Kasa pancerna ma 2 metry wysokości, prawie półtora metra szerokości i 85 centymetrów grubości. - Jest hipoteza, że może być nieotwierana od 30 lat, może nawet 40. Więc trudno powiedzieć co znajduje się w środku - przyznaje w rozmowie z Radiem Kraków, komendant bocheńskich Strażników Miejskich Krzysztof Tomasik.



Wiadomo jednak kto wcześniej użytkował budynek przy Plantach Salinarnych. Ostatnio szkoła medyczna, wcześniej Miejskiej Dom Kultury. Przed laty także biura zarządu kopalni. - Pojawiają się też informacje co do tego, że w tym budynku mieściła się prawdopodobnie również siedziba gestapo - wyjaśniał Tomasik.



Komendant podkreśla, że na razie nie ma decyzji co do otwarcia kasy pancernej. Jest za to już osoba, która chciałaby to zrobić. - Zastanawiamy się czy warto takie środki finansowe zainwestować. Chyba jednak warto, bo zawartość może być bardzo atrakcyjna. Z drugiej strony może być tam również wielka pustka.



Z kolei kasiarz, który jest chętny otworzyć kasę w Bochni w rozmowie z Radiem Kraków przekonuje, że to bardzo niska cena. - Jest w ogóle niewspółmierna do skali trudności. Ja to traktuje bardziej jako wyzwanie zawodowe. Walka dwóch przeciwników. Człowieka i urządzenia. Ale właściwie o to chodzi, że chciałbym wejść w psychikę ludzi, którzy opracowywali ten zamek i mechanizm. Żeby po tych 100 latach, ktoś taki jak ja, mógł stoczyć piękną walkę z takim urządzeniem. To jest fascynujące, że ktoś już wtedy wymyślał takie zabezpieczenia, żeby po tylu latach nadal sprawiały trudność w otwarciu.

Po ewentualnym otwarciu kasy pancernej, strażnicy wykorzystywaliby ją później do przechowywania dokumentów.




PRZECZYTAJ wywiad z kasiarzem, który otwieraniem kas pancernych i sejfów zajmuje się od 34 lat.

Jak Pan zobaczył kasę pancerną, którą niejako w spadku dostaną strażnicy miejscy w Bochni, to było to zaskoczenie dla Pana?



- Tak, przede wszystkim dlatego, że gabarytowo różni się znacznie od większości kas pancernych. Jest potężną kasą dwudrzwiową. I to co mnie urzekło to firma, która ją wyprodukowała ADE - ARNHEIM. Są to dwie bardzo dobre niemieckie firmy, które połączyły swoje doświadczenie przy produkcji tej kasy. Więc domyślam się, że jest to nie lada gratka dla kasiarza, ale przede wszystkim jest to bardzo trudna rzecz do otwarcia.

Ale możliwa?



- Możliwa.


Bardzo trudna. To znaczy, że trzeba się jakoś specjalnie przygotowywać do takiej roboty?



- Ja już od miesiąca przygotowuje się do otwarcia tej kasy. Zbieram materiały, jestem w kontakcie z kolegami z zagranicy, zebrałem sporą wiedzę i myślę, że się uda.



Można powiedzieć, że to jest zabytek?



- Tak oczywiście. Kiedy uda mi się ją otworzyć zapraszam do zobaczenia wnętrza. Jak pięknie jest wykończona ta kasa. Tam na pewno będą wspaniałe kalkomanie z godłami tych firm. Jest to na prawdę dzieło sztuki. Warto to zobaczyć bo kasa jest w bardzo dobrym stanie. Widziałem podobne, ale miały zniszczone zdobienia. Przez historię i ludzi, którzy zamalowywali takie dzieła sztuki zwykłą farbą olejną.

Ile lat może mieć ta kasa?



- Przypuszczam, że to jest początek wieku. 1900 rok do 1915 roku - to jest ten przedział.

Ale chyba nie tylko wartość historyczna pana tak fascynuje? Mechanizm zapewne również?



- Nie chce wchodzić w szczegóły tego zamku. Będzie to poważne wyzwanie.

Często się zdarzają prośby o otwarcie podobnych sejfów, czy kas pancernych?



- Może nie często, ale zdarzają się takie rzeczy. Tylko, że najczęściej to nie dochodzi do skutku. Bywa tak, że zgłaszają się ludzie, którzy biorą po prostu szlifierkę kątową i przecinają na pół taką kasę i niszczą ją. To nie jest sztuka i w ogóle nie o to chodzi.

Bo pewnie to nie jest tania usługa biorąc pod uwagę skomplikowaną robociznę.



- Tak, ale w przypadku Bochni mogę teraz powiedzieć, że ta kwota, którą ustaliłem jest w ogóle niewspółmierna do skali trudności. Ja to traktuje bardziej jako wyzwanie zawodowe. Walka dwóch przeciwników. Człowieka i urządzenia. Ale właściwie o to chodzi, że chciałbym wejść w psychikę ludzi, którzy opracowywali ten zamek i mechanizm. Żeby po tych 100 latach, ktoś taki jak ja, mógł stoczyć piękną walkę z takim urządzeniem. To jest fascynujące, że ktoś już wtedy wymyślał takie zabezpieczenia, żeby po tylu latach nadal sprawiały trudność w otwarciu.

A czy to prawda, że zdarzają się zaminowane sejfy i kasy pancerne?



- Ja już otwierałem rzekomo taką kasę. Była pusta, w środku było jedynie paczka po papierosach "Giewontach" z datą produkcji 1958. Bałem się. Drzwi otwierałem z odległości za pomocą sznura. A tam była tylko pusta paczka po papierosach.



Ale tego chyba nie da się stwierdzić z góry?



- Oczywiście, że nie. Ale nie sądzę, że akurat w momencie kiedy Niemcy, uciekali zaminowywali kasę.

A można stwierdzić od jak dawno kasa w Bochni nie była otwierana.



- Jak zobaczyłem jaki tam jest zamek to musiała być bardzo dawno nie otwierana.

Tak z doświadczenia myśli Pan, że tam w środku coś jest?



- Jestem przekonany, że raczej jest. Kasa była wspaniała więc powinno coś tam być. I mogą być nawet niespodzianki, bo tego typu kasy miały skrytki. Właściciel o nich wiedział, ale ludzie, którzy użytkowali już nie musieli. To jest między innnymi taka ciekawostka zabytkowych kas. Że bywają tam skrytki, a ja w jednej z takich skrytek kasy, którą otwierałem w Siedlcach, znalazłem donos obywatela na drugiego obywatela do Gestapo.



Wspominał Pan, że ludzie najpierw zgłaszają się do pana, a później rezygnują i rozcinają kasy czy sejfy. Dałoby się tą w Bochni w ten sposób otworzyć?



- Pewnie by się udało. Ale życzę powodzenia.



Bartek Maziarz