Polityczny dress code to temat, którego staramy się unikać: łatwy cel ironicznych ataków, pobłażliwych połajanek, bezczelnego naigrawania.   Nie każdy polityk musi być Adonisem, nie każdy robi zakupy  w centrali Hugo Bossa w Metzingen. W polityce liczy się coś jeszcze, i ani uroda Narcyza, ani nawet mundur skrojony przez zręczne dłonie krawców z Savil Row nie zagwarantuje politycznego sukcesu.

Jednakowoż bez wątpienia "człowiek to styl", jak mawiał nieoceniony w tej kwestii Bouffon ( a podobno i Dionizjumsz z Halikarnasu), i ta wyświechatna refleksja nawiedziła nas podczas lustracji i kontemplacji przedwyborczych wystąpień i spotów. Styl sukcesu w polityce może i nie zagwarantuje, ale chyba jednak nie jest zupełnie bez znaczenia.

Styl zwycięzcy Jacka Majchrowskiego, tak jak jego poglądy, cechuje się spokojną stabilnością. Ten styl nazwałabym profesorskim, raczej przewidywalnym, zdecydowanie konserwatywnym. To tradycyjna formuła męskiej elegancji, odpowiednia dla prawnika, lekarza, czy urzędnika. Profesor nie eksperymentuje ani w kwestii kroju, ani kolorów. Czasem, szczególnie kiedy pozuje do wielkoformatowych zdjęć, pozwala sobie na jeden barwny element. Na przykład krawat w paski, albo szalik w drobny ornament. Klasyka. Trudno o stylu Jacka Majchrowskiego powiedzieć coś bardzo dobrego, trudno jednak potępić go z kretesem (choć zdecydowanie w sytuacjach formalnych odradzałabym sweter pod marynarkę). Wyborcy cenią Profesora właśnie za brak zaskoczeń - i takie cechy niewątpliwie komunikuje nam jego styl.

 

 

 

Marek Lasota zaryzykował stylistycznie, i moim zdaniem, bardzo na tym stracił. Dobrze, że zrezygnował z kontrolowanej nonszalancji pracownika IPN, trochę z ducha dawnych działaczy "Solidarności". Prezydentura zobowiązuje, jasna rzecz. Na pretendencie Lasocie garnitur ( Savil Row??) leży wyśmienicie, jego męską urodę podkreśla lekko opalona cera, zadbany zarost i błękit koszuli. Także klasyka, powiecie. Na tym jednak niestety nie koniec - Lasota objawił się nam w kampanii wyborczej jako miłośnik ekscentrycznego połączenia borsalina ( a może to była fedora?), zamaszystego, artystowskiego szala w odważnych tonacjach i przyciemnionych okularów. Bardzo niefortunie. To ostatnie szczególnie, a cała kombinacja w ogólności, nadały temu zdolnemu politykowi wygląd tajemniczego Don Pedra, z predylekcją do młodopolszczyzny, w wersji uwspółcześnionej. Brakowało tylko peleryny i piórka przy borsalinie. Ciemne okulary kojarzą się bardzo, bardzo źle. Pamiętacie szpiega z Krainy Deszczowców? Karramba, to się nie mogło udać!