"Musimy te informacje rzetelnie zweryfikować, czy pogłoski o odnalezieniu w przeszłości szczątków ludzkich i ponownym ich ukryciu w budynku zasługują na wiarę. Musimy przede wszystkim dotrzeć do źródła tej informacji, czyli do zawiadamiającego, który opierał się na informacjach zasłyszanych" - powiedział PAP Marcin Nowotny z krakowskiego oddziału IPN.

Oddział ten kilkakrotnie prowadził śledztwa dotyczące działalności Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Limanowej pod kątem zbrodni komunistycznej. Jedna ze spraw zakończyła się wniesieniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko jednemu z tamtejszych funkcjonariuszy. 90-letni wówczas Stanisław P. zmarł jednak przed końcem procesu. P. wraz z innymi funkcjonariuszami UB miał przekroczyć uprawnienia, stosując niedozwolone metody śledcze i znęcając się nad aresztowanymi.

"Niemal w każdym Urzędzie Bezpieczeństwa - powiatowym czy wojewódzkim, czy miejskim - dochodziło do stosowania przemocy w wielkim natężeniu. W wielu tych urzędach dochodziło także, zwłaszcza w latach powojennych, do zabójstw, a zwłoki ofiar ukrywano. Niejednokrotnie ciała były wywożone do lasów, topione w rzekach lub nawet zagrzebywane na dziedzińcach urzędów" – mówił PAP Nowotny.

Zawiadomienie o ukryciu szczątków ludzkich w byłej limanowskiej siedzibie UB złożono do tamtejszej Prokuratury Rejonowej, która następnie przekazała tę sprawę do prowadzenia oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie.

Jak wyjaśnił szef prokuratury w Limanowej prok. Tadeusz Cebo, zawiadamiający poinformował, że w bliżej nieokreślonej przeszłości w trakcie prac remontowych budynku dawnej siedziby UB odnaleziono szczątki ludzkie, jednak wówczas sprawa nie została ujawniona, a szczątki pozostawiono ukryte gdzieś w budynku lub pod nim. Zawiadamiający jednak bezpośrednio ich nie widział.

"Z przekazanych informacji wynikało, że możemy tu mieć do czynienia z ofiarami reżimu komunistycznego, a konkretnie okresu rządów Bolesława Bieruta w Polsce" – wyjaśnił prok. Cebo.

W listopadzie 1946 r. funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Limanowej urządzili zasadzkę na 22-osobowy oddział partyzancki "Żandarmeria", tzw. terenówkę, i jego dowódcę Włodzimierza Morajko, ps. "Błysk". Zatrzymanych funkcjonariusze limanowskiego UB m.in. przetrzymywali w ciasnej, wilgotnej i wyziębionej celi bez łóżek, mieli wielokrotnie prowadzić męczące przesłuchania, podczas których bili pokrzywdzonych po całym ciele, polewali zimną wodą, znieważali, straszyli pozbawieniem życia. Partyzanci z oddziału "Żandarmeria" zostali skazani na kary śmierci, zamienione później na długoletnie więzienie. Nie wszyscy przeżyli. W więzieniu zmarł m.in. Włodzimierz Morajko (w 1950 r. w Rawiczu, w wieku niespełna 20 lat).

Według ustaleń IPN, nad aresztowanymi znęcali się bezspornie szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Limanowej i pięciu innych funkcjonariuszy.

 

 

(PAP/ew)