"Sąd uznaje w sposób niebudzący wątpliwości, że obwiniony Jerzy S. popełnił wykroczenie, polegające na spowodowaniu stanu zagrożenia w ruchu lądowym, i jednocześnie w momencie, kiedy tego się dopuścił, znajdował się w stanie nietrzeźwości" - oznajmił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Szyrmer. Decyzja dotycząca kolizji z motocyklistą, do której doszło 17 października ub. r. w Krakowie, zapadła w poniedziałek w Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Krowodrzy. Wyrok jest nieprawomocny.
Sąd orzekł wobec aktora karę 4 tys. zł grzywny, zasądził koszty sądowe oraz zwrot kosztów związanych z ustanowieniem w sprawie pełnomocnika z wyboru dla Sławomira G. Prokuratura wnosiła o karę 6 tys. zł grzywny, a pełnomocnik motocyklisty o zmianę kwalifikacji czynu, wskazując na trwające powyżej siedmiu dni obrażenia ciała poszkodowanego, oraz nawiązkę za straty zdrowotne - w wysokości 10 tys. zł. Obrona z kolei wnosiła o karę, jaką zasądzono w wyroku nakazowym – 3 tys. zł.
Jak podkreślił w ustnym uzasadnieniu SSR Sławomir Szyrmer, zdaniem sądu orzeczona kara "obiektywnie małą nie jest i zarazem jest kwotą wystarczającą". "Kolizja miała charakter nieumyślny. (...) Nie można zdaniem sądu tego wyolbrzymiać i traktować, że ten czyn cechuje się jakąś ogromną społeczną szkodliwością, zwłaszcza w perspektywie tego, że z opinii biegłego wynika, że nie doprowadziło to u pokrzywdzonego do żadnych obrażeń" - powiedział sędzia.
Podczas poniedziałkowej rozprawy został przesłuchany biegły, specjalista medycyny sądowej, który podtrzymał swoją pisemną opinię i wskazał, że nie doszło do obrażeń u poszkodowanego. "Zdaniem sądu biegły przekonująco opisał, dlaczego nie widzi podstaw do przyjęcia obrażeń ciała w rozumieniu przepisów" - ocenił sędzia.
Opinię biegłego, z której wynikało, że obrażenia mężczyzny trwały poniżej siedmiu dni, zakwestionował podczas pierwszej rozprawy w tym przedmiocie w sierpniu br. motocyklista oraz jego pełnomocnik mec. Antoni Zduńczyk. Sławomir G. mówił wówczas, że obrażenia, których doznał w dniu kolizji, cały czas trwają - podkreślał, że ma uszkodzony nerw i drętwieją mu palce.
W marcu sąd w wyroku nakazowym uznał aktora Jerzego S. winnym spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, będąc w stanie po użyciu alkoholu, i ukarał go grzywną w wysokości 3 tys. zł. Od wyroku sprzeciw wniosła prokuratura, podnosząc zarzut rażącej niewspółmierności kary grzywny orzeczonej wobec obwinionego i domagając się rozpoznania sprawy na zasadach ogólnych.
W osobnym postępowaniu za prowadzenie w stanie nietrzeźwości aktor otrzymał karę zakazu prowadzenia pojazdów przez trzy lata, karę grzywny w wysokości 12 tys. zł oraz 6 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł z końcem czerwca przed Sądem Okręgowym w Krakowie.
Sąd podkreślił w poniedziałek, że "prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości czy po użyciu alkoholu oraz spowodowanie stanu zagrożenia w ruchu drogowego, będącego kolizją czy wypadkiem, to dwa odrębne czyny".
"Nie jest tak, że sąd skazuje obwinionego Jerzego S. drugi raz za to samo, ponieważ uprzednio w sposób prawomocny została dowiedziona wina oskarżonego w tamtej sprawie Jerzego S. w zakresie tego, że prowadził pojazd w stanie nietrzeźwości. A zupełnie innym czynem jest to, że będąc w takim stanie i prowadząc w takim stanie pojazd mechaniczny, w pewnym momencie (...) obwiniony spowodował zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu lądowym, w ten sposób, że doprowadził do kolizji z pokrzywdzonym" - wyjaśnił sędzia Sławomir Szyrmer.
Według ustaleń śledczych Jerzy S. 17 października 2022 r. podczas skręcania autem nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu kierującemu motocyklem, doprowadzając do kolizji drogowej i powodując zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Jak się okazało, aktor miał ok. 0,7 promila alkoholu w organizmie.
Wyjaśniając sprawę aktor wskazywał m.in., że 17 października 2022 r. wypił trzy, cztery lampki wina do obiadu. Zapomniał o umówionym na ten dzień wywiadzie z dziennikarzem. Czując się dobrze i w przekonaniu, że alkoholu nie ma w organizmie, wyjechał bocznymi drogami – z powodu remontu ul. Królowej Jadwigi - na spotkanie z dziennikarzem. Aktor tłumaczył, że najpierw odjechał z miejsca zdarzenia, ponieważ nie poczuł, aby spowodował kolizję i by zranił motocyklistę, który – jak wspominał – krzyczał i nie wyglądał na poszkodowanego. Jak podkreślił, miał wrażenie, że krzyczący obcy mężczyzna może go zaatakować.
Jerzy S. zaznaczył, że żałuje tamtego zdarzenia i nigdy wcześniej nie prowadził pod wpływem alkoholu. Zauważył też, że miał rozładowany aparat słuchowy w prawym uchu, co dodatkowo sprawiło, że nie widział, o co dokładnie chodziło na początku po zdarzeniu 17 października. Także po kolizji aktor wydał publiczne oświadczenie, w którym przepraszał.