Lista zarzutów do dyrektorki przedszkola w Szczepanowie jest długa. Obecni na spotkaniu rodzice przekonywali, że ich dzieci boją się chodzić do przedszkola w dni, w których są pod opieką dyrektorki, bo ma ona na nich krzyczeć. Przekonywano również, że dyrektorka podejmuje m.in. niezrozumiałe decyzje, bo na przykład w ostatniej chwili nie pozwoliła dziecku, które przygotowywało się do występu, pojechać na konkurs. To - jak podkreślała jedna z mam - dla dziecka było dużym ciosem. Były również zastrzeżenia do tego, że Marzena Babicz nie zadbała o to, żeby dzieci przez cały czas były ubezpieczone i nie pozwoliła podróżować na wycieczkę rodzicom w tym samym autobusie co dzieci, tylko osobnym. 

- Dzieci mówią, że się źle czują i boją. Dlaczego mamy im nie wierzyć? Usłyszałam od kilkorga rodziców, że słyszeli jak ich dzieci opowiadały, że pani wyzywała dziecko. Odpowiedź pani - wieloletniego pedagoga i dyrektorki - na to, że pani poniża dziecko jest "a Kasia powiedziała tak". Myślę, że nie potrzeba do tego komentarza - przekonywała jedna z mam. 

"Niestety, tak się mówi, że jak ktoś chce znaleźć kij to zawsze znajdzie i uderzy" - ripostowała dyrektorka. Marzena Babicz odpowiadając rodzicom wyjaśniała, że przypomina sobie jedną sytuację, w której nie pozwoliła pojechać dziecku na konkurs, bo miało śpiewać piosenkę o nieodpowiedniej treści. Dyrektorka nie była pewna, czy chodzi o "Pije Kuba do Jakuba". Zwracała również uwagę na to, że zmieniła ubezpieczyciela na prośbę rodziców i informowała ich o przerwie. 

W sprawie wycieczki Marzena Babicz wyjaśniała, że zazwyczaj rodzice jeździli z dziećmi jednym autokarem. Jednak w przypadku jednego z wyjazdów zgłosiło się tak dużo chętnych, że trzeba było zorganizować dwa autobusy, a rozdzielenie rodziców od dzieci konsultowała z kuratorium. Dyrektorkę wspomagała w wyjaśnieniach kucharka, która odpowiadając na zarzuty przekonywała, że dzieci nie chodzą głodne, zawsze mogą liczyć na dokładkę i w każdej chwili wodę. Marzena Babicz podkreślała również, że na początku roku otacza szczególną opieką dzieci, którym najtrudniej jest przyzwyczaić się do przedszkola. 

Dyrektorki bronił jej mąż, radny miejski w Brzesku i radca prawny. Bogusław Babicz przekonywał, że nie spotkał się do tej pory z taką falą nienawiści. "To są okropne zarzuty i państwo dokonaliście sądu przed rozstrzygnięciem sprawy. To nie jest sposób załatwienia sprawy. Nikt nie chciał tego chować pod dywan, jak pisze się w internecie. Nie spotkałem się z tak wstrętnym hejtem. Państwo to spowodowaliście rozesłaniem pisma do mediów" - mówił Babicz.

Rodzice poprosili o interwencję burmistrza. "Jaka musi być determinacja rodziców, którzy w takiej liczbie spotkali się, żeby porozmawiać o problemie? Gdyby było dobrze w przedszkolu to nie musielibyśmy się spotkać. Naprawdę nikt nie chce zrobić pani dyrektor na złość. Nie chce zrobić krzywdy. Po prostu rodzice bronią swoich dzieci. Musi się coś zmienić, żeby dzieci nie bały się chodzić do przedszkola" - mówili rodzice.

Burmistrz Grzegorz Wawryka wyjaśniał, że skargą rodziców będzie się zajmowała komisja rewizyjna. "Stanowisko podejmie Rada Miasta i Gminy. Natomiast ja ze swojej strony dołożę starań aby ta sprawa została szybko i dokładnie wyjaśniona. Na pewno bardzo dokładnie słuchałem tego co było mówione, zostanie to przeanalizowane i nie będzie to na pewno zlekceważone. Tak jak powiedziałem dobro dzieci jest bardzo ważne" - podkreślał burmistrz.  

 

 

 

(Bartłomiej Maziarz/ko)