Zbigniew Stonoga odpowiada przed sądem za wyprowadzenie ponad 40 milionów złotych z krakowskiej spółki Viamot. Od listopada ubiegłego roku jest w tymczasowym areszcie. Wówczas to nadano mu status szczególnie niebezpiecznego, co wiąże się ze szczególnymi rygorami. Przedsiębiorca wielokrotnie skarżył się na to i swój stan zdrowia. Domagał się złagodzenia warunków osadzenia w areszcie.

- Ja uważam, że wyrok końcowy po części będzie wytłumaczeniem tych wulgarnych inwektyw, które on kieruje. W następnym terminie sam oskarżony powinien powiedzieć jakie są motywy i przesłanki. Kwestia braku kontaktu z rodziną jest jedną z najważniejszych - mówi jego obrońca Michał Wąż.

Na środową rozprawę Stonoga nie został doprowadzony. Nie zgodził się, by skuto mu ręce i nogi. W sądzie pojawiło się za to kilkadziesiąt osób, które wyrażały swoje poparcie dla oskarżonego przedsiębiorcy. 

Zbigniew Stonoga dał się szerzej poznać w 2015 r., gdy ujawnił w internecie akta śledztwa tzw. afery podsłuchowej. Chodziło o nagrania ważnych polityków PO w warszawskich restauracjach.

W przeszłości Stonoga był asystentem posłanki Samoobrony Wandy Łyżwińskiej i doradcą Andrzeja Leppera. W 2015 r. startował w wyborach do parlamentu z ugrupowaniem "Stonoga Partia Polska". Uzyskał wynik poniżej 1 proc. poparcia.

 

 

 

(Marcin Friedrich/PAP/ko)