Zapis rozmowy Jacka Bańki z kandydatką PiS na prezydenta Krakowa, Małgorzatą Wassermann.

 

Polski Fundusz Rozwoju przejmuje majątek PKL. Co to może oznaczać dla narciarzy i turystów?

- Bardzo dobrze odbieram tę decyzję. Jestem całkowicie za tym, żeby takie cenne rzeczy wracały w ręce Polski. Źle się stało, że to kiedyś zostało utracone. Rząd PiS po kolei odzyskuje, to nie jest pierwsza rzecz, którą odkupujemy, żeby to było w majątku państwa. To rzecz istotna dla nas. Każdy z nas jeździ w te tereny. Chcemy, żeby polska kolejka się rozwijała. Są plany, żeby doszło tam do szerokiej rozbudowy infrastruktury gastronomicznej i usługowej. Mam nadzieję, że przez lata będzie nam to służyć.

 

Wracamy zatem do Krakowa. Tutaj zapowiada pani, że dzięki zmianom w funkcjonowaniu miejskich spółek, krakowianie będą mniej płacili za rachunki. Weźmy wywóz odpadów. Obecnie w zabudowie jednorodzinnej trzyosobowa rodzina płaci 47 złotych za odbiór odpadów segregowanych. Ile po zmianach?

- Nasze założenie jest takie, że chcemy postawić przed zarządami spółek komunalnych jedno zadanie. Jeśli zostanę prezydentem, powiem tak. Szanowni państwo, chcę, żeby wasze wynagrodzenie zostało podzielone na dwie jasne części. Jedna to wasza pensja, druga część to zmienna. Jeśli wykonacie plan, zmienna część wynagrodzenia zostanie wypłacona. Chciałabym, żeby spółki przedstawiły plan takiego działania, że przy utrzymaniu zatrudnienia, przy dalszej działalności inwestycyjnej, będą w stanie tak funkcjonować, że od razu dojdzie do obniżki rachunków o 10%. Mam na myśli ciepło, ścieki, wodę i tak dalej. Jeśli sytuacja spółek pozwoli, będziemy szli dalej. To ostrożne szacowanie. Nasze wyliczenia wskazują, że oszczędności mogą być większe, ale ja nie mam w zwyczaju obiecywać gruszek na wierzbie. Zrealizujemy plan tych 10%, potem będziemy szli dalej. Chcemy, żeby krakowianie, którzy są właścicielami tych spółek, coś z tego mieli. Chcemy zmusić zarządy, żeby zaczęły efektywniej zarządzać powierzonym im mieniem. Tego samego dokonaliśmy w spółkach skarbu państwa.

 

Czyli ta trzyosobowa rodzina zamiast 47 płaciłaby 42-43 złote. To byłby punkt wyjścia. Do tej stawki musiałaby spółka się dostosować?

- Dokładnie. Chcemy, żeby był biznesplan, możliwości oszczędności, zarobku, cięcia kosztów. Jestem przeciwnikiem wyprowadzania usług na zewnątrz. Po to jest administracja miejska i pracownicy, żeby większość zadań była wykonywana na miejscu, nie zlecana kolejnym firmom. To generuje kolejne, niepotrzebne koszty.

 

Proponuje pani podobną obniżkę w wypadku biletów okresowych. Rozumiem, że dla posiadaczy Karty Krakowskiej. Ci płacili najpierw za bilet sieciowy 89 złotych. Dzięki Karcie Krakowskiej i obniżce o 20%, teraz mamy 72 złote. Pani propozycja to 60 złotych.

- Sytuacja jest analogiczna. MPK to miejska spółka, która jest deficytowa. Liczyliśmy możliwości. Całkowicie darmowa komunikacja nie jest możliwa. Obniżka na tym poziomie jest do wytrzymania. To koszty do 39 milionów rocznie, przy dochodzie 280 milionów, które generuje ta spółka. Jest to ekonomicznie uzasadnione. Chcemy promować krakowian i osoby płacące tutaj podatki.

 

Czyli utrzymuje pani Kartę Krakowską?

- Jak najbardziej. Zostają wszystkie inne ulgi, zostaje darmowa komunikacja dla dzieci w czasie szkolnym. Jeśli sytuacja ekonomiczna pozwoli, będziemy szli dalej.

 

Mniej więcej 39 milionów by to kosztowało miasto?

- Około. Tu jest być może około 4 miliony mniej, ale wolę podać kwotę wyższą.

 

Jak chciałaby pani rozwijać Kartę Krakowską. Ona daje możliwość dowolnego jej kształtowania. Co z tym zrobić?

- To dobry pomysł. Będziemy go kontynuować. Zależy nam na ściągnięciu do Krakowa jak największej ilości PIT-ów. To daje pieniądze. Będą zachęty, propozycje, które spowodują, że jak przyjedzie student do Krakowa i jego rodzice przeniosą PIT do Krakowa, on dostanie kolejne zniżki dołączone do Karty. Mówimy o komunikacji, kulturze.

 

Miejskie spółki i do tego komercyjne instytucje?

- Jeśli podpiszemy z nimi umowę. Do tego instytucje zajmujące się kulturą w Krakowie, ale należące do miasta.

 

Widzę niespójność. Obniżka cen biletów sieciowych to zachęta do korzystania z komunikacji zbiorowej. Często mówi jednak pani, że Kraków potrzebuje większej liczby miejsc parkingowych. To nie jest sprzeczne? Większa liczba miejsc parkingowych to zachęta do jazdy samochodem. Obniżka cen biletów to zachęta do korzystania z komunikacji zbiorowej. Jaki ten model komunikacyjny?

- Dobrze, że pan powiedział o modelu. Nie jest tak, że ja jestem zwolennikiem jednego środka komunikacji. W Krakowie kierowcy, rowerzyści i inni muszą mieć swoje miejsce. Ja bym chciała, żeby krakowianom bardziej się opłacało przesiąść na komunikację miejską, niż wsiadać w samochód. Samymi autobusami i tramwajami tego nie osiągniemy. Potrzebna jest kolej aglomeracyjna. W perspektywie kilkuletniej jest to metro. Chcemy, żebyśmy do tego doprowadzili zachętami – komfortem jazdy, szybkością. Jestem przeciwnikiem zakazów. Najczęściej te grupy się buntują. Należy rozmawiać. Wracając do miejsc parkingowych. Faktem jest, że krakowianie chcą i korzystają z samochodów. Dzisiaj mają niewydolną komunikację miejską. Nie może być tak, że wszyscy krakowianie stają w takiej sytuacji, że wyjeżdżamy samochodem, bo musimy, chcemy, jest brzydka pogoda, albo mamy do załatwienia 20 spraw po drodze. Tego się na rowerze nie zrobi. Ludzie jadą, irytują się i są zmuszeni do zostawiania miejsc w miejscach nielegalnych. Efekt? Mają mandat lub blokadę. Miasto im musi stworzyć warunki. Ja przywrócę miejsca parkingowe, które zostały przez obecnego prezydenta zlikwidowane. Mam pomysł na 800 dodatkowych miejsc parkingowych w centrum Krakowa. Ponadto są miejsca, w których można wybudować podziemne parkingi zabudowane zielenią. Podam przykład. Ja przyjeżdżam z krańca Krakowa. Chętnie bym zostawiła samochód i dojechała dalej tramwajem. Nie mam go jednak gdzie zostawić. Dojeżdżam do ulicy Kościuszki. Jakbym miała parking to bym chętnie zostawiła tam samochód i przesiadła się na tramwaj. Nie mam parkingu, więc muszę jechać dalej. Mój plan jest całościowy. Wtedy, zarówno ja, jak i wielu krakowian, pomyśli, że jak przyjedzie taka kolejka i ona mnie przewiezie w 7,8 minut na drugi koniec Krakowa to nie będę potrzebowała zakazu, z przyjemnością się przesiądę.

 

Gdzie by pani chciała ulokować te największe parkingi?

- Chciałabym, żeby były na praktycznie każdej wylotówce. Tutaj potrzebne są badania i umowy z gminami ościennymi. Mamy dzisiaj cztery parkingi. Tego jest za mało. Te parkingi najczęściej są pełne. Chcemy, żeby Kraków był objęty systemem internetu 5G. Dlaczego? Jak jadę w kierunku miasta, chciałabym sprawdzić, gdzie jest wolne miejsce parkingowe, gdzie mogę zostawić auto. Trudno jest jechać w kierunku parkingu, jeśli nie mam gwarancji, że tam będzie miejsce. Mój plan jest kompleksowy. Nie jest tak, że ja preferuję samochód kosztem innego środka. Dzisiaj tak jest. Nie bez przyczyny ze statystyk policyjnych wynika, że dzisiaj najwięcej interwencji jest podejmowanych w stosunku do źle zaparkowanych samochodów. To świadczy o tym, że krakowianie chcą korzystać z samochodów, nie mają takiej możliwości i stawiają auta w miejscach niedozwolonych.

 

Za niecały rok wejdzie w życie podpisana przez prezydenta ustawa o drogach publicznych. Ona umożliwia samorządom różnicowanie cen za parkowanie. Ile powinna zapłacić osoba, która parkuje na Franciszkańskiej, ile na Kazimierzu?

- To zbliżone miejsca. Tam opłata powinna zbliżać się do maksimum.

 

Czyli do 10 złotych?

- Na ten moment tak. Stać cię, chcesz wjechać? Musisz zapłacić. My chcemy, żebyś nie wjeżdżał, ale jeśli masz taką konieczność, musisz się liczyć z tym, że zapłacisz. Oczywiście im dalej od centrum, opłaty powinny być zróżnicowane.

 

Druga sprawa to tworzenie stref bezemisyjnych. Mamy dyskusję o takiej strefie na Kazimierzu. Pani by chciała tworzyć takie strefy, gdzie mogłyby wjeżdżać tylko samochody elektryczne?

- Jestem przeciwnikiem tworzenia tego teraz. W praktyce doprowadzi to do całkowitego zakazu. Ile osób ma takie samochody? Miasto musi być otwarte dla wszystkich. Po to są strefy parkowania, żeby wjeżdżali tylko ci, co muszą. Wysłuchałam wielu ludzkich dramatów na Kazimierzu po wprowadzeniu tego zakazu. One dotyczyły głównie przedsiębiorców, którym obroty pospadały do 2%. Jeśli ma pan podjechać i w sklepie z meblami kupić materac, ale nie może pan tam podjechać samochodem to klienci idą do galerii handlowych. To zabijanie naszych firm kosztem galerii.

 

Na koniec powietrze. Rozporządzenie ministerstwa energii dopuszcza do sprzedaży odpady węglowe do roku 2020. Oznacza to, że wokół Krakowa dymić będzie około 40 tysięcy pieców, do których mogą trafiać odpady węglowe. Jak nawiązać współpracę z gminami ościennymi, żeby tę emisję ograniczać?

- Ta dyskusja będzie trudna. O ile Kraków chce walczyć z problemem, niektóre gminy uważają, że ich ten problem nie dotyczy. Powiem uczciwie. Będzie potrzebna współpraca z rządem. Jeśli nie uda się tego zrobić na poziomie umów partnerskich, będzie potrzebna ingerencja ustawowa.

 

Znowu mamy tę samą dyskusję. Jeśli pani wygra w wyborach i zmieni się władza w Sejmiku Małopolski to wystąpi pani do marszałka z propozycją zliberalizowania uchwały antysmogowej, która zakazuje palenia paliwami stałymi od września 2019 roku w Krakowie?

- Nie wystąpię. Ta informacja nie jest prawdziwa. To straszenie mną. Nie mam planów, które mają przerwać walkę ze smogiem. Będę to wspierać. Nie zamierzam też zwalniać żadnego pracownika z Urzędu Miasta. Chcę reorganizować, podnosić pensje i lepiej wykorzystywać potencjał. Będę walczyła ze smogiem ze stanowczością.