Powstają coraz bardziej wyspecjalizowane linie, pod którymi można nie tylko uzyskać niezbędne informacje, ale także otrzymać wsparcie psychologiczne. Czy w dobie internetu, różnego rodzaju wirtualnych grup wsparcia i łatwego dostępu do informacji, a także coraz liczniejszych gabinetów psychologicznych, telefon zaufania jest jeszcze potrzebny?

O telefonie zaufania rozmawiamy w programie "Przed hejnałem" z naszymi gośćmi: Krystyną Kochan, socjolog pracującą od kilkunastu lat w Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie m.in. w telefonie zaufania; Weroniką Gurdek, koordynującą telefon zaufania dla osób po amputacji kończyn uruchomiony przez Fundację Jaśka Meli oraz Ewą, pragnącą zachować anonimowość, pracującą od ponad dwóch lat w telefonie zaufania Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie. 

Goście programu

Fragment rozmowy:

 

- Czy w XXI wieku telefon zaufania wciąż jest potrzebny? 

 

Krystyna Kochan - Każda forma, która pozwala wyrazić swoje emocje, jest trafiona. Grupy osób, które potrzebują pomocy, są różne wiekowo i różnie ustosunkowane do tych możliwości. Im większy wachlarz, tym większa możliwość dopasowania metod do własnych potrzeb. Trudne sprawy, z którymi osoby dzwonią, niekiedy wymagają dużego wysiłku emocjonalnego i poświęcenia sporej ilości czasu. Za każdym razem trzeba dać szansę wyrażenia swoich emocji.

 

- Kto siedzi po drugiej stronie telefonu zaufania? Czy to jest zawsze specjalista?

 

Krystyna Kochan - W Hospicjum św. Łazarza nie ma czegoś, co funkcjonuje pod nazwą telefon zaufania. Na stronie internetowej jest informacja, że można nawiązać kontakt z osobami, które są przygotowane do pomagania innym. To osoby otwarte i odpowiednio przygotowane do tzw. trudnych rozmów. Jest też telefon, pod którym znajdują się osoby pomagające rodzinom w okresie osierocenia. Tam dzwoniący może wybrać, czy chce rozmawiać z prawnikiem, z psychologiem, czy z pracownikiem socjalnym. Zawsze w czasie tych rozmów pojawia się tło bilansu opieki, którą się sprawuje i zawsze są tam emocje. Niekiedy pokazują one, jak trudna i obciążająca jest ta opieka. Te osoby potrzebują dużo wsparcia emocjonalnego.

 

- Ktoś, kto odbiera telefon, przedstawia się z imienia i nazwiska i mówi kim jest z wykształcenia?

 

Krystyna Kochan - Tak.

 

Ewa - Może się przedstawić, ale nie musi. 

 

- Czy to zawsze są osoby z przygotowaniem zawodowym do trudnych rozmów?

 

Ewa - Dobrze byłoby, gdyby były to osoby z przygotowaniem terapeutycznym, ale są to też osoby, które pracują w innych zawodach, ale mają swoje życiowe doświadczenia.

 

- Czy zdarzyło się paniom odebrać telefon od takiej osoby, której nie wiedziałyście co powiedzieć? 

 

Krystyna Kochan - Nie miałam takiej sytuacji. Zawsze staram się zachęcić taką osobę, by jak najwięcej mówiła. Jeśli pojawia się agresja, to oznacza, że ten człowiek nie umie poradzić sobie z emocjami. Oznacza to, że osiągnął już punkt krytyczny, np. dzwoni mąż, który mówi, że nie radzi sobie z opieką nad żoną, że już nie daje rady, że za chwilę odejdzie razem z nią. Należy wówczas zareagować, utrzymać kontakt i pomóc. Muszę się wtedy maksymalnie skoncentrować, bo to się zrobi na tym etapie, jest niezwykle istotne.

 

Ewa - Ja to nazywam stanem natychmiastowej mobilizacji. Nie ma sytuacji, bym nie wiedziała, co powiedzieć. Muszę zadziałać, by było to w miarę skuteczne. Jedną z kilkunastu ciężkich rozmów, jakie odbyłam, to były przypadki związane z chęcią popełnienia samobójstwa. 

 

- Ale skoro dzwoni, to znaczy, że jeszcze walczy.

 

Ewa - Tak, zwłaszcza, że dzwonią do nas osoby, które utrzymują z nami dłuższy kontakt. Jestem dla nich anonimowym przyjacielem. Dzwonią do mnie jako do osoby, którą znają. To jest związane z ich samotnością, ale i z tym, że wolno porozmawiać anonimowo z kimś obcym, ale z kim czują się bezpiecznie.

 

Weronika Gurdek - Do nas często dzwonią osoby, którym trudno pomóc. Wiemy, co im poradzić i jakiej pomocy oczekują, ale bywa, że po drugiej stronie nie słyszymy chęci współpracy. Często dzwonią osoby starsze po amputacjach kończyn, których jest najwięcej. Nie mogą one wyjść z domu, nie mają protezy i potrzebują z kimś porozmawiać. Trudno wymyślić, jak pomóc tym osobom, by wyszły z domu.

 

Krystyna Kochan - Najtrudniejsze są rozmowy, gdy wysłuchamy kogoś, a ten ktoś odkłada słuchawkę. Wtedy w nas zostaje ciężkie przeżycie.

 

- Macie identyfikacje telefonów?

 

Krystyna Kochan - Teraz można mieć zastrzeżony numer telefonu.

 

- A jeśli ktoś nie ma, to spisujecie numer i informujecie odpowiednie służby?

 

Weronika Gurdek - Zdecydowanie tak. U nas też kontakt nie jest jednorazowy. Wiemy, że dojdziemy do trudnego momentu, który będzie wymagał włączenia kolejnych osób. W naszym przypadku potrzebne są pieniądze, by komuś pomóc, np. przy zakupie sprzętu rehabilitacyjnego, czy przebudowie mieszkania. Jest to cały proces, który zaczyna się od telefonu, a nie wiadomo, co będzie dalej.

 

- Czy bywa, że wychodzicie z pracy, ale macie świadomość, że jeszcze nie powinnyście?

 

Weronika Gurdek - Bardzo często mam takie sytuacje. Ci ludzie nie zastanawiają się, czy my pracujemy od 8 do 16, czy nie. Dzwonią wtedy, gdy potrzebują porozmawiać. Z jednej strony staramy się im pomóc, ale musimy też oddzielać życie prywatne od pracy, bo to są rozmowy mocno nas obciążające. Nasza specyfika pracy polega też na tym, że te rozmowy wymagają dalszych konsultacji ze specjalistami, z lekarzami. Jedna historia to jest często kilkanaście telefonów.