Jolanta Drużyńska: Przyznam się, że pierwsze wrażenie po oglądnięciu wystawy "Jan Kawecki Gromnicki Nikifor"  to jest „och” i „ach”. Nie spodziewałam się, że zobaczę wystawę złożoną z kilkudziesięciu albo nawet więcej obrazów, z której emanuje tyle barw. Czy wystawę Jana Kaweckiego – malarza prymitywisty z naszego regionu, z Gromnika, a teraz z Nowego Sącza, rzeczywiście trzeba było opatrywać takim tytułem, że oto mamy do czynienia z „Nikiforem gromnickim”?

Urszula Gieroń: Tak. Chcieliśmy, żeby ten tytuł był taki troszkę frapujący, dający do myślenia choć samo zestawienie postaci Jana Kaweckiego z postacią, bądź co bądź, słynnego Nikifora może budzić pewne dyskusje. Obserwując twórczość Jana Kaweckiego oraz gromadząc eksponaty pokazywane na tej wystawie, stwierdziłam, że obydwie te postaci ma wiele wspólnych cech. Przede wszystkim ich postawa twórcza, wielka pasja, ogromna potrzeba tworzenia i chęć pokazania swojego życia i swoich przeżyć. Łączy ich wielki talent, ta iskra boża, która nie każdemu jest dana a także tematyka. To jest niesamowite, że obydwaj uciekali w architekturę, w pejzaż, który znali, który ich otaczał. Łączy ich także kolorystyka, kompozycja oraz pewne cechy, jakie można przypisać takiej typowej, ludowej twórczości, a więc pewne zachwiania perspektywy, deformacje postaci ludzkich i oczywiście fantastyczny, fantazyjny ogląd świata, polegający na wychwytywaniu tych rzeczy, tych momentów w otaczającym pejzażu, które dla nie-artysty po prostu są niedostrzegalne.

 

O Nikiforze wie cała Polska, o Nikiforze wie również Europa, bo to najbardziej znany polski malarz prymitywista. Od momentu, kiedy został odkryty przez państwa Banachów w latach pięćdziesiątych i od paryskiej wystawy swoich prac (1958 r.), Nikifor stał się głośny w świecie sztuki. Kawecki, w kręgach miłośników sztuki ludowej, tej twórczości malarzy prymitywistów, naiwnych, z pewnością jest rozpoznawalny ale jego nazwisko niewiele jednak większości mówi

Tak, dlatego też ten nasz zabieg z tytułem, aby tę postać pokazać, w kontekście Nikifora, by stał się bardziej rozpoznawalny. Twórczość Jana Kaweckiego, który tworzy już ponad pięćdziesiąt lat (pierwsze jego prace powstawały na początku lat siedemdziesiątych) jest mało znana. Rzeczywiście został rozpoznany w środowisku muzealnym, zauważony w miejscu, gdzie rozpoczął swoją twórczość, na terenie ziem zachodnich, w okolicy Namysłowa, Wrocławia. Odkryły go tamtejsze instytucje kultury i zaczęły promować jego prace.

 

Jednak tu, w Małopolsce, skąd się wywodzi, jest malarzem, można by rzec „mniej odkrytym”. Profesor Aleksander Jackowski, znawca i miłośnik kultury ludowej, w książce wydanej w 1985 r., w „Sztuce zwanej naiwną”, zaliczył Jana Kaweckiego do najwybitniejszych przedstawicieli twórców ludowych drugiej połowy XX wieku, więc można powiedzieć, że o ile Nikifor to ten wielki prymitywista pierwszej połowy XX wieku (choć tak naprawdę przecież tworzył jeszcze w latach sześćdziesiątych) to Kawecki jest tym geniuszem sztuki naiwnej w drugiej połowie XX wieku, który dalej tworzy.

Jan Kawecki dalej tworzy, chociaż z pewną przerwą, która zaistniała ze względów osobistych. A nasze muzeum tarnowskie odkryło go po raz drugi.

 

A kiedy był ten pierwszy raz ?

W 2011 r. spotkaliśmy się trochę przypadkowo z Janem Kaweckim w Nowym Sączu, w tamtejszym DPS-ie. Wysyłał stamtąd do naszego Muzeum rozpaczliwe listy, żeby przyjechać do niego

 

Myślałam, że Pani przypomni ten rok 1980, kiedy pierwsze obrazy Kaweckiego trafiły do muzeum tarnowskiego.

Mam już pewien staż pracy w muzeum tarnowskim, jednak w tych latach, kiedy pierwsze dwie jego prace zostały pozyskane, jeszcze tutaj nie pracowałam. Także w 2011 roku było to dla mnie odkrycie jego postaci po raz pierwszy. A nasze muzealne magazyny zawierają wiele eksponatów, więc te dwie prace Kaweckiego, nie tak bardzo rzucają się w oczy.

 

A zatem warto przybliżyć jego postać i życiorys, bo z niego wypływa oczywiście sztuka Kaweckiego. Na początku jest Gromnik.

Jan Kawecki urodził się w podtarnowskim Gromniku w 1941 r. Pochodził z rodziny chłopskiej. Jego matka nie chciała czy nie mogła go wychowywać więc oddała syna bogatszej rodzinie, gdzie otrzymał miejsce do życia ale w zamian za to musiał pomagać w pracach gospodarskich. Ponieważ Jan miał trochę inną duszę i trochę inny styl życia preferował, w związku z tym nie specjalnie wiodło mu się tam na wsi. Patrzył innymi oczami na otaczający świat, chłonął otaczającą przyrodę. Obserwował architekturę, budynki, bardzo ciekawe, drewniane, których tam do dziś jest wiele. Pan Już jako dziecko wykazywał zdolności artystyczne, strugał z drzewa figurki. Nad Biała pobliską rzeką wykonywał z wikliny fujarki, piszczałki, potem grał na nich. Ta dusza artystyczna od najmłodszych lat w nim drzemała. Ale nie budziło to jednak ani zainteresowania ani zrozumienia w rodzinie. Podjął więc próbę pracy w zawodzie kowala, ale nie powiodła się i mając 15 lat opuścił rodzinne strony w poszukiwaniu lepszego życia, lepszej pracy czy po prostu po to by poznać inny świat

 

Potem peregrynował po całym kraju. Jak Polska długa i szeroka. Był nad morzem i w górach. Na wschodzie i na zachodzie Polski

Tak właśnie było. Przez prawie 10 lat przemierzał Polskę wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu pracy, w poszukiwaniu nowych doznań. Uwielbiał poznawać różne miasta, urokliwe zakątki, przepiękną architekturę, a wszystkie zarobione pieniądze wydawał właśnie na podróże. Pracę podejmował w wielu zawodach. Był pracownikiem PGR-ów, pracował przy budowie rowów melioracyjnych, w hutach, kopalniach, przy budowie dróg. Ta praca była ciężka i żmudna. I nie związał się zawodowo na dłużej z żadnym miejscem, bo te prace nie były też długotrwałe. Stą ciągle był w drodze. Po latach te podróże zaowocowały pięknymi pracami, cyklem który nazwał „Architektury”. Uwielbiał zabytkowe miasta. Wspominał po latach wizytę w Gdańsku, piękny Wrocław, Kraków, szczególnie ukochał ratusze miejskie. Do tego stopnia, że ma nawet swój ranking najpiękniejszych ratuszy w Polsce. To jest też element, który bardzo często pojawia się w jego twórczości.

 

W końcu Jan Kawecki trafia na Dolny Śląsk i tam zatrzymuje się na czas jakiś.

Trafia na Dolny Śląsk i pracuje w miejscowym PGR-ze. Tam poznaje swoją przyszłą żonę, bierze ślub i osiedla się. Aby utrzymać rodzinę, bo w międzyczasie rodzi im się syn, podejmuje pracę w kopalni. Niestety ma pecha w kopalni następuje tąpnięcie a sam ulega wypadkowi. Udaje mu się powrócić do zdrowia, ale już nie do pełnej sprawności. W związku z tym przechodzi na rentę i osiada w domu, w otoczeniu najbliższej rodziny. Mieszka w Smogorzowie pod Namysłowem. To niewielka miejscowość w województwie opolskim i tam prowadzi niewielkie gospodarstwo razem z żoną i teściami. Wkrótce okazuje się, że żona jest poważnie chora. Na młodego Jana przypadają dodatkowe obowiązki: zajmowanie się przykutą do wózka inwalidzkiego żoną oraz opieka nad małoletnim synem a przecież sam jest w nienajlepszej kondycji po wypadku. To był bardzo trudny czas dla niego. Zajmując się dzieckiem zaczyna malować obrazki na kartonach.Z biegiem czasu prace są coraz bardziej interesujące. Zwróciły uwagę rodziny, szczególnie teścia, który stwierdził: „Na cóż Ty Janie będziesz ciężko pracował, jak możesz pod krawatem chodzić. Weź zawieź gdzieś te prace, pokaż w środowisku artystycznym. Być może zainteresują się i może Twój byt będzie dużo lepszy”. Za namową teścia wziął swoje prace i pojechał do Namysłowa. Tam w miejscowym domu kultury jego dzieła zadziwiły i zachwyciły. Po wystawie w Namysłowie, prace okazały się na tyle ciekawe, że pokazano je również w Opolu. Zaczynał być sławny.

 

J.Kawecki, obraz na wystawie w Muzeum Etnograficznym w Tarnowie. Fot. JD

 

I teraz jest odpowiedni moment, żeby opowiedzieć czym tak zachwycił Jan Kawecki tzn. jaki jest ta jego twórczość i dlaczego on zasługuje by nazywać Nikiforem

Kawecki zaczynał od rysunku. Przedstawienia architektoniczne, bo to były jego pierwsze prace, oraz pejzaże wzbudziły w Namysłowie i Opolu spore zainteresowanie Nie miał żadnego wykształcenia plastycznego, do wszystkiego dochodził sam, nikt też nie udzielał mu porad. Próbując wielokrotnie szukał nowych technik malarskich. Jego obrazy z tego okresu są malowane farbami temperowymi, farbami plakatowymi, na płytach pilśniowych. Później zaczął również malować obrazy olejne na płótnie. Są to zazwyczaj większe formaty. Tak powstaje cykl „Architektury” czy pejzaże miast dolnośląskich. Bardzo wiele ich znalazło się później w kolekcji Muzeum Śląska Opolskiego. Na wystawie w Tarnowie pokazujemy te pierwsze prace Jana. Są to bardzo pięknie rozwiązane kompozycje architektoniczne, chociaż niekiedy można tam zauważyć problemy z uchwyceniem perspektywy. Wielka drobiazgowość w detalu, a także ich duże nagromadzenie, to jest to, co charakteryzuje jego obrazy. Każda wolna przestrzeń jest zamalowana, wykorzystana i kiedy w tych architektonicznych wizerunkach pojawia się postać ludzka albo postać wyimaginowana czy też postać święta, wszystkie wolne przestrzenie i zakamarki są dokładnie zapełnione. W tym pierwszym okresie jego twórczości na obrazach pojawia się to wszystko co zobaczył wędrując po Polsce. Wracają do niego te wszystkie miasta, piękne, kolorowe, które zobaczył, za którymi pewnie tęsknił, siedząc w domu, opiekując się dzieckiem i chorą żoną. Wszystko to w jego pamięci, pamięci artysty odżyło i z wielką pieczołowitością, na nowo zaczęło odżywać na płótnie. Ciekawe jest to, że ta potrzeba twórczości, oddania tego wszystkiego co zobaczył, czym się zachwycił, pojawiła się w bardzo trudnym momencie życiowym, kiedy na głowę spadają mu wszystkie niepowodzenia i kłopoty. Sztuka stała się taką ucieczką od szarej rzeczywistości, ucieczką w ten piękny, barwny, kolorowy świat. W tym okresie Jan przejawia również wielki talent do kompozycji kolorystycznych. Uwielbia nasycone odcienie zieleni, bordo, zwłaszcza w tych miasteczkach dolnośląskich, które przedstawia w żywych barwach, chociaż może troszkę bardziej stonowanych niż to się dzieje teraz. Kawecki zaczyna być coraz bardziej sławny, rozpoznawalny na ziemiach zachodnich. Bierze udział w konkursach, wystawach. Tematyka obrazów staje się bardziej bogata.

 

Warto zaznaczyć, że ten świat Kaweckiego jest bardziej baśniowym światem niż realnym. Jeśli rozpoznajemy ratusz wrocławski czy ratusz w Opolu, czy w Krakowie to mimo wszystko są one przefiltrowane przez fantazje wyobraźni artysty. Tak naprawdę te nasze miasta w czasie, gdy Jan peregrynował po Polsce, nie były tak kolorowe. Były raczej szare, odrapane i brudne, i to jest taki świat, który być może chciał widzieć Kawecki a może tak go właśnie widzi ?

Myślę, że on widzi świat w tych właśnie bardzo nasyconych, żywych, pięknych kolorach, a ponadto tę rzeczywistość uzupełnia swoją wielką malarską wyobraźnią. Widać to nie tylko w początkowej twórczości, kiedy np. można zobaczyć w otoczeniu architektury jakieś postacie wydumane, np. z literatury, z „Potopu”, czy postaci świętych czy Madonny, Chrystusy Frasobliwe. Te postaci świętych niekiedy wplatane są w jakieś elementy architektoniczne, uzupełniają ołtarz, jakąś niszę, są na zwieńczeniach dachów. Mamy tu wielkie bogactwo tych rozwiązań. Wyobraźnia artysty rzeczywiście jest bardzo wielka. Ale najlepiej wychodzą mu elementy architektoniczne. Postacie ludzkie rzeczywiste czy też te baśniowe wykonuje z mniejszą wprawą. Cało jest czasem zdeformowane a twarze nie zawsze urodziwe. Zdecydowanie jest lepszym pejzażystą niż portrecistą, ale razem tworzy to niesamowite połączenia. Przypominam sobie jeden z jego pierwszych obrazów, właśnie z tego okresu opolskiego, kiedy to w małomiasteczkowym pejzażu, w otoczeniu przepięknej fontanny pojawiają się postacie kobiet m.in. rudowłosej o urodzie trochę orientalnej. Warto zwrócić uwagę również na to, że artysta sygnuje swoje obrazy na odwrocie. Podpisuje je bardzo dokładnie, wyjaśnia co obraz przedstawia, datuje go i zaznacza również proces twórczy. Pisze np. „obraz powstaje z wyobraźni” albo też „w pół z wyobraźni”. On sam jest człowiekiem bardzo drobiazgowym, skupiającym się na szczegółach, liczbach. Chociaż sprawia wrażenie osoby nieco flegmatycznej, w rzeczywistości przemyśliwuje bardzo dokładnie wszystkie detale, to co chciałby powiedzieć czy przekazać. Sam uważa się za wielkiego jak mówi „dokładnisia”. Przygotowując wystawę pytałam go jak zapatruje się na ten nasz tytuł porównujący go do Nikifora. Stwierdził, że słyszał o Nikiforze, że wie, iż Nikifor malował Krynicę, ale że on sam namalował więcej miast, ponieważ więcej zobaczył, niż słynny Nikifor. Ponadto uważa, że jest większym „dokładnisiem” od krynickiego artysty, ponieważ więcej uwagi poświęca właśnie detalom i stara się swoje prace wykonywać staranniej.

 

Z pewnością jest barwniejszy niż Nikifor, ale to może wynikać wyłącznie z tego, że Nikifor z ogromną trudnością zdobywał farbki, którymi malował i też podłość materiału, na którym malował sprawiała, że tej feerii barw, takiej jak u Kaweckiego, nie ma. To był zresztą zupełnie inny czas kiedy tworzył i inne możliwości., Mówimy o obrazach Kaweckiego a przecież jest nie tylko malarzem ale także rzeźbiarzem samoukiem. W pewnym momencie to co maluje zaczyna też rzeźbić.

Dla niego nie tylko architektura miast jest istotna. Kawecki być może nie od razu, ale po latach dostrzegł piękno miejsc, skąd się pochodził. I ta architektura wiejska, drewniane domy, kościółki, kapliczki, to nawet bardziej niż inne elementy przybliża go do Nikifora. Okazuje się, że są architektura sakralna, małomiasteczkowa, wiejskie pejzaże, nawet sceny rodzajowe z życia dawnej wsi, kobieta niosąca wodę w wiadrze czy kapliczka z Chrystusem Frasobliwym.. Być może tkwiło to wszystko w jego podświadomości, bo na obrazach i rysunkach, na których przedstawiał miasta, jako uzupełnienie, oprócz standardowych zachodów słońca, w chmurach pojawiały się wzgórza zalesione, w kształcie kopuł, które są tak bardzo charakterystyczne dla Gromnika w którym się urodził. To tez jest motyw, który bardzo często pojawia się w późniejszej i w obecnej jego twórczości. A jeśli chodzi o rzeźbę to pod koniec lat siedemdziesiątych stwierdził, że skoro można malować obrazy, ponieważ jest kontur, jest linia, to czemu by nie spróbować rzeźbić. Jeśli w obrazach są kontury, więc w rzeźbie powinny być ryty, zagłębienia. Początkowo robił płaskorzeźby, dopiero później zaczął tworzyć pełno postaciowe rzeźby o zróżnicowanej tematyce. Zaczynał od niewielkich figurek Matek Boskich, aniołów, a potem te kompozycje stawały się coraz bogatsze. Apogeum jego twórczości był wykonany pod koniec lat siedemdziesiątych ołtarz półtorametrowej wysokości, przedstawiający tryptyk ze scenami rzeźbionymi w drewnie, polichromowanymi farbą olejną, w bardzo żywych kolorach. Pytany po latach o to, co sprawiło mu największą satysfakcję artystyczną, stwierdził, że właśnie ten ołtarz, który drążył ponoć dwa lata. Eksponat ten znalazł się w zbiorach Muzeum Śląska w Opolu.

 

Czyli on nie był przeznaczony do jakiegoś konkretnego kościoła, tylko wyrzeźbił go z potrzeby serca, a Muzeum w Opolu zakupiło go do zbiorów?

Większość prac Jana skupowały różne muzea. Zarówno prace malarskie jak i rzeźbiarskie wzbogacają zbiory nie tylko Muzeum Śląska Opolskiego, ale także Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Jego prace posiada również duże Muzeum Etnograficzne w Warszawie także Muzeum w Toruniu ma sporą kolekcję. Kiedy w latach 70. współpracował z Cepelią wtedy też wiele jego prac kupowali prywatni kolekcjonerzy.

 

Z wystawy Jana Kaweckiego w Muzeum Etnograficznym w Tarnowie. Fot. JD

 

Lata 70. i 80. to rozkwit twórczości Jana Kaweckiego, tego „Gromnickiego Nikifora”. Potem zaczyna się okres transformacji ustrojowej i Kawecki popada, jeśli nie w zapomnienie to w biedę i w artystyczny niebyt. Można by się dziwić, dlaczego tak znany twórca sztuki naiwnej nagle przestaje istnieć? Wytłumaczenie jest dość proste. Jan Kawecki, podobnie jak wielu twórców ludowych, związany był z przedsiębiorstwem Cepelia, które przez kilkadziesiąt lat za czasów PRL-u opiekowało się twórcami, ale lata dziewięćdziesiąte, a raczej ich początek to jego upadek. Firma przestaje istnieć. Jednocześnie z upadkiem Cepelii nastąpiła degradacja sztuki ludowej.

 

Dowodem na to jest sytuacja Jana Kaweckiego, który wcześniej właśnie współpracował z Cepelią we Wrocławiu, miał specjalny pokoik, w którym mógł tworzyć i Cepelia zajmowała się dystrybucją jego prac, zapewniając mu środki na utrzymanie oraz co ważne to miejsce, gdzie mógł tworzyć. Jan po upadku Cepelii, w latach 90. znalazł się w dość dramatycznej sytuacji. Po tym jak został pozbawiony miejsca zamieszkania i możliwości tworzenia i zbywania swoich prac zaczęły się problemy. Rozpoczął wędrówkę pod domach pomocy, domach opieki, tzw. DPS-ach. Wędrował właściwie po całej Polsce. Był w Branicach w domu pomocy a później trafił do Nowego Sącza. Początkowo był w DPS-ie przy ul. Nawojowskiej. To było takie miejsce, gdzie mógł tworzyć, ponieważ były tam pracownie. Niemniej jednak był to taki specjalny zakład dla mężczyzn z chorobami psychicznymi więc nie czuł się tam za dobrze. I to tam znaleźliśmy go w 2011 roku w momencie, kiedy czuł się odrzucony, zapomniany.. Pokazał nam wtedy swoje prace, które na przestrzeni ostatnich lat wykonał. To były głównie rysunki wykonane ołówkiem na kartonie, bardzo niespokojne. Widać było, że miał problem i starał się pokazać swój niepokój artystyczny, co widać na jego pracach. Nie są kolorowe. Porzucił barwę, więc ta twórczość odzwierciedlała jego stan emocjonalny. Z jednej strony ta potrzeba tworzenia dalej w nim była, jednak nie była to już twórczość radosna. Pokazał nam też kilka swoich wcześniejszych prac, których nie sprzedał. Było tam kilka rzeźb oraz obrazów olejnych z dawniejszych czasów. Dla nas to było prawdziwie odkrycie Jana Kaweckiego, bo nie znaliśmy jego wcześniejszej twórczości z ziem zachodnich. W tracie rozmowy staraliśmy się dać jakąś nadzieję na to, że będzie mógł w pełni znów tworzyć, że może uda się zorganizować wystawę, że znowu zaistnieje jako artysta. W międzyczasie sam podjął kroki, aby poszukać sobie innego miejsca, innego DPS-u. Zaprosiliśmy go także tutaj do muzeum do Tarnowa, na specjalne spotkania z młodzieżą, na warsztaty. Wtedy pokazywał swoje rzeźby, pokrywał je farbami temperowymi. Wtedy też zobaczył u nas w Muzeum wystawę Bronisławy Trzaskuś, nestorki malarstwa ludowego, dokumentalistki życia dawnej wsi. Janowi bardzo te obrazy przypadły do gustu. Stwierdził, że to jest takie malarstwo, które on kocha, bo widać, że jest z serca, a nie każdy artysta coś takiego w sobie ma. Wielokrotnie od tego czasu odwiedzaliśmy go w DPS-ie, czasem dostarczaliśmy mu materiały plastyczne. On w tym czasie przeszedł pewną ewolucję jeśli chodzi o materiały, zaczął tworzyć na kartonach z bloku technicznego, a także na kartonach bloku akwarelowego. Powrócił też do kolorowych obrazów. Ze względu na to, że w DPS-ie, nie ma możliwości tworzenia dużych obrazów olejnych zaczął malować pastelami olejnymi, a także pisakami. Często łączy te dwa gatunki na podobraziu z papieru akwarelowego.

 

Kolor wrócił, bo zmieniło się życie Jana Kaweckiego. Jan Kawecki poznał swoją drugą żonę w jednym z DPS-ów. Pobrali się i to szczęście, które dotknęło go w życiu osobistym przelane zostało oczywiście i uwidocznione w jego twórczości. Znów ta feeria barw powróciła.

Powróciła barwa nawet w większym natężeniu niż w tych pracach wcześniejszych, olejnych. Być może nie tylko stan emocjonalny, ale także możliwości jeśli chodzi o materiały plastyczne, barwne pisaki czy wielokolorowe pastele, których zaczął używać, spowodowały, że te prace pozyskane do naszych zbiorów Muzeum Etnograficznego w Tarnowie w ostatnim czasie, emanują tym kolorem. Wszystkie ulubione przez niego kolory, a więc mocno nasycone czerwienie, fiolety, błękity, zielenie i żółcie, oranże to barwy żywe, które cały czas się przebijają, i to ich zestawienie powoduje, że jego obrazy są też ucztą dla oczu.

 

Oczywiście nasza opowieść o Janie Kaweckim nie byłaby pełna, gdybyśmy nie opowiedzieli o takim epizodzie, który być może był tylko epizodem w jego twórczości, a być może od czasu do czasu jeszcze trwa. Chodzi mi o jego akty. One są bardzo specyficzne, ale są wśród tych aktów niepięknych kobiet obrazy, które również urzekają. Urzekają przede wszystkim kompozycją. Oczywiście mam tutaj na myśli taki duży obraz na którym nagie kobiety z parasolkami otaczają czy towarzyszą panu Twardowskiemu

Ten obraz stworzył na przełomie lat 70.i 80. „Pan Twardowski i parasolki” to obraz rzeczywiście bardzo ciekawy pod względem kompozycyjnym. Samo to zestawienie aktów kobiecych, parasolek i jeszcze Twardowskiego to kompletna fantazja. Poza tym, akty kobiece pojawiają się w twórczości Kaweckiego ale nie zawsze.. Ma momenty, kiedy jak sam mówi, lubi przedstawiać niewiasty na swoich pracach ale w tej chwili,. koncentruje się na architekturze i pejzażu.

 

Jan Kawecki nie jest twórcą znanym w Małopolsce. Ta wystawa odkrywa niejako jednego ze swoich kolejnych, wybitnych twórców należących do sztuki naiwnej. Jan Kawecki, wcześniej Nikifor czyli Epifaniusz Drowniak, jest Teofil Ociepka – malarz naiwny ze Śląska. Tych twórców ludowych jest bardzo wielu, bo też i ta twórczość jest niezmiernie bogata, ale tych znanych wymieniamy dwóch, trzech, co najwyżej. Co sprawia, że oni właśnie są znani, a ci inni popadają w zapomnienie? Czy to przypadek i szczęście, że trafiają na odkrywców, na znawców sztuki, którzy się nimi zachwycą? Czy rzeczywiście są to poza wszystkim jednostki wyjątkowe?

Ja także zadaję sobie pytanie, przy okazji tej wystawy, jako etnograf, jak to się dzieje, że niektórzy twórcy ludowi, nieprofesjonalni, właśnie z tą iskrą bożą, potrafiący tworzyć niesamowite prace stają się znani np. Nikifor, a inni z kolei po prostu umierają w zapomnieniu albo znani są garstce kolekcjonerów czy muzealników? Takich nazwisk rzeczywiście w naszej kulturze ludowej, na przestrzeni XX wieku, przejawia się bardzo wiele. W swojej pracy, wybitny specjalista od sztuki ludowej, prof. Aleksander Jackowski wymienił około stu takich twórców, z czego bardzo duża część znajduje się właśnie tutaj, na południu Polski. Jan Kawecki również zaliczony jest przez niego w poczet tej setki najlepszych przedstawicieli ludowej twórczości. Natomiast tutaj, w naszym regionie, każde muzeum ma swój rejon, którym się opiekuje. Nikifor akurat ze względu na swoją twórczość, a raczej jego prace są w zbiorach Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. Tymczasem my tutaj, w Muzeum w Tarnowie mamy właśnie prace wielu twórców naiwnych, których nie powstydziłyby się kolekcje dużych muzeów. Mieliśmy np. takiego twórcę Juliana Stręka – rzeźbiarza ludowego z Pustkowa, który tworzył bardzo prymitywne figurki, nieco przypominające rzeźby z Wysp Wielkanocnych o ciekawej kolorystyce. To był rzeczywiście taki artysta, który z potrzeby serca wykonywał wspaniałe ołtarze, pojedyncze figurki, grobowce. Wiele jego prac znajduje się w kolekcji Leszka Macaka w Krakowie. Mieliśmy także znakomitą twórczynię – Anielę Danioł, niestety nie znaną aż tak szeroko, prymitywną, ludową malarkę z okolic Tarnowa. Jej bardzo piękne prace mamy w kolekcji np. sceny z życia wsi w różnych porach roku. Mieliśmy też Bronisławę Trzaskuś, którą poznał pan Jan Kawecki. To był troszeczkę inny rodzaj malarstwa, malarstwa może już nie tak bardzo naiwnego, ale znakomicie dokumentującego wieś polską z początku XX wieku. Zastosowane są tam piękne kolorystyczne rozwiązania. Wędrując po terenie, spotykamy też ciekawe przykłady sztuki poza naszym regionem np. Paszyn jest niesamowitym miejscem z punktu widzenia ludowej sztuki naiwnej. W latach siedemdziesiątych został odkryty i wypromowany przez księdza Edwarda Nitkę. W tej chwili rozwój sztuki trwa tam nadal, chociaż te najwybitniejsze postacie jak Stanisław Hołda, Stanisław Mika czy Wojciech Oleksy niestety już nie żyją, ale są ich kontynuatorzy i ośrodek ten dalej żyje, niestety już nie z takim rozmachem jak w dawnych czasach. Jest tam wspaniałe muzeum parafialne, w którym rzeczywiście ilość przepięknych prac, głównie rzeźby drewnianej i obrazów na szkle przyprawia o zawrót głowy. Można wpaść w zachwyt widząc nagromadzenie tak wspaniałej sztuki ludowej w jednym miejscu. Paszyn to miejscowość w górach, niedaleko Nowego Sącza. Przepiękna okolica i nadal są tam twórcy – rzeźbiarze, malarki ludowe na szkle, które te dawne tradycje kontynuują. Musze także wspomnieć nasze Zalipie, które od lat słynie z ludowej twórczości, twórczości nieprofesjonalnej o charakterze dekoracyjnym. Ściany domów, wnętrza, przedmioty użytkowe są dekorowane, a co roku, po Bożym Ciele, przez kolejne trzy dni na konkurs „Malowana Chata” około stu malarek z Zalipia i okolic wykonuje swoje przepiękne wzory. Ta tradycja trwa już ponad sto lat, odkryta została w 1905 r. przez krakowskiego znawcę sztuki ludowej Władysława Hickla.

 

 

opr. Nikola Strugała/ jd