- Zabieg jest krótszy i bardziej komfortowy. Chory wieczorem będzie mógł się już poruszać. Drugiego dnia będzie mógł być wypisany do domu. Nie ma nacięć w okolicy kończyn górnych. Przy klasycznych stymulatorach pacjent musiał uważać, żeby na przykład nie dźwigać ciężarów. Tu tego nie ma - podkreśla prof. dr hab. med. Jacek Lelakowski, kierownik oddziału klinicznego elektrokardiologii w szpitalu Jana Pawła II.
Urządzenie jest mikroskopijne. "On zajmuje 0,8 cm sześciennego miejsca. Nie będziemy go wymieniać, będzie naturalnie zarastał. Żywotność baterii to nawet 10 lat" - zaznacza prof. Lelakowski.
Pacjent po zabiegu może mieć wykonywane wszystkie badania - łącznie z rezonansem magnetycznym, co przy starym rozruszniku jest niemożliwe. Ryzyko powikłań jest o połowę mniejsze i zabieg trwa o połowę krócej.
Największym problemem są koszty. Jedno urządzenie warte jest ok. 35 tysięcy złotych. Szpital kupił dziesięć rozruszników, bo na więcej nie ma pieniędzy. "Nowe technologie są niezwykle kosztowne. W takich sytuacjach, gdy szpital ma zawsze 30 milionów złotych nadwykonań, a dostanie 10 mln złotych, te wszystkie kosztowne procedury nie są nam zwracane z funduszu. A takie szpitale jak nasz, które stawiają na jakość i innowacje, powinny mieć dodatkowe dofinansowanie - podkreśla Anna Prokop-Staszecka, dyrektor szpitala Jana Pawła II.
Do końca roku rozrusznik trafi do dziesięciu chorych leczonych w krakowskim szpitalu. Do tej pory takie operacje przeprowadzono w Zabrzu, Katowicach i Poznaniu.
(Dominika Baraniec/ko)