Derby Krakowa Wisła - Cracovia na remis! ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Pierwszy raz od dłuższego czasu faworytem derbów przed meczem wydawała się być Wisła. Biała Gwiazda co prawda zaliczyła fatalny początek sezonu, ale ostatnio się podniosła i zaczęła grać niezwykle efektownie. Był jednak jeden problem: podopieczni Radosława Sobolewskiego grają w kratkę. W kolejnych meczach potrafili: przegrać 2:6 z Pogonią, zdemolować 5:1 Arkę, przegrać 2:4 w Pucharze Polski z Lechem i wygrać 3:0 z liderem tabeli, Lechią Gdańsk. W sobotę - teoretycznie oczywiście - wypada Wiślę przegrać, jednak jest małe "ale". Cracovia w tym sezonie fatalnie gra na wyjazdach. Pasy nie wygrały ani jednego wyjazdowego meczu w tym sezonie. Co prawda stadion Wisły zbyt daleko nie jest, ale jednak jest to mecz na obcym terenie.

Dodatkowo Cracovia ciągle tkwiła w niechlubnej serii sześciu kolejnych meczów bez wygranej. Podopieczni Jacka Zielińskiego ostatni raz trzy punkty zgarnęli 14 października w meczu z Wisłą Płock. Każdy piłkarz i kibic chciałby przełamania właśnie w meczu derbowym, ale wiadomo było, że Wisła łatwo nie odpuści. Pasy "nowego rozdania" mogły oczekiwać również ze względu na... nowy autokar, jakim podopieczni Jacka Zielińskiego wybrali się na derby. – Staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, żeby zawodnicy Cracovii podróżowali komfortowo, stąd decyzja o kupnie nowego autokaru. Będzie on zabierał na mecze zarówno naszych piłkarzy, jak i hokeistów – mówi wiceprezes Cracovii, Jakub Tabisz.

Wisła Kraków po raz pierwszy od naprawdę dawna drugi kolejny mecz rozpoczęła w identycznym zestawieniu. Takiej stabilizacji piłkarzom Białej Gwiazdy wyraźnie w ostatnich miesiącach brakowało, ale dziś na sytuację kadrową trenerski duet Kazimierz Kmiecik - Radosław Sobolewski narzekać nie mógł. Do zdrowia doszedł też Richard Guzmics. Węgier jak na razie musiał się jednak zadowolić miejscem wśród rezerwowych. Po drugiej stronie boiska największa niespodzianka to chyba środek pola. W pierwszym składzie pojawił się Sebastian Steblecki sadzając na ławkę rezerwowych Mateusza Cetnarskiego i Damiana Dąbrowskiego. Derbowe starcie, oprócz tego, że sam mecz niesie zawsze ze sobą nieprawdopodobny ciężar gatunkowy, był też niezwykle istotny dla szkoleniowca Pasów. Jacek Zieliński ostatnio ma przy Kałuży naprawdę trudny okres, jego drużyna regularnie traci punkty, a posada trenera od jakiegoś czasu wisi na włosku. Niewykluczone, że przegrane derby ten włos by ostatecznie zerwały.

Chyba żaden z kibiców Białej Gwiazdy nie spodziewał sie aż tak znakomitego początku meczu. Komplet widzów na trybunach już w 3. minucie oglądał gola - i to jakiego! Petar Brlek uderzył kapitalnie sprzed pola karnego mieszcząc piłkę w samym okienku bramki Grzegorza Sandomierskiego. Brlek, na którego długo przy Reymonta narzekano, tym golem chyba ostatecznie zamknął usta krytykom. Niespełna kwadrans później Cracovia miała znakomitą okazję do odpowiedzi. Deleu mocno zagrał do Wójcickiego wpuszczając go w pole karne. Po chwili centra w pole bramkowe - tam jednak Łukasz Załuska zdołał skutecznie utrudnić oddanie strzału Krzysztofowi Piątkowi.

W pierwszej połowie godny odnotowania był jeszcze rzut wolny, po którym centra Tomasza Brzyskiego mało co nie przerodziłaby się w asystę, a także inny stały fragment. W 40. minucie Cracovia wykonywałą rzut rożny, piłka trafiła przed pole karne do Marcina Budzińskiego. Ten bez zastanowienia huknął płasko w kierunku bramki, ale minimanie chybił.

Pięć minut po wznowieniu gry po przerwie świetną okazję do podwyższenia prwoadzenia Wisły miał jej kapitan. Wiślacy krótko rozegrali rzut rożny, Sadlok miękko dorzucił piłkę w pole karne, gdzie z kilku metrów główkował Arkadiusz Głowacki. Tylko dzięki temu, że piłka zmierzała prosto w interweniującego Sandomierskiego Cracovii udało się uniknąć utraty kolejnego gola. 66. minuta to dramatyczna strata Bobana Jovicia w środku pola. Cracovia ruszyła dwóch na jednego niemalże od środkowej linii. Marcin Budziński stanął ostatecznie przed szansą sam na sam z Załuską i wydawało się, że za moment z radości eksploduje sektor gości. Eksplodowały jednak wszystkie pozostałe - interwencja Załuski wywołała na trybunach radość taką, jakiej w innych meczach mógłby nie wywołać zdobyty gol.

Derbowa atmosfera udzieliła się nie tylko kibicom, ale też zawodnikom. Szczególnie gorąco na boisku było w 69. minucie. Po starciu w polu karnym akcja przeniosła się do narożnika, gdzie przepychających się zawodników musieli uspokajać sędziowie. Skończyło się na tylko dwóch żółtych kartkach, choć przez moment zanosiło się na dużo więcej.

Boiskowa awantura wyraźnie nie pomogła Bobanovi Joviciowi. Słoweniec, który kilka chwil wcześniej sprokurował sytuację sam na sam dla gości, w 72. minucie kopnął piłkę we własnym polu karnym tak fatalnie, że wyłożył ją jak na tacy Krzysztofowi Piątkowi. Napastnik Cracovii nie mógł zrobić nic innego, jak tylko posłać ją do siatki. Strzał przy dalszym słupku był dla Załuski nie do obrony.

Wisła mogła jeszcze wygrać ten mecz rzutem na taśmę. Już w doliczonym czasie gry zakotłowało się w polu karnym Sandomierskiego, uderzał Petar Brlek, ale tym razem po rykoszecie piłka minęło światło bramki. Po drugiej stronie kilkanaście minut wcześniej niecelnie główkował Mateusz Szczepaniak. Żadnej z drużyn nie udało się ostatecznie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

Wielkie Derby Krakowa zakończyły się więc podziałem punktów. Przez zdecydowaną większość czasu trwania meczu prowadziła Wisła, ale błąd Bobana Jovicia i trafienie Krzysztofa Piątka ustaliły wynik meczu na 1:1. Czy ten wynik ratuje posadę Jacka Zielińskiego jako trenera Cracovii? Prawdopodobnie tak. Czy którąkolwiek z ekip tak do końca może on satysfakcjonować? Raczej nie.

Wisła Kraków - Cracovia 1:1 (1:0)
Brlek 3' - Piątek 72'

AD/KO