Maczety, narkotyki, mafia, „Człowiek”, „Sharksi”, „Jude Gang” i tak dalej i tak dalej. Ręka do góry kto miał z tym do czynienia! Nie widzę...

Cóż, od lat chodziłem na mecze, co dwa tygodnie w klubowej koszulce przemierzałem Kraków na nogach i nikt mi nic nie zrobił. Dziwne? Nie sądzę. Teraz też chodzę na mecze, na oba stadiony, już bardziej z dziennikarskiego obowiązku, ale dalej z przyjemnością. Od zawsze powtarzam, że w Krakowie „bawią się” ci, którzy „bawić się” chcą. Osoby postronne, niezamieszane w kibolski półświatek mogą być spokojne.

Wielu moich znajomych z innych miast patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma. „Ja bym w Krakowie nigdy nie poszedł na żaden mecz” - mówią kibice Legii Warszawa, Górnika Łęczna czy Miedzi Legnica. „Przecież tu każdy ma maczetę pod kurtką i zabija bez mrugnięcia okiem” - dodają.

Bzdura.

W sobotę odbyły się derby Śląska. Ruch Chorzów podejmował na własnym stadionie Górnika Zabrze. Na 8 godzin przed meczem gruchnęła sensacyjna informacja – w sektorze gości znaleziono ukryty ładunek wybuchowy. Bawimy się w terrorystów? Mecz odbył się bez udziału kibiców z Zabrza.

Tydzień wcześniej na stadionie Pasów odbyły się derby Krakowa. Były to najspokojniejsze derby od lat. Poleciało kilka petard, którymi obrzucali się ludzie, którzy się nimi chcieli obrzucać. Taka jest prawda. W sektorze Wisły nie było osób przypadkowych. To była wyselekcjonowana grupa 1000 osób. W pobliżu sektora gości na stadionie Cracovii też nie było przypadkowych osób. A jak się jakaś znalazła to miała dużo czasu na przejście w nieco odleglejsze miejsce.

Nawet biorąc pod uwagę tych kilka petard, można powiedzieć, że na meczu nic się nie działo. Zresztą potwierdziła to sama policja.

Zatem dalej twierdzicie, że to w Krakowie mamy patologię?

 

 

Krzysztof Orski