Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Mariuszem Andrzejewskim z Katedry Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego.

Ucieszyły pana wczorajsze zapowiedzi premiera i ministrów? Zawsze pan mówił o potrzebie polityki prorodzinnej.

- Tak. Wczorajsze zapowiedzi wywołały u mnie uśmiech i zastanowienie. Dlaczego premier występuje z propozycjami prorodzinnymi, które są strzępkami tego, co oczekujemy? Tutaj ad hoc daje propozycje zwiększenia ulgi prorodzinnej i nic więcej. Oczywiście każdy wzrost wydatków prorodzinnych powinien cieszyć, ale to co było wczoraj było zaskakujące. To niekonkretne. Czy te ulgi będą obejmowały osoby, które nie płaca podatku PIT?

Skąd słowa krytyki? Jak mówimy o potrzebie większych ulg dla rodzin wielodzietnych i o potrzebie waloryzowania rent i emerytur to właśnie to usłyszeliśmy.

- Zgadza się, ale mówimy o polityce prorodzinnej. Jest zwiększenie części rodzin kwoty, o którą zabiegaliśmy. Dlaczego za tym nie idą inne działania? Dlaczego to nie jest pakiet, który stanowi strategię? Na końcu premier powinien powiedzieć, że te działania zwiększą dzietność z 1,3 do tylu i tylu. Teraz jesteśmy w zapaści. Nie ma wyliczeń. Wskaźnik się zmniejsza. Wiemy, że powinniśmy być w punkcie 2,1. Taką dzietność mają kraje zachodnie a my się zastanawiamy dlaczego po 7 latach rządów jednej partii są jakieś namiastki. Te 7 lat zapaści powodują, że nie powinniśmy dać okruchów. Wczoraj było posiedzenie przy stole budżetowym i premier dał emerytom i rodzinom okruchy. Trzeba to tak nazwać.

Co to było? Kiełbasa wyborcza?

- Pan to powiedział. To było kolejne nieskoordynowanie, niezaplanowane i nieprzeliczone działanie. Ono było dobrze, kierunek jest dobry. Ale żeby to chwalić? To tak jakbym powiedział, że dzietność nagle wzrośnie. Niestety nie widzę tego.

Z drugiej strony Rzeczpospolita pisze, że polityka zniszczy gospodarkę.

- Tu są dwie szkoły. Liberalna mówi, żeby wyciąć wszystkie działania socjalne i będzie dobrze. Druga mówi, że jesteśmy w takiej gospodarce, gdzie programy liberalne się nie sprawdzają. Nasza gospodarka dla mnie jest w stagnacji a będzie w zapaści. O tym głośno mówiliśmy już w 2005 roku. Od tego czasu na politykę prorodzinną nakłady powinny się zwiększać. Dzisiaj każdy z nas widzi już skutki.

Są też próby podejmowania polityki prorodzinnej na poziomie samorządu. To plaster na duża ranę czy to przynosi skutek?

- To należy pochwalić. Myślenie o polityce prorodzinnej nie jest obowiązkiem samorządu. To jest w gestii władzy centralnej. To, że miasta wprowadzają programy wspomagające rodziny, należy pochwalić. To angażowanie środków samorządowych dla tych celów. W Krakowie są dopłaty do biletów, zniżki w instytucjach. To dobre rozwiązanie.

Co zmieni karta 3+?

- W rodzinie, gdzie jest więcej dzieci, większość z nich może taniej jeździć komunikacją miejską. To bardzo ważne.

To będzie lek na bieżące bolączki, ale nie wpłynie do na demografię?

- Nie wpłynie. Nie stawiam tych wskaźników wobec samorządów. Te działania łagodzą trudy prowadzenia rodziny wielodzietnej. To dodatki i dobra wola samorządu. To nie jest jednak załatwienie sprawy demografii. To problem gospodarczy naszego państwa. Musimy się rozprawić z problemem zmniejszającego się wskaźnika dzietności. Premier stwierdził, że ustawa „67” rozwiąże problem emerytów. Guzik prawda. Dzietność rozwiąże problem i tu trzeba nakładów.

Te wszystkie zapowiedzi usłyszeliśmy z początkiem kampanii samorządowej. To będzie miało wpływ na wybór naszych samorządowców?

- Nie widzę związku. Premier nie odnosił się do spraw samorządowych. Kampanie w wyborach samorządowych toczą się w miastach i gminach. Są różne problemy. Taki zbiór obietnic może jedynie lekko pomóc partii rządzącej, ale te działania będą prowadzone w przyszłym roku, jak podwyżka emerytur o 36 złotych. Pytanie dlaczego teraz było 14 złotych? Dlaczego premier nie zechce odjąć od kwoty 36 złotych wzrostu wydatków na prąd czy energię? Jakby od tej kwoty poodejmować wzrosty to netto wyjdziemy na to o czym powinniśmy rozmawiać. Te liczby i zapowiedzi ws. umów o pracę oceniam jako niekonkretne. Jak mamy po 36 miesiącach mieć gwarancje pracy na stałe to co z przepisem, który mówi, że drugie czy trzecie zatrudnienie jest gwarancją? Takie rzeczy się odbywają do 36 miesięcy. Nie wiem czy to jest poprawka, liberalizacja czy zamiana? To ma iść w dobrym kierunku, ale brak konkretów przeraża.