Odnowiona elewacja budynku, wyremontowane wnętrze – tak wygląda kamienica przy placu Wszystkich Świętych 11 w ścisłym centrum Krakowa. Stąd do Rynku Głównego można dojść w dwie minuty. Kilkaset metrów dzieli budynek od Wawelu i bulwarów wiślanych. Wartość budynku - w zależności od różnych wycen - waha się od kilku do nawet kilkunastu milionów złotych.

Od lat w tej atrakcyjnej lokalizacji mieści się wydział kultury Urzędu Miasta Krakowa. Budynek przeszedł na własność gminy w 1980 roku. Już po zmianach ustrojowych władze Krakowa systematycznie inwestowały w modernizację obiektu. Tylko od 1999 roku na remont obiektu wydano 1,45 milionów złotych. Roczny koszt utrzymania kamienicy to 147,5 tysiąca złotych.

 

Spór o kamienicę. Urzędnicy na bruk?

Los urzędników, jak i samej kamienicy nie jest pewny. W kwietniu zeszłego roku Sąd Najwyższy zdecydował, że kamienica ma trafić na rzecz Fundacji im. Tadeusza i Jana Oświecimskich. Spór trwał od lat i toczył się przed kilkoma sądami. Wydawało się, że decyzja sądu jest ostateczna i krakowscy urzędnicy będą musieli opuścić zajmowany przez siebie budynek.

- Sąd Najwyższy odmówił przyjęcia do rozpoznania skargi kasacyjnej wniesionej przez gminę Kraków z uwagi na fakt, iż sądy poprzednich instancji podjęły odpowiednią decyzję – mówił wówczas Onetowi Dariusz Nowak, kierownik referatu ds. informacji medialnej biura prasowego Urzędu Miasta Krakowa.

Teraz okazuje się, że sprawa przejęcia kamienicy nie jest do końca zamknięta. Urzędnikom udało się rozpocząć trzy postępowania sądowe w tzw. nadzwyczajnym trybie wznowieniowym.

- Na dzień udzielania informacji budynek przy Placu Wszystkich Świętych 11 nadal pozostaje w posiadaniu gminy miejskiej Kraków, a w administracji wydziału obsługi urzędu - zapewnia Onet kierownik Nowak.

 

Spór od lat

Tymczasem o tym, że urzędnicy mogą stracić budynek, Onet pisał w październiku 2017 roku. Przypomnijmy. Początek sporu sięga 2007 roku. Ponad dziewięć lat temu spadkobierca kamienicy wystąpił do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o uchylenie decyzji o przekazaniu budynku w ręce gminy. SKO wstępnie odmówiło wydania takiej decyzji, jednak po odwołaniu zmieniło zdanie i uznało, że kamienica powinna trafić w ręce osoby prywatnej.

Władze Krakowa z takim rozwiązaniem się nie zgodziły i zaczęły szukać pomocy w sądach. Jednak wymiar sprawiedliwości zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji odrzucił argumentację miasta i przyznał rację spadkobiercy. Urzędnicy wystąpili też do sądu z wnioskiem o zasiedzenie kamienicy, ale zarówno Sąd Rejonowy, jak i Okręgowy nie przychyliły się do ich argumentacji.

 

Fundacja, o której nikt nie słyszał

W marcu 2015 roku Renata Obstarczyk-Oświecimska, do rodziny której kiedyś należała kamienica, ustanawia Fundację im. Tadeusza i Jana Oświecimskich. Kilkanaście miesięcy później starsza pani umiera, a w ostatnim ze swoich testamentów zapisuje kamienicę fundacji. Przyjaciel zmarłej uważa, że jej ostatnia wola została sfałszowana, jednak dowodów nie ma. Sędzia uznaje, że prawowitym spadkobiercą jest fundacja.

Informacji na temat fundacji dziennikarze Onetu szukają w internecie. Nie ma jednak strony internetowej, trudno też odnaleźć do niej numer telefonu. Dokumenty dotyczące fundacji odnajdują w Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Śródmieście w Wydziale Gospodarczym. Teczka nie jest duża. W statucie czytamy, że "celem Fundacji jest udzielenie wsparcia finansowego dla studentów Wydziału Farmacji Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Fundacja realizuje powyższy cel poprzez ustanowienie i finansowanie stypendiów oraz udzielenie finansowania". Szkopuł w tym, że na Wydziale Farmacji nikt o fundacji nie słyszał.

Statut zakłada też, że w zarządzie mogą zasiadać 2-3 osoby, w tym fundatorka. W momencie jej śmierci o losach fundacji decydować mają członkowie zarządu. Wśród nich jest Marcin Jagielski i Justyna Figuła.

 

Mecenas

Tymczasem nazwisko mecenasa Jagielskiego, który zasiada w zarządzie fundacji, w przeszłości przewijało się już w kontekście przejmowania kamienic w Krakowie.

Z informacji, do których dotarli dziennikarze Onetu wynika, że Jagielski zasiada też w spółce ALM Invest, której prezesem jest Artur Bobrowski - jeden ze świadków, który stanął przed tzw. komisją reprywatyzacyjną. Podczas jej obrad poprosił o utajnienie swojego wizerunku. Wiceprezesem spółki jest Levi Offir.

W tej układance ważne są nazwiska Jagielskiego i Bobrowskiego. Ten pierwszy reprezentował drugiego w boju o przejęcie kamienicy przy ulicy Łobzowskiej 6. Co więcej, spółka ALM Invest została zarejestrowana pod tym samym adresem co firma ID Properties, administrator tamtej nieruchomości.

 

Łobzowska 6

Kamienica znajduje się w sąsiedztwie Plant, skąd na Rynek Główny można dotrzeć w kilka minut. Ma cztery kondygnacje. Mieści się w nim ok. 30 mieszkań, a jej wartość szacuje się na kilkanaście milionów złotych.

Nieruchomość przed wojną miała trzech właścicieli. Dwie trzecie udziałów należało do Malwiny Kohn. Z kolei jedna trzecia do braci Maurycego i Józefa Eblów. Pod koniec 2011 roku z ksiąg wieczystych wykreślono Maurycego Ebla. W jego miejscu pojawił się wnuk Maurycy Ebel wraz z żoną. Podstawą wpisu były trzy dokumenty. Pierwszy to dekret z 1946 r., stwierdzający, że Maurycy Ebel zmarł w czasie wojny w Skawinie i dziedziczy po nim syn Leon. Drugi - to postanowienie o nabyciu spadku po Leonie. Trzeci - był pisemnym oświadczeniem spadkobierców, że ich przodek był współwłaścicielem kamienicy przy Łobzowskiej 6. Małżeństwo nie cieszyło się jednak długo odzyskaną własnością i za 95 tys. dolarów sprzedało swoje udziały. Kupiła je czwórka krakowian. Wśród nich był Artur Bobrowski, specjalizujący się w odzyskiwaniu pożydowskich kamienic. Zeznawał on także przed warszawską komisją reprywatyzacyjną w roli świadka. Poprosił o utajnienie swojego wizerunku.

Tymczasem z dokumentów wynika, że Maurycy Ebel przeżył wojnę, a po jej zakończeniu zmienił imię i nazwisko na Józef Bieniarz i w latach 60. ubiegłego wieku wyemigrował do USA. To samo nazwisko miały jego dzieci i wnuki.

 

 

 

(źródło: Onet/Dawid Serafin)