Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Jerzy Stuhr: "Z biegiem lat mam coraz większą tremę"

"Wciąż zadaję sobie pytanie, czy stanę na wysokości zadania tego wieczoru, czy ja to wytrzymam. Zabraniam moim agentom informować mnie, jaka jest cena biletu. Jeśli cała rodzina wydaje na mnie tysiąc złotych, to stres rośnie" - powiedział Jerzy Stuhr w rozmowie z Radiem Kraków. Lada dzień ukaże się jego najnowsza publikacja “Ja kontra bas”, w której poznajemy tajniki spektaklu wystawianego od 30 lat pt. “Kontrabasista”. Właśnie tę sztukę mogliśmy oglądać 24 lutego 2015 w Radiu Kraków.

Jerzy Stuhr z najnowszą książką "Ja kontra bas"

Posłuchaj rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jerzym Stuhrem
Premiera "Kontrabasisty" w Radiu Kraków

Jerzy Stuhr aktor filmowy i teatralny, reżyser, wieloletni rektor PWST był gościem programu "Przed hejnałem"

W lutym tego roku w studiu im. Romany Bobrowskiej mogliśmy oglądać przedstawienie monodram "Kontrabasista". 30 lat od premiery na scenie Piwnicy Starego Teatru przy ul. Sławkowskiej, Jerzy Stuhr zagrał tekst Patricka Suskinda w tłumaczeniu Barbary Woźniak przed największą, bo radiową publicznością. Jubileuszowy spektakl zakończył się owacją na stojąco.

Zobacz: "Kontrabasista" w Radiu Kraków - WIĘCEJ

 

- 24 lutego 2015 roku po raz siedemset ósmy zagrał pan monodram "Kontrabasista" Patricka Suskinda w tłumaczeniu Basi Woźniak. Spektakl odbył się w Studiu im. Romany Bobrowskiej w Radiu Kraków, a transmisji wysłuchało około 60 tys. słuchaczy z Małopolski. To największa publiczność, przed jaką pan grał?

 

Jednorazowo na pewno. Tak się złożyło, że zacząłem od Radia Kraków i dziś promuję książkę w Radiu Kraków. Wydawnictwo Literackie zdążyło wydać książkę w jubileuszowym roku.

 

- Jestem już po lekturze "Ja konta bas". Uśmiałam się, ale były tam też chwile refleksji.

 

Bardzo tego pilnuję, by refleksje przeplatać z humorem. Taki też jest ten spektakl. Inne spektakle także są poszukiwaniem komedio-dramatu.

 

- Na początku książki przyznaje się pan do przekoloryzowania historii.

 

Ja ciągle ubarwiam. Brodaty Zbyszek Książek wręczył mi w nocy tekst. Po lekturze stwierdziłem, że to może być ważny tekst w moim życiu. Później zacząłem ubarwiać tę historię. Dopiero po premierze w Radiu Kraków Barbara Woźniak przysłała mi list i wyjaśniła początki tej historii. Na tym polega mój zawód, ale nie tylko mój.

 

- Już przy tej pierwszej lekturze czuł pan, że to będzie rola pana życia?

 

Czułem, że może być. Ja nie jestem zwolennikiem monodramu, ale ta forma się zmienia. Czasem nazywają ją stand-upem. Jako widz nie wiem, kim jestem. Podglądaczem? Ale czy mam prawo prawo to podglądać? W tym tekście już pierwsze słowa wskazują na to, że bohater nie ukrywa widza. Zwraca się do niego.

 

- Widz jest jego partnerem.

 

Tak i dlatego ten spektakl się nie nudzi, bo dla każdej widowni jest inny. Gdy widzowie zaczynają się dobrze bawić, to tonuje wszystkie zabawne momenty, by ich za bardzo nie ubawić. Gdy publiczność nie wie, na co przyszła, to wtedy podkreślam śmieszne momenty, intonując je w nieco inny sposób.

 

- Rola kontrabasisty daje szansę na odnalezienie się każdemu. Czy pana żona Barbara nie miała dość tej sopranistki, tej Sary, tego ideału?

 

Nie, żona grała sopranistkę. 

 

- Dr Marek Kalinowski - nauczyciel gry na kontrabasie zdradził: początek owszem, ale potem następowała totalna mistyfikacja.

 

Taki jest teatr. Nie jest ważne, czy ja gram. Ważne, by widz wiedział, że gram. W każdym spektaklu na czymś gram. Teraz w spektaklu w Warszawie gram na gitarze elektrycznej.

 

- Nawet kontrabasiści, których zaprosił Stanisław Radwan, dali się nabrać.

 

Fikcja teatru doprowadziła do tego, że widownia zapomina o tym, kim jestem. Ci kontrabasiści mówili do mnie - panie kolego, ciężkie życie. Byłem dla nich kolegą. Założyliśmy wspólnie z redaktorkami z WL, by ta książka nie była opowieścią o podróżach, lecz by na tym tle zauważyć estetykę teatralną.

 

- A pana syn? On gra w Teatrze Warlikowskiego, którego pan nie kupuje.

 

Z Warlikowskim mogę się sprzeczać, ale wykonawczo Teatr Warlikowskiego złożony jest z naszych krakowskich najlepszych absolwentów. To jest sukces i za to go doceniam. 

 

- Sporo tej krytyki współczesnych twórców.

 

Teatr robią ludzie młodzi, starzy są na okrasę. To jest medium dla młodych ludzi. 

 

- Nie widział pan nigdy młodych ludzi, którzy chodzą na starych ludzi?

 

Dziś nieraz słyszę - poproszę bilet na Stuhra, nieważne na co. Za moich czasów działała zbiorowość, siła zespołu, wychowanego jednakowo, z jednym liderem. Dzisiaj tego nie ma i ludziom tego brakuje. Nigdy nie byłem zwolennikiem teatru solistycznego, dlatego odszedłem ze Starego Teatru.

 

- W książce "Ja kontra bas" pisze pan bardzo szczerze o uczuciu, z którym aktor często się zmaga - ze wstydem.

 

Tak, jest tego kilka powodów. Gdy aktor zostanie użyty przez reżysera w sposób niezgodny z jego uosobieniem. Przykro jest oglądać go na scenie.

 

- Porównuje pan aktora do chirurga.

 

Tak. Największą koncentrację i spokój musi aktor uzyskać, gdy na niego patrzą wszyscy.

 

- Monodram jest taką formą, gdy patrzą cały czas.

 

Wytrzymać spojrzenie całej widowni przez 1 godzinę 50 minut to jest wysiłek. To powoduje tremę. Ja ma coraz większą tremę. Wciąż zadaję sobie pytanie, czy stanę na wysokości zadania tego wieczoru, czy ja to wytrzymam. Gdy grałem w Radiu Kraków, przyszedł do mnie jeden z widzów, który siedział w pierwszym rzędzie i powiedział - ja widziałem, jak pan się poci, jaka to jest ciężka praca. Gdy on to zobaczył z bliska, to zrozumiał, jaki to ciężki zawód. Zabraniam moim agentom informować mnie, jaka jest cena biletu. Jeśli cała rodzina wydaje na mnie tysiąc złotych, to stres rośnie.

 

- Pisze też pan o wstydzie damsko - męskim.

 

To jest to, co spędza mi sen z powiek kontabasowych. Czy mam prawo mówić jeszcze o zakochaniu się, o szaleństwie, o pierwszej miłości? Czy to nie jest starcza kokieteria? Zaczynałem jak Patrick Suskind w wieku 33 lat, ale jak mówi to sześćdziesięciokilkuletni kontabasista, to może wywołać śmieszność. Jednak usłyszałem kiedyś, że teraz kontrabasista jest bardziej liryczny i nostalgiczny. Na szczęście jest to teatr, w filmie nie byłoby to możliwe. Ta umowność jeszcze tu działa.

 

- Cały spektakl grał pan w bieliźnie.

 

Tak, na początku grałem w bieliźnie. Teraz występuję w spodniach, bo to musi być na miarę wieku.

 

- Z tym spektaklem otarł się pan o Hollywood.

 

Miałem propozycję napisania scenariusza historii miłosnych, ale odmówiłem. Powiedziałem, że mam spektakl Suskinda, który wzbudził ciekawość. Gdy pojawiło się wykupienie praw, to pojawił się problem. Producent nie chce wydawać na początku sporo pieniędzy, nie widząc dzieła wcześniej. Powiedziałem, że napiszę scenariusz za darmo, ale potem zaczęły się hollywoodzkie przepychanki. Chciałem angielskiego aktora, oni amerykańskiego. Chcieli, bym nakręcił materiał, ale nie mógłbym go zmontować. Nie zgodziłem się na to. To mój autorski film, więc nie chciałem, by zrobili z tego zupełnie obcą mi historię.

 

- Kiedy kolejne spektakle "Kontrabasisty"?

 

Jutro i pojutrze w PWST. A potem będziemy się dogadywać. Jestem związany z Teatrem Polonia, przyjeżdżamy do Krakowa. Bardzo lubię grać w Teatrze Słowackiego. "Kontrabasista" to dość intymny spektakl i ważne, by nie stracił tego charakteru. 

Jerzy Stuhr w "Kontrabasiście. fot. PWST
Tematy:
Wyślij opinię na temat artykułu

Najnowsze

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię