Zima tego roku była nader łagodna i sprawiała, że można było cieszyć się ciepłem nawet w styczniowe dni. Monotonia atmosferyczna, poparta małymi wahaniami rtęci w słupkach termometrów sprawiały, że tematem rozmów i rozważań było brudne powietrze, zachmurzone niebo, śpiewające o świcie ptaki.. I kiedy wszyscy mieli zadarte głowy śledząc te zjawiska, nagle nisko i ich stóp pojawiła się ona. Początkowo skromna i cicha, lekko zaczepiała opony przejeżdżających samochodów. Chciała się przywitać, porozmawiać chwilkę, ale w świecie ludzi i opon, brak miejsca na sentymenty. Pośpiech, „ważne sprawy”, nieustające wyścigi do bufetu życia, sprawiły że ludzie stali się zimni jak opony. A z czasem ich profil zaczynał przypominać ten z bieżnika.

Mijały kolejne dni, kolejne opony, pojawiały się też buty. Małe i duże płaskie i na obcasach, idące zawsze szybko a nawet biegnące, Nikt nie odpowiadał na jej ciche "dzień dobry”. „Jestem jeszcze mała i dlatego mnie nie zauważają, może kiedy podrosnę ktoś wreszcie spojrzy na mnie i odpowie „witaj”. Patrzyła co dnia z nadzieją, i ze swojej perspektywy poznawała świat. Wydawał jej się bezkresny a ludzie tak wielcy..

Tak mijały kolejne dni, wciąż niezauważana zaczęła wreszcie rosnąć. Stawała się piękniejsza, nabierała kształtów i nadal w samotności obserwowała ludzi. Zaczeła dostrzegać, że nie są oni tak wielcy jak kiedyś jej się wydawało. Są zamknięci w sobie, nieżyczliwi. Omijali ją najpierw bez słowa, a potem zaczęli jej dokuczać, Coraz częściej mówili o niej źle, w dodatku używając słów których nie rozumiała, ale często słyszała brzmiące w nich groźnie rrrrrrrrr. Wiedziała, że to nic miłego, bo w ten sposób wyrażał się też pies, który niedawno zaatakował spacerującego obok kota.

Każdego dnia stawała się bardziej smutna i samotna. Kiedy tak trwała w zadumie , nagle poczuła ból. To ludzie wrzucili do niej kamienie, były takie zimne i takie twarde. Bolało, ale wytrzymała licząc, że może jednak nie chcą zrobić jej krzywdy, że może to pomyłka. Kiedy tak sobie powtarzała, że to zaraz minie i wszystko się wyjaśni ...ktoś wbił w nią wielki patyk. Kij hańby i upokorzenia od teraz miała być jakimś widowiskiem. „Chcą pokazać wszystkim, gdzie jestem by mogli szydzić do woli” – myślała. Nie płakała, było jej smutno. Najbardziej zabolało ją to, że straciła wiarę w ludzi.

Tego dnia właśnie ja poznałem. Wracałem z pracy i jadąc dostrzegłem kij przed samochodem. Wysiadłem by zobaczyć co tu się stało, i dostrzegłem jej piękno . Zrobiłem kilka zdjęć i pokazałem znajomym Tak było co dzień , kolejne zdjęci i rozmowy z kolegami.

Była świadkiem moich powrotów z pracy. Mijaliśmy się bez słów, ale czułem że czeka na mnie, zawsze w tym samym miejscu... I była w tym jakaś tkliwość. Jej czułe czekanie sprawiało, że chciało mi się biec do samochodu i ruszać w jej stronę. Kiedy robiłem jej zdjęcia miałem wrażenie, że delikatnie pozuje do fotografii. Że choć lekko zawstydzona starała się otworzyć przede mną i zapominając o obiektywie pokazać mi swoje wnętrze. O jakże była Wielka w tym swoim marnym położeniu. Dumnie znosiła pogardę kierowców omijających ją chodnikiem. Złe twarze wykrzywiane złością, te wszystkie złorzeczenia, zniosła w cichym cierpieniu i samotności. Tylko moje wizyty z aparatem dawały jej chwile radości. Nawet wbity w nią patyk nie odebrał jej godności, rzucane kamyki nie odebrały jej dumy. O jakże była wielka... choć wklęsła. Pokazała nam wszystkim, że wielkość mierzy się nie tylko do góry... bardzo czeto wielkość można zobaczyć patrząc w dół. Dziś jadąc z pracy poczułem nagle pustkę. W miejscu gdzie spotykaliśmy się co dzień, była tylko czarna plama asfaltu, wylanego przez drogowców. Będzie mi jej brakowało. Już zawsze będzie dla mnie piękną samotną różą, gdzieś na odległej planecie...  

Fot. Maciej Skowronek

Czytaj także: Po zimie na drogach pojawiają się dziury, ale oznaczanie ich kijkami to nie najlepszy pomysł