lub kierownik obozu wybierał podczas apelu dziesięciu lub więcej więźniów. Byli zamykani w jednej z cel w podziemiach bloku nr 11. Nie otrzymywali pożywienia ani wody. Po kilku, kilkunastu dniach umierali w straszliwych męczarniach. Na podstawie rejestru więźniów bloku 11 historycy ustalili kilka dat "wybiórek".

Zamykając drzwi celi śmierci jeden z Niemców miał powiedzieć do więźniów, że "zwiędną jak tulipany". "Początkowo – jak wspominali więźniowie – słychać było śpiewy, modlitwy. Z upływem dni cichły. Cele co jakiś czas otwierano sprawdzając, kto umarł. Zwłoki były wynoszone. 14 sierpnia Niemcy zarządzili +oczyszczenie bunkra+. Wszystkich więźniów wyniesiono. Niektórzy jeszcze dawali oznaki życia; wyczuwalny był puls. Wśród nich był ojciec Kolbe. Zabito ich zastrzykiem fenolu" – powiedziała historyk z Muzeum Auschwitz Teresa Wontor-Cichy.

Śmiertelną substancję wstrzyknął o. Kolbemu niemiecki więzień kryminalny Hans Bock.

Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.

Polski franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Stał się pierwszym polskim męczennikiem z czasów II wojny, który został wyniesiony na ołtarze.

W celi śmierci zakonnika modlili się podczas swych pielgrzymek do Miejsca Pamięci Auschwitz trzej papieże: św. Jan Paweł II, Benedykt XVI oraz Franciszek.

Historyk z Muzeum Auschwitz Teresa Wontor-Cichy przypomniała, że Maksymilian miał dwóch braci. Józef również był franciszkaninem. Zmarł w 1930 r. podczas nieudanej operacji wyrostka. Z kolei Franciszek był legionistą i weteranem wojny z bolszewikami. W 1943 r. trafił do Auschwitz za działalność konspiracyjną. Był przenoszony do innych obozów. Zmarł 23 stycznia 1945 r. w KL Dora-Mittelbau.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów. Spośród ok. 140-150 tys. deportowanych do obozu Polaków zginęła w niemal połowa. W Auschwitz ginęli także Romowie, jeńcy sowieccy i osoby innej narodowości.