"Kinowyprawy" w piątki o 18.30. Zapraszamy!

 

Urszula Wolak poleca: „Niemiłość”

Reżyseria: Andriej Zwiagincew

Produkcja: Rosja

 

Seans nowego filmu Andrieja Zwiagincewa jest dla widza udręką. Są sceny, w których oglądanie „Niemiłości” staje się wręcz nie do zniesienia. Podniesienie się z fotela i opuszczenie kina nie jest jednak możliwe, gdyż dzieło Zwiagincewa jest zarówno odrzucające jak i fascynujące. Emocjonalna temperatura historii o zaginięciu małego Aloszy (który ucieka z rodzinnego domu, gdy dowiaduje się, że rozwodzący się właśnie rodzice myślą tylko o tym, jak się go pozbyć) zostaje wystudzona kameralną inscenizacją, powolnym tempem narracji i redukcją dialogów na rzecz konkretnych scen wskazujących na podłą naturę głównych bohaterów – niezdolnych do tego by kochać. Mam nadzieję, że rozdzierająca serce (choć daleka od melodramatycznych rejestrów) „Niemiłość” przyniesie Zwiagincewowi Oscara w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”.

Temat opuszczonego, brutalnie odrzuconego i zranionego dziecko budzi ogromne emocje. Rosyjski reżyser wpisał go w wątek rozpadającego się małżeństwa, dla którego nie ma żadnej nadziei. Pole walki między rozchodzącymi się rodzicami raz przypomina zaminowany teren, innym razem zamienia się w bagno oszczerstw, wyzwisk i wulgaryzmów, w którym on i ona grzęzną po uszy. Zniknięcie dziecka niczego nie zmienia, a oczekiwana przemiana bohaterów (typowa dla kina amerykańskiego) nigdy nie nadchodzi. Kiełkuje w nich za to bezduszność i pleni się nienawiść. Zaginięcie Aloszy staje się bowiem jedynie przeszkodą w realizacji kuszących planów u boku nowych partnerów. Czysty egoizm wypiera myślenie o drugim człowieku czyniąc z bohaterów Zwiagincewa potwory z piekła rodem.

Twórca nie zadaje nawet w swoim filmie pytania, czy mamy prawo do własnego szczęścia? Stawia za to tezę, że nie wiemy czym to szczęście jest żyjąc w świecie odwróconych wartości i budując w wyrachowany sposób relacje na krzywdzie innych. „Niemiłość” Zwiagincewa jest w tym sensie również metaforycznym portretem współczesnej Rosji (o czym dobitnie świadczy znakomita finałowa scena filmu) pozbawionej współczucia, gnijącej od środka i dlatego stojącej w miejscu. Postęp, jak podpowiada Zwiagincew, jest tylko pozorny, a rozpad, jeśli się nie opamiętamy, nieuchronny.

 

 

 

Urszula Wolak