Kobiety silne, niezależne, zapomniane
Jest to manifest bardzo szczery. Po pierwsze, przypominający, że w Polsce żyli Polacy żydowskiego pochodzenia, którzy Polskę budowali, którzy byli stuprocentowymi Polakami i patriotami – mówi Ewa Mańkowska.
Książka jest również formą oporu wobec sprowadzania żydowskich biografii wyłącznie do Holokaustu. - "To słowo, myślę, że już dzisiaj się też zużyło". W centrum narracji stoją niezwykłe kobiety: etnografki, malarki, adwokatki. Dorota Berlinerblau, później Seydenman, była jedną z nich. Malarka, mecenaska, podróżniczka.
W latach dwudziestych sama przemierzała swoim citroenem Europę, po to, by oglądać wystawy, odwiedzać przyjaciół, malować pejzaże nad morzem we Francji czy we Włoszech.
Obok niej – Hanna Rudzka-Cybisowa, malarka, kapistka, współtwórczyni polskiej nowoczesności w sztuce. Ich przyjaźń opisywana jest jako przyjaźń na śmierć i życie. I to dosłownie. Podczas II wojny światowej Dorota, choć miała aryjskie papiery na nazwisko Wanda Trzaskowska, została zdradzona i aresztowana.
Wygląd jej nie zdradzał. Była blondynką, oczy najpewniej miała niebieskie albo zielone, mówiła świetnie po francusku, po niemiecku.
Po doniesieniu trafiła do więzienia w Nowym Sączu, mimo dokumentów, wyglądu, ostrożności. W dramatycznej próbie ratowania Doroty Hanna wyruszyła do Nowego Sącza. Bezskutecznie. Nowy Sącz był już wtedy całkowicie sterroryzowany przez Heinricha Hammana, nazistę, który obsesyjnie nienawidził Żydów, ale też polskiej inteligencji.
(cała rozmowa do posłuchania)
Ewa Mańkowska i Sylwia Paszkowska/fot. Agata Ciechanowska
Odkrywanie zapomnianego śladu
Historia Doroty nie kończy się w więzieniu. Autorka podąża jej śladem do Rdziostowa – wioski położonej na wzgórzach nad Nowym Sączem. Tam właśnie mogła zginąć Dorota.
W Rdziostowie znajduje się oficjalnie miejsce pamięci narodowej. Gdy tam przyjechałam, nie znalazłam żadnego upamiętnienia ludzi, którzy zostali zamordowani, a byli pochodzenia żydowskiego.
To doświadczenie, zetknięcie z pustką i milczeniem, sprawiło, że autorka zdecydowała się zakończyć książkę rozdziałem zatytułowanym "Anatomia niepamięci".
Ewa Mańkowska pisała książkę długo i powoli, bez presji, z myślą, że być może nikt poza małym gronem jej nie przeczyta. A jednak to właśnie cierpliwość i osobiste zaangażowanie przyniosły nieoczekiwane odkrycia.
Dowiedziałam się, że Ritterówna pisała pamiętnik, ale nie było go w muzeum. Udało mi się otrzymać numer telefonu do siostrzenicy, która powiedziała mi, że po pierwsze jest bardzo chora i jedzie na operację, a po drugie przeglądała te pamiętniki i tam nie ma mowy o Dorocie. Pomyślałam sobie, że jednak chciałabym je zobaczyć, nie tylko ze względu na Dorotę, ale by poczuć atmosferę Nowego Sącza, ponieważ opisywałam też moje wędrówki i okazało się, że siostrzenica Maryny mieszka w Krakowie. Pamiętam, że był wielki upał, ale wsiadłam na rower i w ciągu paru chwil byłam w Bronowicach, gdzie pani Ewa czekała na mnie już z otwartym pamiętnikiem i sama wzruszona czytała mi ten fragment. Zamieściłam go w książce.
"Hanna i Dorota" to książka, która przywraca pamięć, prostuje krzywdzące uproszczenia i nazywa po imieniu zaniechania polskiej pamięci zbiorowej. To także opowieść o lojalności, sztuce i odwadze.