Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem Lewicy, Maciejem Gdulą.

 

Po okrągłym stole ws. wyborów prezydenckich przedstawiciele Lewicy przekonywali, że im wcześniej pójdziemy do wyborów, tym lepiej i 28 czerwca to najbardziej prawdopodobna data. Co się stało? Jeszcze kilka tygodni temu chcieli państwo organizować wybory jesienią.

- Kilka tygodni temu była inna sytuacja. Nie było też tych rozmów. Kilka tygodni temu mieliśmy rządzących, którzy mówili, że tylko 10 maja mogą być wybory korespondencyjne, bez znaczenia na przygotowanie, zagrożenie. Na szczęście te wybory udało się zablokować, przełożyć. To dobry znak, że ludzie usiedli do stołu i rozmawiają, kiedy zrobić wybory. Nie jest tak, że idą na rozmowy, żeby wyjść i powiedzieć, że porozumienia nie ma. Poprawiła się atmosfera przy wyborach. 28 czerwca ludzie jeszcze nie wyjadą na wakacje.

 

Choć II tura i tak w pierwszej połowie lipca przypadnie, o ile będzie.

- Tak. Mnie się wydaje, że będzie. Skończył się spór wokół bojkotu. Dla opozycji on był kłopotliwy. To dzieliło elektorat opozycji, były spory. Teraz się to kończy. Wracamy do normalności z wyborami. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie było II tury. Ci, którym prezydentura Andreja Dudy się nie podoba, będą zmobilizowani.

 

Wątpliwości jednak pozostają. Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna, Naczelny Sąd Administracyjny mocno krytykuje ustawę o wyborach mieszanych. Chodzi o nadawanie i odbieranie pakietów wyborczych, uprawnienia Marszałka Sejmu i ministra zdrowia. Warto się spieszyć?

- Ja jestem zwolennikiem przeprowadzenia wyborów w miarę szybko. Nie mam przekonania, że jeśli nie będzie to 28 czerwca, to znaczy, że wybory trzeba bojkotować. Powinniśmy się dogadywać. To, że jest opcja wyborów mieszanych, że będzie można głosować w lokalach i korespondencyjnie to nic złego. Można mieć wątpliwości, czy takie zmiany nie powinny być głosowane pół roku wcześniej. Jednak wtedy nie było pandemii. Mamy ją od początku marca. To wyjątkowa sytuacja. Ze względów prawnych trzeba to jakoś uszanować.

 

Rafał Trzaskowski – liberalny kandydat KO – może być gwoździem do trumny dla kandydata Lewicy?

- Inaczej na to patrzę. Komentatorzy często twierdzą, że Trzaskowski zabierze Robertowi Biedroniowi wyborców. Zmieni się atmosfera. Biedroń nie będzie jedynym kandydatem mówiącym o prawach kobiet. Zmieni się kampania. To może służyć Biedroniowi. On się różni od Trzaskowskiego. Biedroń to kandydat, który wiele lat o sprawy światopoglądowe walczył. Rafał Trzaskowski przychodzi, gdy zmiana się dokonuje i się przyłącza. Są różnice, które są dość oczywiste dla ludzi. Jest też tak, że Robert Biedroń jest kandydatem lewicowym. On walczy o kwestie związane z materialnym zabezpieczeniem ludzi. W debacie mówił o realizowaniu programu mieszkaniowego, upierał się przy zasiłkach dla bezrobotnych. Nie martwię się, że wyborcy nie będą wiedzieli, za czym głosują.

 

Choć nadal Lewica ma dwukrotnie wyższe poparcie od Roberta Biedronia. Dlaczego tu się nic nie zmienia?

- Odpowiem w sposób politologiczny. Jest tak, że większość wyborów prezydenckich przebiega wedle tego schematu. Ktoś broni pałacu, jest główny rywal i reszta. Tak to było. Jeżeli kandydatowi nie uda się zostać pierwszym rywalem, ciężko się prowadzi kampanię. Często w I turze jest rozgrywka między dwoma kandydatami. Wszystkim jest ciężko. Jestem optymistą. Kilka razy w kampanii zmieniał się rywal Andrzeja Dudy. Tutaj mam nadzieję, że Robert Biedroń może zawalczyć.

 

Dziś Robert Biedroń zapowiada reset kampanii. Jakie nowe pomysły się pojawią? Jest nowa sytuacja – jest Rafał Trzaskowski, nie ma Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

- W tej kampanii, poza nieoczekiwanymi punktami zwrotnymi, były zmieniające się nastroje społeczne. Kandydaci muszą za tym podążać. Zrobi to sztab Biedronia. Odejście Małgorzaty Kidawy-Błońskiej stwarza inną atmosferę. Kto będzie reprezentował kwestie praw kobiet, równości szans? W poprzedniej sytuacji naturalnie była to Kidawa-Błońska. Teraz sprawa jest otwarta. Rywalizować będą Trzaskowski i Biedroń. Moim zdaniem Biedroń jest dużo bardziej wiarygodny.

 

Nadal będą to małe miasta? Do tej pory na mniejszych ośrodkach koncentrował się kandydat Lewicy.

- Tak. Nie znaczy to, że w mniejszych ośrodkach ludzie nie zajmują się światopoglądem. Jak mówiłem, że Robert Biedroń różni się od Trzaskowskiego to różni się też genealogią. Biedroń to chłopak z Krosna. Trzaskowski jest z wielkiego miasta, jest z elit. Jest czytelna różnica. Robert Biedroń w nowej kampanii będzie robił w większym stopniu to, co potrafi najlepiej – rozmawiał z ludźmi. To wielki atut Roberta Biedronia. On budzi sympatię. On ma spore atuty do wykorzystania.

 

Z powodu koronawirusa powinny wrócić handlowe niedziele? Jaka jest opinia Lewicy?

- Mam mieszane uczucia. Faktycznie wiele sklepów straciło na pandemii. Teraz sieci chciałyby nadgonić stracony czas i odrobić straty. Jednak to może być tworzenie precedensu. Stąd mam wątpliwości co do tego. Boję się takiego rozwiązania. To może się utrwalić.

 

W pana opinii, kiedy powinno nastąpić otwarcie granic? Od wicepremier Emilewicz słyszymy, że być może w połowie czerwca. Niektóre kraje wcześniej to robią, niektóre chcą czekać do początku lipca.

- Moim zdaniem połowa czerwca to – biorąc pod uwagę dynamikę pandemii – bezpieczny termin. Jesteśmy częścią UE. Unia to coś zdefiniowanego dla ludzi przez otwarcie granic. Tutaj otwarcie granic jest elementem powrotu do normalności. To ważne dla ruchu turystycznego. W Krakowie jest to ważny element. Turyści z zagranicy więcej wydają. To ważne. Trzeba jakoś zrównoważyć bezpieczeństwo z powrotem do zwykłej codzienności. Skończyło się straszenie pandemią. To dobrze. Raczej jest przełożenie i myślimy, jak bezpiecznie wyjść z pandemii. To zdrowy objaw.