Helenę, która zginęła w nocy z 24 na 25 stycznia ugodzona nożem podczas napadu na ochronkę dla dzieci w miejscowości Cochabamba w Boliwii, żegnało ok. 4 tys. osób. Do Libiąża przyjechały autokarami grupy młodzieży z całej Polski, m.in. członkowie Wolontariatu Misyjnego Salvator, w którym przez pięć lat działała. W uroczystości uczestniczył wikariusz apostolski w Boliwii bp Antoni Reimann.

fot: PAP/Grzegorz Momot

Pogrzeb miał charakter państwowy. Premier Beatę Szydło reprezentowała szefowa kancelarii premiera Beata Kempa. W uroczystości uczestniczył także podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski, który przekazał rodzinie Złoty Krzyż Zasługi nadany Helenie Kmieć przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Beata Kempa odczytała list od premier Beaty Szydło. "Żegnając dzisiaj Helenę Kmieć, żegnamy symbol dobra, bezinteresownej pomocy i szczerej miłości bliźniego. Choć bardzo młoda udowodniła, jak wielkie ma serce. Jej śmierć przyniosła nam ból i cierpienie, jej życie dla wielu z nas pozostanie inspiracją i wzorem" - podkreśliła premier.

Msza w kościele św. Barbary w Libiążu. Fot: PAP/Stanisław Rozpędzik

 

Kard. Stanisław Dziwisz mówił, że śmierć Heleny "nie jest przegraną", bo dla wielu młodych ludzi na świecie stała się "powierniczką ich spraw przed Jezusem Chrystusem". "Wielką rzeczą jest godnie umierać, ale jeszcze trudniejszą jest mądrze i pięknie żyć!" - mówił w homilii kustosz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie - Łagiewnikach ks. prałat Franciszek Ślusarczyk. "Warto pięknie żyć" – podkreślił, dodając, że tego właśnie uczyła śp. Helena Kmieć.

 

Ks. Ślusarczyk przywołał wspomnienie jednej z przyjaciółek Heleny Kmieć - Magdaleny Kaczor, która napisała m.in.: "Mogła pojechać wszędzie i wszędzie byłaby skarbem. Zdecydowanie najlepsza pośród nas, wzór postępowania. Piękna osoba, wierna przyjaciółka, wspaniała wolontariuszka misyjna, po prostu święta".

Ks. Ślusarczyk mówił też, że to "nasze dzisiejsze paschalne spotkanie przy ołtarzu jest nade wszystko wielkim dziękczynieniem za to, że +naprawdę święci ludzie żyją tak blisko nas+". "Często znamy ich z imienia, doświadczamy na co dzień ich dobroci, mądrości, Bożego entuzjazmu, bezinteresowności, czystości serca; razem z nimi podejmujemy twórcze inicjatywy, ale w całej pełni uświadamiamy sobie oraz dostrzegamy ich duchowe piękno wówczas, kiedy od nas odchodzą – czasem w sposób nagły i niespodziewany" – dodał.

Przyjaciółka Heleny Kmieć Paulina Plucińska mówiła dziennikarzom, że Helena była "bardzo ciepłą osobą". "Wszędzie, gdzie się pojawiała wnosiła dużo radości, optymizmu i siły. Przede wszystkim swoim życiem i przykładem przyciągała do Boga. Nie robiła tego nachalnie, ale też nie zasłaniała sobą Pana Jezusa" – wspominała.

Magdalena Kaczor z Wolontariatu Misyjnego Salvator podkreśliła, że Helena Kmieć będzie "przykładem, jak żyć wiarą i jak radością z tej wiary dzielić się z innymi". "Była i będzie dla nas inspiracją do tego, żeby czynić dobro, służyć swoimi talentami Bogu i innym" – mówiła.

Na zakończenie mszy św. głos zabrała m.in. s. Savia Bezak ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Dębickich, która była w Cochabamba 24 stycznia, kiedy zginęła Helena Kmieć. "To była noc niewiarygodnego wydarzenia, noc ogromnego bólu i jeszcze większej modlitwy" – mówiła w niedzielę. "Przywożę słowo: +przepraszamy+ za tą niewinną śmierć, za ten niezrozumiały dla wszystkich czyn zagubionego, uwikłanego w zło młodego człowieka, rówieśnika Helenki" - powiedziała.

Boliwijscy biskupi w liście skierowanym do Kościoła w Polsce napisali, że "miłość Heleny będzie towarzyszyła nam zawsze, miłości bowiem pogrzebać nie sposób" i szczególnie dla młodzieży, pozostanie ona przykładem "budowania cywilizacji miłości".

Przedstawiciele Zespołu Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu pożegnali Helenę – swoją uczennicę - wierszem Czesława Miłosza "Poznanie dobra i zła".

Przełożony polskiej prowincji Salwatorianów ks. Piotr Filas położył na trumnie Heleny krzyżyk misyjny, który otrzymują osoby wyruszające na misję. Drugi taki krzyżyk dostała rodzina, trzeci bp Jan Zając, by złożył go w sanktuarium w Łagiewnikach, a czwarty ks. Mirosław Stanek z Wolontariatu Misyjnego Salvator.

Złożeniu trumny do grobu towarzyszyła salwa honorowa. Na pogrzebie – zamiast kwiatów i zniczy zbierano datki dla dzieci z Boliwii, którym chciała pomagać Helena Kmieć.

Grób Heleny Kmieć na cmentarz komunalny w Libiążu.Fot:PAP/Stanisław Rozpędzik

 

Była absolwentką szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu: podstawówki, gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego. Na ostatnie dwa lata nauki zdobyła stypendium do prestiżowej Leweston School w Sherborne w Wielkiej Brytanii, gdzie zadała maturę. Równolegle realizowała indywidualny tok nauczania w swoim liceum, które ukończyła w 2009 r.

Na Politechnice Śląskiej studiowała technologię i inżynierię chemiczną w języku angielskim. Po obronieniu dyplomu magistra inżyniera w 2014 r. rozpoczęła pracę jako stewardessa w liniach lotniczych. W wywiadzie, którego udzieliła z okazji 25-lecia szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu, Helena podkreśliła, że choć zawód ten nie jest związany z kierunkiem studiów, które skończyła, to jest połączeniem jej pasji: podróżowania, odkrywania świata, poznawania nowych kultur, języków i pracy z ludźmi.

Od 2012 roku działała w Wolontariacie Misyjnym "Salvator". Dwukrotnie organizowała półkolonie dla dzieci przy parafiach księży salwatorianów: w Galgahévíz na Węgrzech i w rumuńskiej Timisoarze.

W 2013 roku pojechała na misję do Zambii, gdzie przez dwa miesiące pracowała z dziećmi ulicy, ucząc ich czytania, pisania, angielskiego i matematyki oraz towarzysząc im w codziennym życiu w ośrodku Salvation Home w Lusace i w centrum młodzieżowym Kulanga Bana Farm w Chamulimbie.

"Mogę bez jakiejkolwiek przesady powiedzieć, że to niesamowite doświadczenie zmieniło mnie jako osobę i moje życie. Widząc, jak zupełnie to życie w biednych krajach Afryki różni się od naszego europejskiego luksusu, wróciłam stamtąd, mając zupełnie inne spojrzenie na świat. Nauczyłam się bardziej doceniać to, co mam, dziękować Bogu za to, czego mi nie brakuje na co dzień, cieszyć się nawet małymi rzeczami" – mówiła w wywiadzie.

Ks. Mirosław Stanek, dyrektor Wolontariatu Misyjnego "Salvator" podkreśla, że Helena wszędzie, gdzie się pojawiała potrafiła wokół siebie rozsiewać radość i dobro. "Nasza działalność w Wolontariacie Misyjnym to dawanie świadectwa o zwykłej, ludzkiej dobroci i o wierze" – mówił PAP ks. Stanek. "Helena nie była osobą przebojową, narzucającą się swoim zachowaniem, żądającą uwagi. Była bardzo łagodna. Tę uwagę skupiała mimowolnie, w naturalny sposób, po prostu przyciągała do siebie ludzi" – wspominał.

"W wolontariacie – a w przypadku Heleny w szczególności – motywem zaangażowania i pomagania innym jest wiara. To nie jest pomaganie dla pomagania, ale dlatego, że jesteśmy ludźmi wierzącymi i przez pomaganie dajemy świadectwo o Chrystusie. Helenie bardzo to odpowiadało i odnalazła się w naszym wolontariacie, który nazywa się Wolontariat Misyjny +Salvator+ czyli z łaciny Zbawiciel. To jest istota naszego bycia i pewnie dlatego Helena z tym wolontariatem tak mocno się związała. Wiara to była także istota jej życia. Ktoś z jej bliskich wspominał ostatnio, że pracując jako stewardessa, potrafiła każdego dnia rozmawiać o wierze i również w tym środowisku dawać świadectwo" - mówił ks. Stanek.

W wywiadzie z okazji jubileuszu szkoły Helena przyznała, że jest osobą, która "nie potrafi usiedzieć na miejscu". Jeszcze w szkole brała udział w konkursach recytatorskich, na studiach rozpoczęła naukę w Państwowej Szkole Muzycznej w Gliwicach, w klasie śpiewu. Śpiewała w Chórze Akademickim Politechniki Śląskiej. Działała w duszpasterstwie akademickim w Gliwicach, pomagała dzieciom w nauce w świetlicy "Caritas".

W lipcu 2016 r. była koordynatorką Światowych Dni Młodzieży w parafii p.w. Świętej Barbary w Libiążu.

8 stycznia 2017 roku wyjechała jako wolontariuszka misyjna w Boliwii z zamiarem półrocznej pomocy Siostrom Służebniczkom Dębickim w prowadzonej przez nie ochronce dla dzieci w Cochabamba.

Po jej śmierci na Facebooku powstała strona "Helenka Kmieć – męczenniczka. Santa Subito!". Tam wspominają ją przyjaciele i ludzie, którzy ją spotkali, zamieszczają zdjęcia Heleny, krótkie filmiki i dedykowane jej wiersze.

"Helenkę poznałam 3 lata temu na Sympozjum Misyjnym w Bagnie. (...) Na spotkaniach zarażała pozytywną energią i pięknym uśmiechem. Nigdy nie odmawiała pomocy. Gdy pomagała, to w taki sposób, że problem przestawał być problemem. Wkładała w to, czego się podejmowała, pełne zaangażowanie i serce" - wspomina Agata z Prusic.

Wolontariat Misyjny "Salvator" nie popiera działalności internetowej mającej na celu kult Heleny jako świętej męczennicy, pozostawiając decyzję w tej kwestii władzom kościelnym.

Bp Jan Zając znał Helenę od dziecka, to wnuczka jego brata. To on przekazał rodzicom wiadomość o jej śmierci. "Helenka poszła do nieba" to pierwsze słowa, które wypowiedział, gdy zjawił się w progu mieszkania. "Był smutek, dramat, ale nie rozpacz" – mówił PAP biskup.

"Dopiero teraz z pewnej perspektywy widzę, jaka była głębia osobowości Helenki. Znałem ją od maleńkości. Zawsze żywa, radosna, lgnąca do człowieka, nie tylko po to, żeby się przytulić, ona też chciała okazać dobro i serce temu człowiekowi, do którego się zbliża. To rzucało się w oczy, czyniła to zawsze z entuzjazmem, jakby chciała dawać siebie drugiemu człowiekowi" – mówił PAP bp Jan Zając.

Dodał, że z upływem lat można było zauważyć, że służba i pomoc drugiemu to w przypadku Heleny "postępowanie duchowe". "Teraz można dopiero określić, że to było jednak działanie z motywów religijnych" – powiedział, choć - jak zaznaczył - Helena nigdy nie obnosiła się ze swoją pobożnością.

"Stąpała mocno po ziemi, bo nie zawsze w jej życiu wszystko układało się tak, jak człowiek może sobie wymarzyć. Szła dalej, ucząc się i doskonaląc siebie, wykorzystując swoje talenty, po to, żeby być blisko człowieka i tego człowieka prowadzić do Boga. Czyniła to nie w manifestacyjny sposób, ale wynikało to z jej głębokiej wiary, rozmodlenia, korzystania z sakramentów, włączania się w życie religijne i apostolstwo w tym znaczeniu, że niosła ludziom dobro. Była zawsze gotowa nawet dać siebie. To ugruntowało we mnie przekonanie, że Helena jest świadkiem wiary" – mówił bp Zając.

Jak podkreślił, wyjazd do Boliwii nie był dla Heleny kaprysem ani kolejną życiową przygodą, ale przemyślaną decyzją. Pamięta, że podczas ostatniej rozmowy przed wyjazdem mówił jej, że tam jest niebezpiecznie. "+Ale tam są przecież te dzieci, trzeba im pomóc. Jadę tam, bo wiem, że to jest wypełnienie mojego powołania+. Tego słowa użyła z całym przekonaniem, że robi to nie dla przygody, ale żeby w duchu wiary tym dzieciom nieść radość i miłość chrześcijańską" – wspomina bp Zając. "To było świadectwo, które utwierdziło mnie, że ona była na to przygotowana. Żyła prawie potrójnie – chciała jak najwięcej uczynić" – podkreślił.

Zdaniem bp. Zająca śmierć Helenki dla młodych ludzi jest wskazówką, że trzeba dobrze wykorzystać swoje życie, rozpoznać swoje powołanie.

 

Marek Mędela/Bartek Maziarz/PAP/bp