Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z senatorem KO Bogdanem Klichem

 

 

Mariusz Bartkowicz: W nocy zakończyli Państwo prace w Senacie nad kompletem ustaw, w tzw. Tarczy Antykryzysowej. Marszałek Grodzki w jednym z wywiadów dzisiaj rano powiedział, że Senat przyjął filozofię, że wyrzucamy z tych ustaw wszystko, co nie dotyczy walki z koronawirusem. Jakie najważniejsze zmiany Państwo wprowadzili?

 

Bogdan Klich: Myśmy postanowili wszystkie śmieci polityczne, jakie zostały wprowadzone w Sejmie, wyrzucić. Mam na myśli przede wszystkim głosowanie korespondencyjne, które wprowadza nierówność wobec obywateli, Dotyczy tylko tych, którzy ukończyli 60 lat lub są w kwarantannie. Tak nie może być, żeby jedni mogli głosować korespondencyjnie, a inni nie. Przypomnijmy, że dawniej obowiązywał przepis, że głosowanie korespondencyjne jest dla wszystkich. To było ok. Później PiS ten przepis zlikwidował i - ni stąd, ni zowąd - zrobił wrzutkę w interesie partyjnym. To wyrzuciliśmy. Także usunęliśmy przepisy o możliwości wprowadzenia komisarzy politycznych, którzy zastępowaliby samorządy. To bardzo niebezpieczny przepis, taki który umożliwiałby rządzącym pod płaszczykiem walki z koronawirusem, wykorzystywanie swojej przewagi do likwidacji niektórych samorządów w Polsce, przynajmniej niektórych. Zlikwidowaliśmy także zmiany w radzie dialogu społecznego oraz te uprawnienia policji, które przekraczały niezbędną konieczność walki z pandemią.

 

Jeśli już wspomniał Pan o samorządach – jak Pan ocenia te coraz liczniejsze deklaracje samorządowców, którzy mówią, że nie wyobrażają sobie organizacji wyborów prezydenckich w czasie pandemii. Co więcej, są tacy samorządowcy, którzy nie podpisują stosownych dokumentów i to wywołuje reakcje. Szerokim echem odbiła się wczorajsza wypowiedź wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego w Radiu Kraków, że samorządowcy nie mogą działać poza prawem, a jeśli będą to robić, będą prawo łamać, to utracą swe stanowiska.

 

Ta deklaracja jest niedopuszczalna. Straszenie samorządowców, którzy najlepiej wiedzą, jak wygląda sytuacja na dole, wśród ludzi, jakie są realne możliwości przeprowadzenia nierealnych wyborów - to po prostu próba zastraszenia. Samorządowcy mają najlepszą ocenę sytuacji, ponieważ są na dole, a nie na górze. W Warszawie widać gorzej sytuację w Krakowie. Jeżeli prezydent Majchrowski w zasadzie wyklucza możliwość przeprowadzenia wyborów, to on ma rację, a nie poseł Terlecki, który urzęduje przede wszystkim w Warszawie. Uważam, że takie metody zastraszania samorządowców rodem z najczarniejszych kart historii są po prostu niedopuszczalne.

 

Przywołany przez pana prezydent Krakowa jest pragmatykiem. Dzisiejszy „Dziennik Polski” cytuje jego rzeczniczkę, która mówi: „to władze państwa mogą podjąć decyzję o odwołaniu wyborów, prezydenci i burmistrzowie takich praw nie mają”. Co dalej z wyborami? Kiedy i w jakim trybie powinny się odbyć, jeśli nie może się to wydarzyć 10 maja?

 

Myślę, że przy tych wszystkich obostrzeniach, które obowiązują i się nasilają, przy zamknięciu wielu, a nawet większości instytucji, przy znacznym ograniczeniu dostępu do sklepów, kościołów, ograniczeniu poruszania sią, które w dalszym ciągu jeszcze będzie się pogłębiało, przeprowadzanie wyborów jest szaleńczym pomysłem. To jakiś obłęd. Na ten pomysł mógł wpaść tylko ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy, jak wygląda realne zagrożenie dla zdrowia oraz dla życia obywateli. Ktoś, kto lekceważy zdrowie i życie obywateli. (…) Więc wybory w terminie przewidzianym na 10 maja po prostu nie mogą się odbyć, bo odbywałyby się kosztem życia i zdrowia obywateli. Obywatele byliby dodatkowo narażani na gigantyczne zagrożenie dla swojego życia i zdrowia. Wybory powinny być przełożone. Dobrym sposobem na przełożenie tych wyborów jest wprowadzenie tego, co i tak już obowiązuje w Polsce, choć nieformalnie. To stan klęski żywiołowej, który jest wprowadzany jest decyzją Rady Ministrów. Przypomnijmy, że wszystkie ograniczenia związane z walką z koronawirusem są wprowadzane rozporządzeniami ministra zdrowia. A więc z tego samego poziomu rządowego powinien być jasny sygnał dla obywateli: tak, potrzebne jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, podczas której wszelkie wybory są niemożliwe, a przeprowadzone dopiero w 90 dni po jego zakończeniu.

 

Czyli bardziej realny termin to jesień, czy może – jak sugerował wicepremier Jarosław Gowin – wiosna 2021 roku?

 

To wszystko zależy od tego, jak szybko będzie rozwijała się epidemia. Są różne krzywe rozwoju na świecie – inaczej było to w Chinach, inaczej w Korei Południowej, inaczej w Japonii, a jeszcze inaczej, dramatyczniej we Francji, Hiszpanii, nie mówiąc o zdziesiątkowanych Włoszech. To wszystko zależy od dynamiki rozwoju epidemii. Obawiam się, że – choć dałbym wszystko by to się nie stało – że minister Szumowski ma rację. (…) będzie przybywało, i że będziemy mieć do czynienia ze wzrostem śmiertelności z powodu tego wirusa. Tym bardziej nie sposób przewidzieć końca epidemii. Wszelkie modele prezentowane są na tyle różne od siebie, że tylko rzeczywistość pokaże, kiedy ta skala epidemiczna opadnie. A dopiero wtedy można zawiesić stan klęski żywiołowej i od tego liczyć 90 dni do zorganizowania wyborów.

 

Bilans na koniec wczorajszego dnia to 2055 zakażeń, 31 osób zmarłych. Wspomniane przez Pana zaostrzenie przepisów, które zapowiada rząd – dzięki nim uda się spowolnić tempo przybywania nowych osób zakażonych, by można było zapewnić opiekę zdrowotną wszystkim, którzy będą jej potrzebowali?

 

Po pierwsze można byłoby bardziej profesjonalnie prowadzić walkę z koronawirusem, tak jak robili to południowi Koreańczycy lub Niemcy. W Niemczech, mimo wysokiej zachorowalności, jest niska liczba zgonów. Nastawili się na bardzo szerokie badanie społeczeństwa. To jest tak, jak prowadzenie badań przesiewowych u dzieci. Takie badania są konieczne, jeżeli chce się dostosować terapię do diagnozy.  Nie da się postawić dobrej diagnozy bez badań laboratoryjnych w większości chorób, i nie da się przeprowadzić terapii. A zatem droga do profesjonalnego zwalczenia choroby wiedzie oczywiście prze izolację chorych, podejrzanych nosicieli, ale też najpierw trzeba wiedzieć, kto jest nosicielem i kto ma objawy koronawirusa. Bez testów nie uda się tego przeprowadzić.

 

Wróćmy na chwilę do polityki. Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka KO w wyborach prezydenckich, w weekend wezwała do bojkotu wyborów, po czym zawiesiła swoją kampanię. Gdyby doszło do zmiany ich terminu – będzie dalej Państwa kandydatką, czy – jak to mówił w jednym z wywiadów Grzegorz Schetyna – otworzy to dyskusję do wyboru nowego kandydata?

 

Szczerze powiedziawszy wolałbym uniknąć rozmowy o polityce, gdy większość z nas, chyba wszyscy żyjemy w lęku przed rozszerzeniem się epidemii. Znacznie ważniejsze rzeczy dzieją się w instytucjach politycznych. Wczoraj w  Senacie rozszerzyliśmy znacznie ofertę rządu, która przyszła z Sejmu i która, mówiąc szczerze - była marna. Wprowadziliśmy takie rozwiązanie, jak zwiększenie postojowego do 75% średniej krajowej. Postanowiliśmy objąć też małe i średnie przedsiębiorstwa, a nie tylko osoby (…) podwyższoną pożyczkę dla firm do 40 tysięcy złotych. To są rzeczy ważne. Polityka w tej chwili dla znacznej większości obywateli schodzi na drugi plan. Tak też powinno być. Ludzie żyją tym, co będą mogli włożyć do garnka za kilka tygodni. Ludzie żyją tym, że ich bliscy tracą pracę, a oni sami mogą ją utracić w najbliższym czasie. Obawiają się masowego bankructwa firm. Już mówi się o 10 tysiącach firm, które zawieszają swoją działalność. Na te pytania trzeba odpowiedzieć, chociażby zwiększając kompleksowe wsparcie dla pracowników. My wczoraj przyjęliśmy zasiłki opiekuńcze dla rodziców dzieci, nie tylko do 8 lat, ale do 12. roku życia. Przyjęliśmy rekompensatę dla twórców, edukatorów, artystów za odwołane zajęcia. Z mojej inicjatywy przyjęliśmy kompleksowe wsparcie dla organizacji pozarządowych, z czego jestem bardzo zadowolony, bo NGO są solą demokracji, a są bardzo podatne na kryzys. Jak również, także z moje inicjatywy, przyjęliśmy wsparcie dla studentów, poprzez zwiększanie zasiłków i stypendiów socjalnych. To inicjatywy, które są ważne dla obywateli, w sytuacji gdy wszyscy stoimy na progu bardzo głębokiej recesji, którą specjaliści rządowi oceniają na -5 do -10 punktów PKB.