Oskarżeni policjanci mandatów nie wystawiali w zasadzie w ogóle. Brali nawet niewielkie kwoty, rzędu 20 - 30 złotych. Jeśli kierowca, który na przykład przekroczył prędkość nie miał pieniędzy, pytali się go o zawartość bagażnika. "Łapówką stały się na przykład pluszowe misie czy próbki karmy dla psów, które przewoził weterynarz" - mówi Bogusława Marcinkowska z krakowskiej prokuratury okręgowej.

Sprawa wyszła na jaw, bo wszystko nagrała kamera, która była zamontowana w radiowozie. Kłopot w tym, że kamera ta była na tyle przestarzała i o tak niskiej rozdzielczości, że prokuratorzy nie byli w stanie rozpoznać twarzy wręczających łapówkę czy rejestracji samochodów, którymi się poruszali. Dlatego w tym postępowaniu tylko 3 kierowców zostało ukaranych.

 

 

 

(Karol Surówka/ko)

Obserwuj autora na Twitterze: