Nie jest przejawem wolności słowa ani misji dziennikarskiej dopuszczanie każdego do głosu – bez refleksji, bez komentarza – mówi dr Agnieszka Całek.
Rymanowski i „wolność słowa” po YouTube’owemu
Bogdan Rymanowski, wieloletni dziennikarz radiowo-telewizyjny, dziś prowadzący własny kanał na YouTubie, coraz częściej zaprasza gości, którzy głoszą pseudonaukowe lub antyszczepionkowe tezy. Sam tłumaczy to obroną pluralizmu opinii: Każdy oczekuje na wysłuchanie, a ja mam prawo zadać każde pytanie - deklaruje.
To jednak nie jest spór o poglądy, lecz o fakty:
Nie mówimy o opiniach tych osób. Mówimy o tym, że wygłaszają nieprawdy naukowe, przedstawiając je jako fakty i podpierając własnym autorytetem
– zaznacza dr Całek. Przypomina, że zaproszeni przez Rymanowskiego rozmówcy - jak prof. Grażyna Cichosz, która sugeruje, że problemy psychiczne biorą się z jedzenia soi GMO, czy dr Piotr Witczak, negujący skuteczność szczepień - wypowiadają się niezgodnie z wiedzą naukową.
Efekt? Gigantyczne zasięgi. Wywiad z prof. Cichosz obejrzano ponad dwa miliony razy.
Zwykle materiały medialne typu wywiady z ekspertami nie osiągają takich wyników, więc na pewno jest to w dużym stopniu biznesowy ruch
- zauważa dr Całek. I dodaje:
Newsweek, publikując okładkowy temat o tym wywiadzie, jeszcze podbił zainteresowanie. To się po prostu panu Rymanowskiemu opłaciło.
Etyka w odwrocie, alt-right w natarciu
Problemem nie jest sam fakt, że dziennikarz rozmawia z kontrowersyjnymi gośćmi, lecz brak kontekstu i weryfikacji.
Można było choćby dodać napisy z weryfikacją faktów albo źródła do wypowiedzi. Tymczasem materiał został pokazany bez komentarza
– mówi dr Całek.
To otwiera przestrzeń dla środowisk skrajnych.Radykalna prawica jest w niebo wzięta, bo wreszcie ma swój głos w szerszej debacie. Zwolennicy teorii spiskowych także znaleźli kanał, gdzie mogą powiedzieć wszystko. Dla części środowiska dziennikarskiego i akademickiego to sytuacja szczególnie bolesna.
Jeszcze jako studentka pamiętam, jak Bogdan Rymanowski otrzymywał Mediatora w kategorii Autorytet. Dziś trudno patrzeć, jak ten autorytet legitymizuje nieprawdy naukowe
- mówi dr Całek.
Algorytmy, emocje i pieniądze
Nowe media nie są neutralnym tłem, lecz aktywnym uczestnikiem tego procesu.
Platformy społecznościowe pod płaszczykiem wolności słowa dają szeroki dostęp osobom antynaukowym. Często to ludzie, którzy zostali wykluczeni z nauki, więc przenoszą się do internetu, gdzie nie obowiązują zasady weryfikacji - tłumaczy badaczka.
Za tym wszystkim stoją pieniądze.
W kategoriach finansowych pan redaktor tylko zyskuje. Wizerunkowo może gorzej, ale to nie ma dla niego znaczenia. Grupy alt-rightowe i antynaukowe są dziś dużym i lojalnym segmentem odbiorców – a to oznacza większe wpływy z YouTube’a
- dodaje.
Jak się bronić przed pseudonauką
Jak więc reagować na takie treści? Dr Całek proponuje konkretne działania:
Zgłaszajmy materiały szerzące nieprawdziwe informacje. To prosty gest, który ma znaczenie – platforma może je zablokować lub przynajmniej odebrać twórcy możliwość zarabiania.
Drugim krokiem jest dzielenie się rzetelnymi źródłami. Medioznawczyni przypomina, że organizacja fact-checkingowa Demagog przygotowała szczegółową analizę wywiadu z prof. Cichosz, punkt po punkcie wykazując błędy i przekłamania. Podobną pracę wykonują niezależni youtuberzy, jak dr Dawid Myśliwicz, który – jako chemik – obalił część pseudonaukowych tez w krótkim, viralowym filmie.
Nie zawsze przekonamy tych, którzy już wierzą w spiskowe narracje, ale możemy zagęścić w sieci obecność rzetelnych materiałów. To naprawdę ma znaczenie
- podkreśla dr Całek.
Krytyczne myślenie – ostatnia linia obrony
W świecie, w którym klikalność coraz częściej zastępuje odpowiedzialność, a „autorytet” można zmonetyzować, kluczowe staje się jedno: krytyczne myślenie. Trzeba odłożyć emocje i sięgać po sprawdzone źródła. To jedyny sposób, żeby nie utonąć w oceanie pseudonauki.