Większość ze 180 uczniów dojeżdża ze wsi położonych w sąsiedztwie Rozkochowa, za transport płaci gmina. Rodzice i dyrekcja obawiają się, że to koniec początków nowej szkoły. Przekonują, że reaktywowana szkoła w Rozkochowie jest bardzo ważna dla społeczności, jest też przyjazna dla dzieci.
Nasze dzieci są zadowolone, z chęcią tutaj przychodzą i świadczy to o tym, że czują się po prostu zaopiekowane, bezpieczne. Stąd była właśnie prośba do pani dyrektor, żeby stworzyć tutaj miejsce, w którym dzieci mogą się rozwijać. My też mamy korzyści - możemy się spotykać, powstają różne inicjatywy
- mówią rodzice.
I dodają::
Dziecko nie przychodzi na godzinę 8 do szkoły, nie siada na cztery godziny w ławce, nie siedzi tylko w książkach, ale robi coś jeszcze. O godzinie 11.30 kończy zajęcia i albo idzie na świetlicę, albo ktoś je odbiera. Dzieci mają wypełniony czas - jest rękodzieło, jest joga, zumba. Te dodatkowe zajęcia w szkole sprawiają, że nie musimy wozić dzieci to tu, to tam. W piątek moje dziecko mówi: "Znowu muszę czekać dwa dni, żeby w poniedziałek iść do szkoły?"
"Gmina nie jest pokrzywdzona"
Za namową rodziców, trzy lata temu Anita Pytel, która z powodzeniem prowadzi już od kilku lat publiczną szkołę podstawową w Płokach (gmina Trzebinia), wystąpiła o utworzenie podobnej placówki w Rozkochowie. Radosław Warzecha, wójt gminy Babice, zgodził się, ale teraz - zdaniem dyrekcji - rzuca kolejne kłody pod nogi. Na przykład żąda zwrotu kosztów transportu uczniów od września do grudnia ubiegłego roku:
Dowożę dzieci w ramach przyznawanej dotacji. Uważam, że gmina w żaden sposób nie jest pokrzywdzona. Wręcz przeciwnie - utrzymujemy budynek, pracowników, stwarzamy godne i bezpieczne warunki pracy i nauki
- tłumaczy Anita Pytel.
Według gminy dotacja przyznawana szkole (w tym miesiącu 395 tysięcy złotych) nie może być przeznaczana na pokrycie kosztów dowozu uczniów. Dyrektorka jest innego zdania:
Transport może być realizowany, dlatego że stanowi integralną część działalności placówki. Bezpłatny dowóz i nauka zostały zawarte w statucie szkoły.
Co na to rodzice?
Właśnie ten dojazd, o którym wspomniała pani dyrektor, jest tak istotny. Mieszkamy na samym końcu wsi, w miejscowości Zagórze, nie mamy nawet chodnika, którym nasze dziecko mogłoby się dostać do szkoły. W tym każdym autokarze jest opiekun i wiemy, w czyje ręce my oddajemy dziecko. I to też jest dla nas bardzo ważne.
Pytel dodaje, że szkoła ma opinię z grudnia 2024 roku Ministerstwa Edukacji, zgodnie z którą dowóz uczniów do szkoły może stanowić koszty bieżące działalności placówki, jeżeli szkoła tak została zorganizowana.
"To nie jest moja zła wola"
Szkoła odwołała się od decyzji gminy, ale Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało w mocy decyzję wójta. RIO w wydanej opinii wskazuje, że organizacja transportu należy do zadań własnych gminy, a nie szkoły. Z kolei wójt zaznacza, że nie ma obowiązku dowozić uczniów spoza terenu gminy.
Dowożenie dzieci spoza naszego terenu jest niemożliwe. To nie jest zadanie własne gminy. To nie jest też moja zła wola - tak mówi przepis
- przekonuje wójt Warzecha.
Podkreśla, że nikt nie zabiera rodzicom prawa wyboru szkoły, ale po to są obwody, żeby dzieci miały zapewnione podstawówki jak najbliżej miejsca zamieszkania. Wskazuje, że koszt dojazdu uczniów w tej sytuacji mogą pokryć rodzice:
Oczywiście wtedy szkoła musi zmienić swój charakter z publicznej na niepubliczną
Czy istnieje inne rozwiązanie? Wójt takiego nie widzi. Rodzice złożyli petycję do niego,w której sprzeciwiając się rezygnacji z dowożenia dzieci do szkoły. Interweniują również u wojewody małopolskiego i rzecznika praw ucznia w Krakowie.