Linette nie ma ostatnio szczęścia do rywalek na otwarcie w US Open. Dwa lata temu los przydzielił jej rozstawioną z "12" Słowaczkę Dominikę Cibulkovą, a 12 miesięcy temu ówczesną liderkę światowego rankingu Czeszkę Karoliną Pliskovą.

Williams co prawda jest obecnie dopiero 26. na światowej liście (decyzją organizatorów wystąpi jednak z numerem 17. ze względu na długą przerwę związaną z ciążą), ale nikomu z miłośników sportu nie trzeba jej przedstawiać. Ma w dorobku rekordowe w liczonej od 1968 roku Open Erze 23 wielkoszlemowe tytuły wywalczone w singlu (w tym sześć w US Open) i tylko jednego brakuje jej, by zrównać się z najlepszą pod tym względem w historii Australijką Margaret Court.

Zawodniczka z USA 1 września 2017 urodziła córkę, a do rywalizacji wróciła w marcu. Na początku była daleka od swojej optymalnej formy, ale w lipcowym Wimbledonie dotarła do finału.

"To ciekawe, że są tacy, którzy widzą we mnie faworytkę US Open. Przecież ja dopiero rok temu zostałam mamą, a to sprawia, że w sporcie i życiu poza kortem pojawiają się różne przeszkody i komplikacje. Od mojego ostatniego meczu tutaj (w półfinale w 2016 roku - PAP) wszystko się zmieniło, wszystko jest inne, nowe" - przyznała Williams.

Jak dodała, właśnie fakt, że "ma pod górkę" dodatkowo ją mobilizuje. "Zawzięłam się, ciężko pracuję, chcę wygrać każdy kolejny pojedynek, ale do czego mnie to doprowadzi nie mam pojęcia" - wspomniała.

26-letnia poznanianka jeszcze nigdy nie miała okazji zmierzyć się ze starszą o 11 lat gwiazdą tenisa. Jej najlepszym wynikiem w Wielkim Szlemie jest trzecia runda. W Nowym Jorku zaś tylko raz - w 2015 roku - przeszła do drugiego etapu rywalizacji.

Przed US Open 68. w rankingu WTA Polka dobrze radziła sobie na kortach twardych w mniejszych imprezach WTA (półfinał w Nanchang i ćwierćfinał w Waszyngtonie), ale przy mocniejszej obsadzie (Cincinnati i New Haven) nie przeszła kwalifikacji.

Linette i Williams wyjdą na Arthur Ashe Stadium o godz. 1 w nocy (na wtorek) czasu polskiego.

Jedyną Polką, która może pochwalić się wygranym meczem ze słynną Amerykanką jest Agnieszka Radwańska. Pokonała ją trzy lata temu w finale Pucharu Hopmana, czyli nieoficjalnych mistrzostw świata par mieszanych.

Pochodząca z Krakowa zawodniczka również zaprezentuje się w poniedziałek w Nowym Jorku. Przeciwniczką 48. (najniższa lokata od marca 2007) obecnie na liście WTA Polki będzie 70. w świecie Tatjana Maria.

29-letnia podopieczna Tomasza Wiktorowskiego ze starszą o dwa lata Niemką zmierzyła się dotychczas trzy razy i za każdym razem pewnie wygrała. Ostatnio spotkały się dwa lata temu w Tiencinie. W Wielkim Szlemie miały okazję zagrać przeciwko sobie raz - osiem lat temu, w pierwszej rundzie Australian Open, Polka oddała rywalce tylko jednego gema.

Maria, która pięć lat temu urodziła córkę, nie ma na koncie żadnych sukcesów w imprezach tej rangi. Tylko raz - w Wimbledonie 2015 - dotarła do trzeciej rundy. W US Open dwa razy - w tym w poprzednim sezonie - awansowała do drugiego etapu rywalizacji.

Radwańska pod tym względem na tle rywalki prezentuje się znacznie lepiej, choć akurat w Nowym Jorku - w jako jedynej imprezie wielkoszlemowej - jeszcze nigdy nie dotarła do ćwierćfinału. Rok temu zatrzymała się na trzeciej rundzie.

Już drugi sezon zmaga się z kryzysem formy i kłopotami zdrowotnymi. Po raz pierwszy od 11 lat nie jest rozstawiona w Wielkim Szlemie. Poprzednio miało to miejsce w Wimbledonie 2007.

W ostatnich tygodniach odczuła skutki coraz gorszej pozycji w rankingu, a co za tym idzie brak rozstawienia. W połowie sierpnia w Cincinnati trafiła w pierwszej rundzie na Karolinę Pliskovą i przegrała 3:6, 3:6, a w tym tygodniu w New Haven na otwarcie uległa innej znanej Czeszce Petrze Kvitovej 1:6, 6:7 (3-7).

Radwańską czeka 13. start w US Open. W poniedziałek wystąpi na korcie o takim właśnie numerze. Jej mecz z Marią powinien zacząć się wieczorem czasu polskiego - będzie to drugie spotkanie w programie dnia na tym obiekcie.

We wtorek powinien wystąpić debiutujący w imprezie Hubert Hurkacz, który po przebrnięciu kwalifikacji spotka się w 1. rundzie z Włochem Stefano Travaglią.

PAP/AD