Klistała złożył doniesienie do bielskiej prokuratury, a ta – ze względu na właściwość miejscową - postanowiła przekazać sprawę do Oświęcimia. „Doniesienie właśnie do nas dotarło. Zbadamy tę sprawę” – powiedział w poniedziałek zastępca prokuratora rejonowego w Oświęcimiu Mariusz Słomka.

Bielszczanin swój zarzut kieruje pod adresem dyrektora Muzeum Piotra Cywińskiego. Dotyczy on usunięcia z parteru bloku 11 pryczy i pamiątek po więźniach policyjnych, którzy spędzili tam ostatnią noc przed egzekucją, by – jak twierdzi - urządzić w nich wystawę o rtm. Pileckim i obozowym ruchu oporu.

Zarzuty bielszczanina odrzuca Muzeum Auschwitz. „Nie ma mowy o dewastacji śladów polskich więźniów skazanych na śmierć!” - podkreśla rzecznik muzeum Bartosz Bartyzel.

„Wiele lat temu w dwóch salach na parterze bloku 11 znajdowała się niewielka prezentacja złożona z kilku paneli, dotycząca egzekucji oraz historii więźniów policyjnych i wychowawczych. Wykonane dekady temu tablice były jednak w takim stanie, iż zdecydowano się na zamknięcie tej części wystawy” – wyjaśnił rzecznik.

Wkrótce w pomieszczeniach otwarta zostanie stała wystawa o ruchu oporu w obozie Auschwitz. Jak podkreślił Bartyzel, w związku z tym, że "sale zawierają wiele śladów pozostawionych przez ofiary w postaci napisów wykonanych często na kilka chwil przed rozstrzelaniem, konstrukcja ekspozycji w żaden sposób nie zaburzy autentyzmu pomieszczeń”. „Ślady te nie są dewastowane, ale pieczołowicie zabezpieczane po to, aby odwiedzający mogli je obejrzeć” – dodał.

Bartyzel powiedział, że prycze, które znajdowały się w salach, nie stanowiły ich wyposażenia w czasie istnienia obozu. „Nie były to zatem te same prycze, na których +spali przed śmiercią więźniowie+” – podkreślił. Dodał, że zostały przeniesione do poobozowych bloków 2 i 3. Zachowały się tam wnętrza w stanie niemal nienaruszonym od czasu wyzwolenia obozu.

Rzecznik podkreślił, że w bloku 11 odwiedzający „cały czas mogą zobaczyć dwie inne sale z pełnym wyposażeniem, m.in. w prycze, sienniki, zydle, stoły i szafy, a także pomieszczenie, w którym odbywały się posiedzenia sądu doraźnego”.

Jerzy Klistała jest synem Jana Klistały, więźnia Auschwitz, który został rozstrzelany w obozie w czerwcu 1943 r. Zginął tam także jego wuj. Protestuje przeciw powstającej wystawie od momentu, gdy zapadła decyzja o jej tworzeniu. Wysłał list m.in. do premiera Mateusza Morawickiego. W nim także zarzucił władzom muzeum m.in. „dewastację miejsc pamięci”. Zapowiedział też, że jeżeli prycze zostaną przeniesione z sali na parterze, w której ostatnią noc życia spędził jego ojciec, to będzie przed sądem „dochodził kary dla dewastatorów tych eksponatów, włącznie z zaangażowaniem w ten problem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu”.

Niemcy przywozili więźniów policyjnych do obozu od lata 1942 r., najczęściej z więzienia śledczego w Mysłowicach. Byli to niemal wyłącznie Polacy. W salach na parterze bloku 11 oczekiwali na posiedzenie sądu doraźnego. Ok. 95 proc. z nich zostało skazanych na śmierć i rozstrzelanych przed Ścianą Straceń lub w krematoriach w Auschwitz II-Birkenau. Historyk Adam Cyra, przez wiele lat związany z Muzeum Auschwitz, podał, że liczba ofiar jest szacowana na ponad 3 tys. Ginęli w ten sposób nie tylko mężczyźni, ale także kobiety i dzieci.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości.

W 1947 r. na terenie byłych obozów Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau powstało muzeum. W ub.r. zwiedziło je 2,1 mln osób.

 

PAP/bp