Wystawa w Domu Zwierzynieckim „Wielka i mała historia Wielkiej Łąki” to pretekst do rozmowy o fenomenie tego miejsca.

O Błoniach opowiadają w programie "Przed hejnałem": Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa; Jacek Wójcicki, aktor, śpiewak, związany ze Zwierzyńcem i Salwatorem i Robert Dracz Krakowski, Klub wrotkarski Krak.

 

 - Za co najbardziej kochamy Błonia, my krakowianie?

Jacek Wójcicki - Za to, że są i że się nie zmieniają. Jestem tradycjonalistą i uwielbiam miejsca, które się nie zmieniają, m.in. Klasztor Norbertanek, ale także Zwierzyniec. Jedno i drugie miejsce jest dla mnie niezwykłym. Zawsze, gdy wychodzę na Błonia, to patrzę na nie z podziwem. Brakuje mi tylko krów i kóz.

 
- Panu, panie Michale, też brakuje najbardziej krów?
 
Michał Niezabitowski - Błonia są fenomenalne, bo są nostalgiczne i energetyczne. Kochamy je za to, że trwają - łączą przeszłość z teraźniejszością. Coś, co było funkcjonalne jako pastwisko, ciągle niezmiennie znajduje dla siebie nowe funkcje, np. jeżdżenie na wrotkach. Błonia są ponadczasowe.
 
- Jak to się stało, że one się zachowały w takiej formie? Na terenach dzisiejszego Krakowa w średniowieczu tych pastwisk było więcej. Jak to się stało, że ta łąka się uchowała?
 
Michał Niezabitowski - Z nadań lokacyjnych wszystkie miasta posiadały fragment do wypasu. Mieszczanie nie mieli takich praw jak szlachta, natomiast mieli nadawane pastwiska, a Błonia były takim nadanym pastwiskiem. Błonia były przez stulecia obszarem konfliktu pomiędzy pannami Norbertankami, a władzami miasta. Konflikt własnościowy trwał, przez co Błonia inwestycyjnie były zamrożone. W XIX wieku były terenem ćwiczeń wojskowych. Ta funkcja się zmieniała, ale kiedy w Krakowie była duża masa wojska, to Błonia były potrzebne jako plac ćwiczeń.
 
- Dzisiaj nie wyobrażamy sobie, żeby ktoś mógł Błonia zabudować, ale co jakiś czas pojawiają się pomysły, żeby jakoś je zagospodarować. Jak panowie podchodzą do tych pomysłów?
 
Jacek Wójcicki - Błonia powinny zostać w nienaruszonej pozycji. Jak będziemy je dzielić dla dzieci, psów, rolkarzy, młodzieży, emerytów to przepadnie nam to, co jest urokiem tej łąki. Krakusi kochają tę łąkę i jesteśmy z niej dumni. Które miasto ma łąkę w środku miasta?
 
- To subiektywne wrażenie, że Błonia nam opustoszały, czy rzeczywiście puściej się na nich zrobiło?
 
Jacek Wójcicki - Wychodzę z domu i jestem na Błoniach. Jest bardzo gwarno, szczególnie jak jest pogoda ładna. Jest dużo przechodniów, rowerzystów, rolkarzy. Podziwiam tych wrotkarzy, zatrzymuję się i ich oglądam.
 
Robert Dracz  - Sławna czwarta ławeczka, która gromadzi freestylowców. Układają tory z kubków i między tymi kubkami wykonują karkołomne rewolucje. Ja uprawiam szybką jazdę na rolkach, ale nasz klub wiąże wszystkie grupy rolkarzy, które chcą miło spędzić czas.
 
- Kraków nie rozpieszcza rolkarzy. Błonia to jedyne miejsce, gdzie mamy trochę asfaltu nadającego się do jazdy na rolkach, ale ten asfalt pozostawia wiele do życzenia.
 
Robert Dracz  - 8-9 lat temu ta nawierzchnia, która była położona na alei 3 Maja i na al. Focha, poprawiła jego stan, bo wcześniejszy stan był taki jak dzisiaj na bulwarach nad Wisłą. Częściej używamy nazwy rolki niż wrotki. Wrotki kojarzą się z czterokołowcami, które święciły triumfy w latach 70., sam na takich jeździłem. W latach 90. pojawiła seria ustawienia kółek w rzędzie, co dało większe możliwości i większe szybkości.
 
- Rowerzystów w Krakowie się słucha, rolkarze wciąż są "słabosłyszalni".
 
Robert Dracz - Rowerzystów się słucha, bo rower staje się coraz popularniejszym środkiem transportu w mieście. Miejska wypożyczalnia rowerów daje możliwości poruszania się nie tylko komunikacją zbiorową. Rolki w małym procencie stanowią źródło transportu.
 
- Jak pan ocenia to, co jest na Błoniach, jeżeli chodzi o oczekiwania wielbiciela rolek?
 
Robert Dracz  - 9 lat temu położone nawierzchnie na Focha i al. 3 Maja są w coraz gorszym stanie, pojawiają się pęknięcia, będą się wkrótce nadawać do remontu. Jeszcze nie doczekaliśmy się domknięcia pętli. Wystarczy nam troszkę asfaltu i pozbycia się chodnika na ulicy Piastowskiej. Koszty są nikłe w stosunku do wydatków miasta. Plany zostały zrobione, ale jakoś nie możemy doczekać się tego, by jeździć dookoła.
 
 - Panie dyrektorze, usypiał pan dzieci korzystając z Błoń?
 
Michał Niezabitowski - Nie, ale dzieci tam zabierałem. Grały na Błoniach w piłkę, biegały i bawiły się, a nawet pies ugryzł tam mojego syna, bo psy też czują się właścicielami Błoń. Dzieci są obdarzone ogromną ilością energii, więc gdy widzą taką przestrzeń, to chcą biec bez końca. Kiedy dziecko jest zmęczone, to jest zadowolone i rodzic też jest zadowolony. W XIX wieku obowiązywała zasada chowu dzieci w domach i na Błonia wychodził tylko proletariat. Zmienił to dr Henryk Jordan, który przywiózł z Wiednia gałę, czyli piłkę i pokazał młodzieży krakowskiej - ku rozpaczy dobrze wychowanych pań - nowy sport. Gałę kopaną.
 
 - Błonia są nie tylko miejscem zabawy, ale także przedmiotem badań naukowych i wystaw. W Muzeum Historycznym Miasta Krakowa w Domu Zwierzynieckim możemy oglądać wystawę poświęconą wielkiej i małej historii wielkiej łąki, czyli Błoniom.
 
Michał Niezabitowski - Należy popatrzeć na uniwersalność Błoń - na miejsce, które było pastwiskiem, placem ćwiczeń, które było wielkim szpitalem polowym, na miejsce mszy papieskich - to wielka historia i mała historia, która jest związana z pamięcią każdego, kto miał związek z Błońmi. Muzeum Historyczne działa także w Domu Zwierzynieckim, dlatego szukamy fenomenów Krakowa także w tych miejscach, w których to życie się toczyło i toczy nadal.
 
- Błonia to też miejsce, w którym Małopolanie spotykali się z papieżem. Ale i miejsce, na którym odbywają się koncerty. To nie bywa uciążliwe dla mieszkańców?
 
Jacek Wójcicki - Jak to jest do późna w nocy, to się niesie dźwięk po okolicy. Ale to nie dzieje się codziennie. Błonia są jeszcze za mało wykorzystane. Niektóre koncerty, które organizowane sa na rynku, Kazimierzu mogłyby być organizowane na Błoniach. Budowane jest lodowisko zimą, cyrk się rozkłada, ale szczególnie latem Błonia jeszcze mało żyją.
 
Robert Dracz - My chętnie byśmy je wykorzystali, ale pojawia się problem opłat. Każde zajęcie alejek kosztuje duże pieniądze, bo takie mamy prawo i wymogi bezpieczeństwa. Miasto nie chce nam przekazać takich sum, a pozyskanie sponsorów nie jest łatwe.
 
Jacek Wójcicki - Rozumiem cię doskonale, bo jak organizuję koncert, to wszyscy przychodzą, by dać im bilety, a nikt nie chce ich kupować. Wodecki powiedział, że koncerty dzielą się na charytatywne i odwołane, więc skąd tu wziąć pieniądze?
 
Robert Dracz  - Wnoszę wniosek i wtedy wy zorganizujecie koncerty, a my zawody rolkarskie.