Powieść Żanny Słoniowskiej wygrała konkurs wydawnictwa Znak. Teraz, po kilku miesiącach wyczekiwania, czytelnicy nareszcie mogą się zmierzyć z prozą ukraińskiej pisarki. Ona sama pytana, czy jest Polką, czy Ukrainką podkreśla, że nie ma to znaczenia. „Jestem z tych dwóch krajów”, powtarza kilkakrotnie w rozmowie z Radiem Kraków. W rozgłośni jest zresztą znana, ma za sobą epizod współpracy z audycją Kermesz, ukazującą się w niedzielne wieczory a skierowaną do mniejszości ukraińskiej i łemkowskiej w Polsce. Z językiem też nie jest łatwo. „Jestem trójjęzyczna” – mówi Żanna Słoniowska, „tak samo ważny jest dla mnie ukraiński, polski, jak i rosyjski, w którym dorastałam”.

Lwów, który nam pokazuje w książce „Dom z wirażem”, też nie jest oczywisty. To nie miasto zabytków, o których chce pamiętać każdy Polak. To miasto ojczyzna, miasto świadek historii, miasto najważniejsze miejsce dla ludzi z nim związanych. Symbolem jest tytułowy dom z witrażem, świadek wydarzeń historycznych  i miejsce osobistych losów bohaterów książki. Jak opowiada Żanna Słoniowska, ten dom naprawdę istnieje, a paradoksem jest to, że witraż zniknął w momencie, kiedy jej książka trafiła do drukarni.

Kiedy zaczynała pisać swoją opowieść sięgającą w historię Ukrainy, ale koncentrującą się przede wszystkim na wydarzeniach z końcówki lat osiemdziesiątych, nie spodziewała się, że w rytm pisania wtargną wydarzenia najbardziej aktualne. Nieoczekiwanie fikcja zderzyła się z bolesną rzeczywistością.


Jarosław Czechowicz, autor literackiego bloga „Krytycznym okiem” i juror konkursu Znaku „To się musi powieść” pisze:  "Dom z witrażem" to bolesna opowieść o Ukrainie, gdzie żyją ze sobą w trudnej symbiozie narody, przekonania, wątpliwości, różne formy buntu i niewyrażalny smutek do pary z rozczarowaniami. Historia Lwowa, historia kobiet w czterech pokoleniach, odważne kroki i oznaki konformizmu. Wybory, dla których nie ma uzasadnienia i decyzje śmiałe, od jakich nie ma już odwrotu.


Posłuchaj fragmentów książki w interpretacji autorki: