"Zakładamy różne wersje. Najważniejsze jest to, że nikomu nic się nie stało. Aczkolwiek potencjalnie mogło tutaj dojść do zagrożenia życia lub zdrowia, dlatego prowadzimy intensywne działania w celu wykrycia sprawcy" - mówił Robert Kozak z tarnowskiej policji.
Mieszkańcy bloku, którego administratorem jest szpital obawiają się o swoje bezpieczeństwo i chcieliby zatrudnienia ochroniarza.
Szpital na razie zdecydował się zamontować w bloku monitoring i zlecić szpitalnej ochronie kontrole tego miejsca. Nieoficjalnie pojawiają się informacje, że pożary to efekt sąsiedzkich porachunków. Taka wersja będzie sprawdzana przez policję.
Rzecznik szpitala, Damian Mika, w rozmowie z Radiem Kraków, przyznaje, że rzeczywiście pojawiały się informacje o konflikcie w bloku. "Mamy chyba do czynienia z porachunkami sąsiedzkimi. Najczęściej opierało się to na zasadzie plotek, nie dochodziło do eskalacji konfliktu. Chcemy temu zapobiec i zapewnić środki bezpieczeństwa" - podkreśla rzecznik.
Mieszkańcy zwrócili się do Radia Kraków z prośbą o interwencję, bo kilka dni po pożarze administracja nie uprzątnęła tego, co po nim zostało. Na drugim piętrze przez dwa dni leżały porozbijane szyby, ściany były czarne od dymu, a lokatorzy mieli trudnośż z przejściem przez klatkę schodową. "Wyglądało to źle. Nie poznałam miejsca, w którym mieszka. Szkło nie było uprzątnięte. Powinna w ogóle być tu ochrona" - twierdzą mieszkańcy.
"Nie mogliśmy zaangażować tam ekipy sprzątającej, bo wstrzymał nas ubezpieczyciel" - tłumaczy rzecznik Damian Mika. "Cały czas czekamy na oględziny ubezpieczyciela, to on wręcz zakazał wysprzątania miejsca. Hotel zostanie jednak uporządkowany" - zapewnia.
Zniszczenia zostały sfotografowane przez pracowników, którzy zdjęcia przekażą firmie ubezpieczeniowej. W piątek przed południem ekipa sprzątająca pojawiła się już na terenie bloku i jak zapewnia rzecznik do końca dnia wszystko zostanie uporządkowane.