Łosie, choć należą do rodziny jeleniowatych, wyróżniają się na tle innych jej członków swoją specyficzną budową i zachowaniem. Kiedy myślimy o jeleniowatych, na myśl przychodzą nam smukłe sarny lub potężne jelenie, które z łatwością wpisują się w nasze wyobrażenie o majestatycznych zwierzętach lasu. Łoś natomiast, choć na swój sposób uroczy, wydaje się nieco odmienny – jego długa, smukła sylwetka oraz wydłużone nogi mogą wywoływać wrażenie nieco niezdarnego stworzenia. Jednak, jak podkreśla Michał Wieciech, cała jego fizjonomia jest doskonale przystosowana do środowiska, w którym żyje.
Łosie są zwierzętami, które migrują w poszukiwaniu pokarmu, zwłaszcza w zimie. Jak podkreśla Wieciech, dzikie zwierzęta nie mają stałego adresu zamieszkania – mogą przemieszczać się na znaczne odległości. W Puszczy Niepołomickiej, gdzie łosie są często spotykane, populacja tych zwierząt jest szacowana na około trzydzieści osobników, choć ich liczba może się zmieniać w zależności od sezonu. Zimą łosie mogą migrować na południe, w kierunku Dąbrowy Tarnowskiej lub innych rejonów w poszukiwaniu dogodniejszych warunków do życia.
Wprowadzenie moratorium na polowania na łosie w Polsce w 2001 roku przyczyniło się do znaczącego wzrostu populacji tych majestatycznych zwierząt. Jeszcze kilkanaście lat temu liczba łosi w kraju była oceniana na zaledwie około dwóch tysięcy. Dziś ich populacja znacznie się zwiększyła, co prowadzi do częstszych spotkań z ludźmi, zwłaszcza w obszarach leśnych.
Moje pierwsze spotkanie z łosiem miało miejsce w 2006 roku, kiedy, jako świeżo upieczony absolwent leśnictwa, byłem na stażu w Nadleśnictwie Brzesko. Wtedy szacowano, że w Polsce żyje około 2000 łosi, czyli niewiele. Wybrałem się na obchody danego leśnictwa, to była wczesna wiosna. Szedłem przez olszynę, teren dość podmokły, była tam wysoka trawa. Idę sam jeden, bacznie patrząc na mapy, czy aby granicy gdzieś nie gubię, a w trawie spał łoś.
Wystartował mi dosłownie dwa, trzy metry sprzed nóg. Wyrósł z tej trawy. Ja w jedną stronę, łoś w drugą stronę. Zatrzymałem się dopiero gdzieś po pięćdziesięciu metrach. Złapałem oddech, odwróciłem się i widziałem, że łoś w odległości stu metrów ode mnie zatrzymał się i patrzył w moją stronę. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy, że nie zaczął biec zaraz za mną, bo też po prostu był wystraszony moją obecnością. To jest wspomnienie, które nawet teraz powoduje, że serce mi przyspiesza, bo tak bliskiego spotkania z łosiem to nie miałem - opowiada Michał Wieciech