- Sztukowo tych krajów jest dużo, ale jak chodzi o ilości sprzedawanych tam jabłek to są one nieduże. Należy się cieszyć z każdego kilograma, który może być sprzedany na inne rynki. Po tym embargu widać co nam daje uzależnienie się od jednego rynku zbytu – przyznaje Józef Sułkowski ze Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej.

Jeśli do czasu nowych zbiorów, które ruszą mniej więcej za dwa miesiące, nie uda się sprzedać jabłek, owoce pójdą na przetwórstwo. To oznacza, że sadownicy zarobią na nich grosze, o połowę mniej niż w momencie zbiorów.

 

 

 

 

(Marta Tyka/ko)