„Holy Motors” (Reż. Leos Carax, prod. Francja/Niemcy 2012)
Niektórzy upatrywali w nim głównego kandydata do Złotej Palmy, inni nie mogli zrozumieć, jakim cudem tak dziwaczna produkcja dostała się do konkursu. Jurorzy podzielili opinię tych ostatnich, pomijając film Caraxa w swym werdykcie, dostrzegło go natomiast Jury Młodych, przyznając mu swój laur. Podobnego zdania byli członkowie Stowarzyszenia Krytyków Filmowych z Los Angeles, honorując „Holy Motors” swym laurem, a także jurorzy ubiegłorocznej edycji Camerimage, nagradzając jego autorów zdjęć – Caroline Champetier i Yvesa Cape – statuetką Srebrnej Żaby.
O czym opowiada francuski reżyser, autor pamiętnej „Złej krwi” (1986) i „ Kochanków z Pont-Neuf” (1991) – niegdyś cudowne dziecko tej kinematografii – w swym najnowszym filmie, zrealizowanym po kilkunastu latach milczenia? Tak naprawdę, trudno powiedzieć, bo tego filmu nie da się sensownie streścić. J ego akcja rozgrywa się w ciągu 24 godzin. Po Paryżu w efektownej limuzynie krąży tajemniczy monsieur Oscar (rewelacyjny Denis Levant, ulubiony aktor Caraxa), wcielając się co chwila (dziewięciokrotnie) w inną postać, m.in. żebraczki, bandziora, akordeonisty, umierającego starca, monstrum… Wraz z kolejnymi wcieleniami Oscara zmienia się gatunkowy charakter filmu. Horror, science fiction, musical, dramat psychologiczny, opowieść gangsterska – gatunkowa jazda bez trzymanki. I jeszcze swoisty quiz dla miłośników kina, cytat goni cytat, inspiracja inspirację, a to niemy „Fantomas” Louis’a Feuillade’a, a to słynne „Powiększenie” Michelangelo Antonioniego, coś z Federico Felliniego, Georges’a Franju, animowanych „Aut” czy wreszcie – na dobry początek słynne fazy ruchu uchwycone przez Eadwearda Muybridge’a.

„To prosty film. Pokazywałem go dzieciom i nie miały problemu z jego zrozumieniem. Facet wsiada do samochodu i jedzie do pracy. A potem do kolejnej. To naprawdę nie jest zbyt skomplikowane. W ogóle nie lubię mówić, a o kinie w szczególności. Nie potrzebuję tego, inni ludzie też nie. Konferencje prasowe, spotkania z publicznością – to wszystko wydaje mi się nierealne. I tak zazwyczaj nie znam odpowiedzi na pytania, które ludzie mi zadają. Tylko kiedy kręcę filmy, czuję, że oddycham” – wyznaje Carax.


Jerzy Armata