Józef Rojek, który zdobył 10 tysięcy 120 głosów, jest rozczarowany porażką, bo jak przyznaje liczył na mandat. Zajął 7. miejsce spośród kandydatów startujących z listy Prawa i Sprawiedliwości, podczas gdy do Sejmu dostało się 6 osób. Do utrzymania mandatu zabrakło mu prawie tysiąc głosów. W porównaniu do wyborów sprzed czterech lat stracił też 5858 głosów. 

Zdaniem Rojka na liście PiS było zbyt dużo kandydatów z samego Tarnowa i okolic. „Powycinaliśmy się w tym Tarnowie” - mówi Rojek.

Jak jednak zaznacza, nadal chce pracować dla utrzymania zjednoczenia prawicy w regionie. „Sądzę, że praca w terenie układu rządzącego, będzie decydowała o jego stabilności i o jego przyszłości. Także myślę, że rządzący muszą pomyśleć o terenie, żeby tutaj na dole funkcjonowało. Bo tu ludzie patrzą na ręce tych, którzy pełnią te funkcje”. 

Józef Rojek raczej nie będzie musiał martwić się o codzienny byt. Przypomina, że jest urlopowym pracownikiem Grupy Azoty, gdzie był doradcą wiceprezesa Witolda Szczypińskiego. 

Jeszcze nie rozmawiał o powrocie do pracy, ale jak podkreśla, „nie pójdzie tam siedzieć na piedestale, tylko żeby coś zrobić”. Np. w zakresie współpracy z rządem czy samorządem. Chociaż zaznacza, że wszystko będzie zależało od decyzji wiceprezesa Szczypińskiego. 

Rojek żartuje też, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, jeśli chodzi o karierę sejmową. „Nie wiadomo czy w następnej kadencji nie podejmę się tego trudu. Zobaczymy”.

 

(Bartek Maziarz/ew)

Obserwuj autora na Twitterze: