M. Z-W.: Czy Pani zdaniem na ławie oskarżonych siedzi właściwy człowiek?
Ze śledztwa, które przeprowadziłam w tej sprawie, wynika, że siedzi niewinny człowiek. Z wielką niecierpliwością czekałam na to, aż prokurator powie, na czym oparł akt oskarżenia i w konsekwencji, na czym sąd oparł swój wyrok. Spisałam sobie nawet dziś podczas sprawy argumenty przytaczane przez pana prokuratora. Były to rzekome dowody. Dla mnie te argumenty nie brzmią jak dowody...
M. Z-W.: Czyli te dwa głosy pani nie przekonują?
Zdążyłam też pozmawiać z pewnym profesorem z Zakładu Medycyny Sądowej, z którym już wcześniej konsultowałam się w tej sprawie. Powiedział mi dwie rzeczy: po pierwsze chodzi o to badanie porównawcze dwóch włosów, o którym pan prokurator na sali sądowej powiedział, że jest to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że należały do jednego człowieka. Jeden włos znaleziony na zwłokach Katarzyny, a drugi włos znaleziony na stelażu wanny u Roberta. Zdaniem tego profesora z Zakładu Medycyny Sądowej, z którym rozmawiałam, jest to zupełnie nieuprawnione wyrażenie. Nie można o badaniu porównawczym powiedzieć, że wynik tego badania przesądza cokolwiek. On absolutnie niczego nie przesądza. Nie można powiedzieć, że te dwa włosy pochodzą od jednej osoby. Pan prokurator na sali sądowej powiedział o jeszcze jednym badaniu. W puklu włosów znalezionym na zwłokach Katarzyny zabezpieczono 13 włosów. Ustalono, że w wyniku badania HV2 okazały się zgodne z regionem HV2 DNA włosów Roberta. I znowu zapytałam tego konsultanta.
Powiedział, że po pierwsze pan prokurator powinien powiedzieć jeszcze, jaki był wynik HV1. Z wypowiedzi pana profesora wynikało, że oznacza się i HV1 i HV2 i dopiero jak się ma te dwa badania, to cokolwiek można powiedzieć. Był bardzo zdziwiony, że prokurator powiedział tylko o jednym badaniu. Powiedział też, że jeśli HV1 okazałoby się niezgodne z HV1 Roberta, to absolutnie nie pochodzą od tej samej osoby te dwa włosy. Natomiast jeśli wyszłoby, że jest zgodne, to należałoby dokładnie zbadać HV2. Generalnie wniosek jest taki: jest to poszlaka. Dwa badania nie przesądzają, że włosy znalezione na zwłokach Katarzyny należą do Roberta.
B.Z.: Na sali sądowej prokurator mówił też dużo o tych zaburzeniach, zachowaniach Roberta J. Chodziło tutaj między innymi o uduszenie królika. W jednej z przychodni Robert J. miał zagrozić obecnej tam osobie "Czy nie boi się pani, że panią też oskóruję?".
To nie jest żaden dowód. Robert od 2000 roku doskonale wiedział, o co chodzi w tej sprawie. W momencie kiedy wpadła do niego policja, przeszukała mu mieszkanie, wzywała go na przesłuchania, przecież powiedziała mu, o co jest podejrzany. Powiedziała mu, że chodzi o oskórowanie dziewczyny. Musimy mieć cały czas na uwadze, że jest to człowiek chory. Człowiek chory na schizofrenię, który był kilka razy hospitalizowany z tego powodu. Moim zdaniem mogło być tak, że po prostu on rzucił taką uwagę, bo wiedział, że jest o to podejrzewany przez policję. To w ogóle mogło nie mieć związku z tym, że ma coś takiego na sumieniu.
M. Z-W.: Czy według pani Roberta J. policja nękała przez te 20 lat?
Moim zdaniem tak, zaczynając od tego, że śledzili go, obserwowali, chodzili za nim, prawdopodobnie też - tak podejrzewa rodzina - wykonywała telefony do mieszkania Roberta, w których padały hasła: chodźmy nad rzekę, będziemy skórować jakąś dziewczynę. Rodzina Roberta podejrzewa, że to właśnie policja wykonywała te telefony po to, by sprowokować Roberta do jakichś działań, poprzez które po prostu się zdemaskuje.
B.Z.: Przychyla się pani do zdania obrońcy Łukasza Chojniaka, że tutaj było to myślenie tunelowe, że tak naprawdę dopasowywano te fakty do tego, by Roberta J. skazać ostatecznie?
Tak, mam wrażenie, że tak było, że policja od tego 2000 roku ukierunkowała się na Roberta i tak naprawdę szukała argumentów, że to on jest winny. Jak nie znajdowała albo znajdowała jakieś, które nie do końca pasowały do tej teorii, to je podciągała, albo interpretowała pewne zachowania Roberta, które można interpretować na wiele sposobów. Śledczy interpretowali je tak, by pasowały do tezy.
M.Z-W.: Jakie błęd popełniła prokuratura?
Mam wrażenie, że pewne fakty były naciągane i pewnie zachowania Roberta były podporządkowywane pod tezę. Podam taką sytuację z dzisiejszej rozprawy: pan prokurator powiedział, że dla niego dowodem na winę Roberta jest fakt, że w momencie gdy zapytał ojca Roberta - co Robert robił pomiędzy zaginięciem Katarzyny a znalezieniem zwłok, to powiedział mu, że nie wie. Weźmy pod uwagę, że to był dorosły człowiek. Blisko trzydziestoletni mężczyzna. Ojciec ma prawo nie wiedzieć, co dorosły chłopak w tym czasie robił. Natomiast dla pana prokuratora to był dowód na to, że albo nie chce powiedzieć, co jego syn robił, albo wie i właśnie zrobił coś złego. To jest jeden z przykładów obrazujących życzeniowe myślenie pana prokuratora i podporządkowywanie wszystkich faktów, różnych wydarzeń pod założoną z góry tezę.
B.Z.: Pani wiele tych tez prezentuje w swojej książce. Jak według pani w takim razie zginęła Katarzyna Z. I jeżeli nie Robert J. to, kto zabił Katarzynę Z.?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nawet mecenas Łukasz Chojniak stwierdził, że najprawdopodobniej nie uda się tego ustalić. Być może właśnie przez to, że policja na początku popełniła jednak pewne błędy. Te błędy polegały na być może zbytnim skupieniu się na tym jednym podejrzanym, chociaż dzisiaj pan prokurator twierdził, że ileś tomów akt dotyczy innych podejrzanych. Moim zdaniem nie sprawdzono na przykład porządnie pana Leszka L., o którym piszę w swojej książce. Był kolegą Roberta. Pan Leszek L. w dosyć tajemniczy sposób zniknął, nie funkcjonuje w tej sprawie na sali sądowej. Nie mówi o nim ani obrońca, ani prokurator. To mnie zadziwia, ponieważ moim zdaniem to jest niezwykle ważna postać w tej sprawie i w życiu Roberta. Oni się wtedy znali i jeżeli ktoś czytał książkę - to dowiedział się, jak wiele poszlak wskazuje na tego Leszka L. Ja absolutnie nie twierdzę, że on to zrobił, ale jeżeli na podstawie takich bardzo luźnych poszlak, zachowań, które można różnie interpretować, jesteśmy w stanie skazać Roberta na dożywocie za to morderstwo, to naprawdę tak samo wiele albo nawet więcej poszlak tego typu wskazuje na Leszka L. 
B.Z.: Problemem jest to, że Leszka L. już nie przesłuchamy tak jak wielu innych osób w sprawie, dlatego tym bardziej chyba będzie ciężko znaleźć ewentualną osobę, która mogła to zrobić, jeśli nie był to Robert J. 
Tak, myślę, że teraz to tylko przyznanie się do winy ewentualnego sprawcy albo pojawienie się naocznego świadka, którego wiarygodność zostałaby potwierdzona innymi dowodami, mogłyby sprawić, że ta sprawa zostanie wyjaśniona i to, w jaki sposób zginęła Katarzyna Z., zostanie wyjaśnione. Bardzo wątpię, by to się dziś udało.
M. Z-W.: Książka jest zamkniętą formą, ale pani dalej interesuje się sprawą, zatem czy powstanie druga część "Kryptonimu Skóra"?
Niewykluczone, jeśli tylko jako dziennikarze będziemy mieli dostęp do całości akt. Bardzo chętnie się z nimi zapoznam i napiszę nową książkę, która będzie już nie tylko wynikiem mojego dziennikarskiego śledztwa, ale też będzie zawierała fakty z akt sprawy.
B.Z.: Dalszy ciąg tej sprawy 23 maja. Wówczas może też poznamy ostateczny wyrok sądu. Czy wierzy pani w uniewinnienie?
Decyzja sądu, żeby rozprawa była jawna, wzbudziła we mnie nadzieję, że być może sąd wstanie z klęczek w stosunku do prokuratury i odważy się mieć własne zdanie, sprawiedliwie i obiektywnie ocenić te dowody.
I na podstawie tej obiektywnej, niezależnej, sprawiedliwej oceny wyda wyrok. Jeżeli oceni to w taki sposób, że uzna, że Robert jest niewinny, to ja będę bardzo zadowolona. Wydaje mi się, że on jest niewinny.