Jak mówi Wójcicki, rozbłyski słoneczne pojawiają się od kilku dni, co ma przeróżne konsekwencje dla atmosfery, ale gwarancji wystąpienia zorzy polarnej nie daje. Choć prawdopodobieństwo jest duże.
"Do rozbłysków doszło centralnie na samym środku tarczy słonecznej. Wyrzucona przy tej okazji plazma rozpoczęła swoją wędrówkę. Urządzenia badawcze oszacowały jej prędkość oraz gęstość i stąd wyliczenia, że dotrze ona do nas ok. 3 czasu uniwersalnego w czwartek, czyli o 5 nad ranem polskiego czasu" - wylicza Wójcicki. Nie jest jednak w stanie powiedzieć, czy zjawisko na pewno będzie widoczne nad Polską.
"Wiele osób planuje, że będzie zórz wypatrywać na niebie. Ale ze względu na godzinę, praktycznie już poranek u nas, większe szanse mają mieszkańcy zachodniej półkuli" - mówi astronom.
Nie chce jednak nikogo zniechęcać, bo z własnego doświadczenia wie, że wystąpienie zorzy najłatwiej przewidzieć na 30-40 minut przed, a najwięcej mogą nam powiedzieć parametry słonecznego wiatru.
"W tej chwili jeszcze wszystko jest możliwe. Łącznie z tym, że fala uderzeniowa dotrze w czwartek wieczorem" - szacuje Wójcicki o godz. 20.30 w środę.
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przewiduje, że w Polsce zorze polarne mogą być widoczne jedynie w północnych regionach. "Raczej nie ma szansy na zaobserwowanie tak spektakularnych zórz, jak w krajach skandynawskich" - twierdzą synoptycy IMGW.
Przeszkodą może być też pogoda, zwłaszcza na południu kraju, gdzie prognozowane jest duże zachmurzenie z opadami.
Zorza polarna to zjawisko świetlne w postaci barwnych pasm obserwowanych na niebie w przede wszystkim w okolicach podbiegunowych. Seria ostatnich rozbłysków na Słońcu i naładowane cząstki fali uderzeniowej wywołują jednak tak silną jonizację, że tym razem pląsające na niebie wstęgi mogą być widoczne również w Polsce.