Apel Krakowa w sprawie S7 i prośba o wstrzymanie konsultacji
Panie prezydencie, władze miasta chcą apelować do rządu w sprawie proponowanych przebiegów S7. Co to będzie — apel czy list protestacyjny?
W istocie to jest uzgodnienie, które poczyniliśmy w ramach zespołu wyznaczonego w mieście do przedstawienia alternatywnej propozycji wobec sześciu wariantów zaproponowanych przez GDDKiA. Odbyło się kilka spotkań, a ostatnie zakończyło się przyjęciem uzgodnienia i skierowaniem pisma. To pismo jest rodzajem bardzo silnego komunikatu. Po pierwsze prosimy o zaprzestanie konsultacji — to bardzo ważny element tego pisma. Po drugie oczekujemy poważnej rozmowy o alternatywnych rozwiązaniach. Po trzecie potrzebujemy czasu, żeby te alternatywne rozwiązania móc w sposób rzeczowy skomentować. Takie pismo, zdaje mi się, że dzisiaj zostanie wysłane do ministra infrastruktury, ale też do regionalnego dyrektora GDDKiA oraz pana wojewody Klęczara.
Dziś już rozpoczynają się konsultacje.
Tak. My w piątek wysłaliśmy bardzo jasny sygnał, że prosimy o zaprzestanie tych konsultacji. Warto powiedzieć słuchaczom, dlaczego uważaliśmy, że należy je zatrzymać. Po pierwsze — bardzo krótki okres czasu na przygotowanie konsultacji. Jeżeli prace nad tymi sześcioma koncepcjami trwały półtora roku, to raptem w ciągu kilkunastu dni mają się odbyć konsultacje. Po drugie — ich formuła: materiał daje mieszkańcom wybór między sześcioma wariantami. To sytuacja, w której nie ma alternatyw i nie ma możliwości przedstawienia innej opinii. Jest tylko wskazanie sześciu opcji: która jest najlepsza, a która najgorsza. I wreszcie po trzecie — miasto miało mało czasu, żeby się do tego przygotować. Te trzy powody zadecydowały, że wystosowaliśmy apel. Prosiliśmy o zaprzestanie konsultacji, ale oczekujemy też alternatywnych propozycji, bo te sześć wskazanych wariantów nie jest akceptowane nie tylko przez Kraków, ale też przez gminy, których trasa dotyczy.
Kiedy ten apel trafi do odbiorców — do GDDKiA, ministra infrastruktury i być może do szefa rządu? Dziś konsultacje ruszają i każdego dnia w innym miejscu Generalna Dyrekcja ma się spotykać z mieszkańcami.
Tak to zaplanowano, dlatego zależało nam, żeby te konsultacje się nie odbyły. Stąd apel. Wydaje mi się, że dzisiaj zostanie już przekazany — to była kwestia zebrania podpisów. W tym zespole byli przedstawiciele Rady Miasta Krakowa, urzędnicy jednostki miejskiej, ale też osoby społecznie organizujące protesty. Znamienne było to, że bardzo szybko, mimo wielu różnic — także z udziałem radnych opozycyjnych — udało się uzgodnić treść apelu. To pokazuje, że jest to coś, co absolutnie wszystkich w Krakowie łączy.
Podpisali się wszyscy prezydenci pod tym apelem o zaprzestanie konsultacji?
W tej grupie i na tym spotkaniu nie było prezydentów ani przedstawicieli ościennych gmin. Jest natomiast inne forum, na którym prezydent spotyka się z włodarzami gmin ościennych, i wedle mojej wiedzy tam panuje pełne porozumienie co do tego, że nie ma zgody na proponowane warianty.
Czy ktoś posłucha tego apelu? Konsultacje są przygotowane i pewnie dzisiejsze na pewno się odbędą.
Wierzę, że skala protestów — które oczywiście mają charakter emocjonalny, ale stoją za nimi jasne, twarde argumenty — zostanie potraktowana poważnie. Te trasy bardzo naruszają tkankę miejską Krakowa, zagrażają walorom środowiskowym i wiążą się z dużą liczbą wyburzeń. Trudno sobie wyobrazić miasto, które deklaruje chęć budowania miasta kompaktowego, miasta, w którym dobrze się żyje, a tak ważna arteria przebiega przez istotne części miasta. Są więc argumenty społeczne i emocjonalne, żeby ci, którzy podejmują decyzje — w tym premier Tusk — wzięli je pod uwagę. Wedle mojej wiedzy premier zna skalę protestów i wyraża dezaprobatę wobec proponowanych tras. Mam więc nadzieję, że powie: czas się zatrzymać i na nowo rozpocząć rozmowy.
Dezaprobatę wyraża też wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, lider ludowców. Jednocześnie Ministerstwo Infrastruktury jest prowadzone przez ludowców i nie zwalnia prac, podobnie GDDKiA — też kierowana przez ludowca. Czy w takiej sytuacji apele mają sens, skoro w jednej formacji są różne opinie?
Chcemy być konstruktywni, więc przyjęliśmy zasadę: apelujemy, zbieramy dowody, a potem staramy się wywrzeć presję. Apel wicepremiera Kosiniaka-Kamysza jest czytelnym sygnałem dla jego środowiska i podwładnych w wymiarze rządowo-partyjnym, że są pewne oczekiwania. Głęboko wierzę, że taka refleksja nastąpi, impet konsultacyjny — tych tak zwanych konsultacji — wygaśnie i wrócimy do poważnej rozmowy.
Powiedział pan „tak zwane konsultacje”.
Tak, zważywszy na formułę konsultacji, tryb ich zwoływania oraz to, że wybieramy jedynie między zadanymi wariantami, wskazując co nam się podoba albo nie.
Mikrokawalerki w domach jednorodzinnych: kontrole, prokurator i możliwe działania miasta
Teraz druga sprawa. W rozmowie z portalem Onet mówi pan o 24 postępowaniach administracyjnych w sprawie wydzielania mikrokawalerek w budynkach jednorodzinnych. Na czym polegają te decyzje?
Problem mikrokawalerek dotyczy wielu dużych miast. Chodzi o sytuację, w której ktoś uzyskuje pozwolenie na budowę domu jednorodzinnego, buduje go, a potem w jego ramach wydziela bardzo małe przestrzenie — czasami kilkunastometrowe — robi prowizoryczne ścianki i sprzedaje np. szesnaście „mieszkań”. To nie tylko kwestia niskiego komfortu lokatorów, ale też zieleni, miejsc parkingowych i infrastruktury. Nagle zaczynają tam żyć rodziny, a miejsce zaczyna funkcjonować jak blok wielorodzinny, przy czym warunki lokalowe, bezpieczeństwo pożarowe i otoczenie absolutnie nie są do tego dostosowane.
Jakie to są przypadki, skoro w tej samej rozmowie wspomina pan, że w ponad dwudziestu sprawach zaangażowany jest prokurator?
To są sytuacje, w których Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego dochodzi do wniosku, że złamano prawo, bo budynki mają inne przeznaczenie niż wynika z planu miejscowego i pozwolenia na budowę. Jeśli dochodzi do sprzeniewierzenia jednej i drugiej decyzji, pojawia się inspektor. Gdy prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa jest wysokie, sprawa trafia do prokuratury.
Co będzie z tymi mikrokawalerkami i z właścicielami nieruchomości?
Z perspektywy prawa powinno dojść do przywrócenia stanu pierwotnego, czyli zgodności budynku z decyzją administracyjną. Jest też wymiar społeczny — co z osobami, które tam mieszkają. Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie, ale na pewno nie takie, które polega na oferowaniu ludziom zdesperowanym mieszkań niskiej jakości, wręcz odhumanizowanych, a potem skazywaniu ich na życie w takich warunkach. Mamy też ciekawe zjawisko: osoby, które kupiły te „kawalerki”, coraz częściej przychodzą i mówią, że to było oszustwo — nie do końca wiedziały, co kupują — i oczekują reakcji miasta.
A co może zrobić miasto? Skoro obecni właściciele kupili te lokale, mogą je sprzedać…
Miasto ma obowiązek przede wszystkim dopilnować, żeby nie powstawały kolejne takie lokale. Tam, gdzie sytuacje już są, trzeba myśleć o rozwiązaniach umożliwiających ludziom znalezienie mieszkań o lepszych parametrach, ale w zasięgu ich możliwości finansowych. Pracujemy też nad instrumentami i bodźcami ekonomicznymi, żeby ludzie nie musieli być aż tak zdeterminowani, by kupować mikrokawalerki, tylko mogli kupować mieszkania o większym metrażu.
To o przyszłych klientach. A ci, którzy już kupili i przychodzą się skarżyć?
Z każdą z tych osób rozmawiamy i doraźnie będziemy szukać rozwiązań. Miasto ma niewielką pulę lokali komunalnych. W jaskrawych przypadkach — np. osoby starszej wymagającej stałej opieki, której lokal jest tak mały, że utrudnia nawet pracę pielęgniarek — musimy szukać wyjścia. To byłoby niehumanitarne zostawiać takich ludzi w kilkunastometrowej przestrzeni, nawet jeśli decyzja o zakupie była po ich stronie.
Czyli takie osoby mogą trafić do lokalu komunalnego lub socjalnego?
Sądzę, że to powinno być przedmiotem namysłu miasta i że dla osób w najtrudniejszej sytuacji musimy szukać takiego mechanizmu.
Pseudohostele i inwestycja De Niro w budynku Miastoprojektu
Prowadzą państwo też kontrole pseudo-hosteli. Rozumiem, że to są niby hotele, które de facto są mikrokawalerkami?
Tak, to podobna praktyka, ewidentne obchodzenie prawa. Inwestor na terenie usługowym buduje hotel, a potem dzieli go i sprzedaje „mieszkania”. Planujemy całościową kontrolę takich obiektów w skali miasta. Nie wydajemy zgody na samodzielność lokali — co jest ważne dla kupujących np. przy kredytach. Jako jedno z niewielu miast w Polsce mówimy kategorycznie „nie” i w ten sposób z tym walczymy. Mieliśmy też udział w przygotowaniu projektu nowelizacji ustawy, którą Związek Miast Polskich skierował do komisji parlamentarnych, żeby dać nam mocniejsze narzędzia do przeciwdziałania takim zjawiskom.
Ile jest takich miejsc?
Finalizujemy prace nad listą inwestycji i chcemy je skontrolować. Szacujemy, że tych, co do których nie ma większych wątpliwości, jest powyżej trzydziestu, ale ta skala może rosnąć z dnia na dzień.
Czy kontrolują państwo też to, co dzieje się w budynku Miastoprojektu, gdzie inwestuje De Niro?
Absolutnie. Niezależnie od tego, czy to De Niro, czy ktokolwiek inny — stosujemy jednolite standardy. Ze względu na zainteresowanie opinii publicznej bardzo wnikliwie prześledziłem proces wydawania decyzji. Kolejna kontrola zakończyła się tydzień temu: były minimalne uchybienia dotyczące nadzoru nad pracami, ale nie wynika z tego, że uzasadniona jest teza, iż inwestor „pruje” ten budynek.
Wewnątrz oczywiście, bo fasada zostaje.
Ten budynek jest wpisany do gminnej ewidencji zabytków — to nie jest klasyczna ochrona konserwatorska, ale ma znaczenie, bo chroni bryłę obiektu. Kontrowersje budzi przede wszystkim kwestia deptaka, który miałby się tam pojawić. Chcę bardzo jasno podkreślić: miasto nigdy nie wyraziło zgody na budowę deptaka. Co więcej, dwa tygodnie temu spotkałem się z jednostkami miejskimi i inwestorem i po raz kolejny odmówiliśmy zgody na pozwolenie na jego przygotowanie, w dużej mierze ze względu na protesty społeczne. Nigdy nie było zgody na zbudowanie tego deptaka.
Czy dodatkowe funkcje obiektu — bo to nie będzie tylko hotel — w jakikolwiek sposób wpłyną na wartości architektoniczne chronionego budynku?
Wydaje mi się istotne, że te działania były uzgadniane z miejskim konserwatorem. Według dokumentów oprócz funkcji hotelowej ma być też duża część funkcji artystycznej: sala teatralna na około 120–130 osób, kino i przestrzeń dla wystaw nowoczesnej sztuki. Jeśli te zamiary zostaną zrealizowane zgodnie z dokumentacją, to uważam, że będzie to wartościowy obiekt. Warto też pamiętać, że w ostatnich latach ten budynek nie odzyskiwał świetności — choćby plastikowe okna nie były powodem zachwytu. Mam wrażenie, że to trochę spór między nowoczesnością a tradycyjnością i próba znalezienia dobrego kompromisu.