Strażacy o całą sytuację obwiniają radnych. Ci, od grudnia ubiegłego roku, nie mogą się porozumieć w sprawie wyboru przewodniczącego rady gminy. A jeśli nie ma przewodniczącego - nie ma osoby, która mogłaby zwołać obrady i nie można również uchwalić poprawek do budżetu. Taka poprawka pozwoliłaby strażakom wykorzystywać pieniądze według własnego uznania. Tak było do tej pory. "Było tak, że te pieniądze były do dyspozycji straży. W tym momencie wszystkie faktury musimy brać na urząd gminy. Nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że przy wszelkich programach, nie mamy wkładu własnego, bo to nie są nasze pieniądze, a pieniądze gminy" - mówi Radiu Kraków Mateusz Paszta z OSP Mogilany. 

Problemu nie widzi radny gminy Grzegorz Malik. "Zawsze płatnikiem jest urząd gminy, który płaci za wszystkie inwestycje, o które proszą strażacy. Nie ma żadnego problemu, jeśli idzie o składanie wniosków i późniejsze finansowanie z budżetu gminy" - zapewnia Malik. Coś zgoła innego twierdzi sekretarz gminy Małgorzata Madeja. "Wszystko zależy od konkretnego programu i kto ma być jego beneficjentem. Jeśli ma być nim Ochotnicza Straż Pożarna, to gmina nie może tych środków bez uchwały rady gminy przelać na konto strażaków" - informuje radna Madeja.

Niektórzy radni widzą to jeszcze inaczej i odsyłają strażaków... do wójta. Tłumaczą, że ma on rezerwę budżetową, którą mógłby im dodatkowo przekazać. Urząd gminy, odpowiada, że nie jest to możliwe, gdyż bez decyzji rady, nic nie może zrobić. Tak koło się zamyka, a strażakom z gminy Mogilany mogą przejść koło nosa kolejne dotacje. "Jesteśmy właściwie na początku roku i nie wiemy, co też może się jeszcze zepsuć. Te pieniądze są dla nas zabezpieczeniem na ewentualne naprawy. A sprzęt będzie się zużywał. Liczba wyjazdów do zdarzeń mówi za siebie" - niepokoi się w rozmowie z Radiem Kraków. Mateusz Paszta z OSP Mogilany. W ubiegłym roku strażacy wyjeżdżali do akcji ponad 200 razy. 

Niezależnie od tego, kto w całym konflikcie ma rację, przez brak rady - nawięcej stracić mogą strażacy. "Tłumaczenie radnych, że nie mogą dogadać się z wójtem to sprawa dziecinna. To nie przedszkole, to obowiązek radnych" - ocenia Mateusz Paszta.  A szans na porozumienie na razie nie widać, co oczywiście ma swoje konsekwencje. Jeżeli radni nie porozumieją się z wójtem, zostaną zawieszeni, a ich obowiązki przejmie zarząd komisaryczny. Wójt poczynił już pierwsze kroki w tym kierunku. 

 

 

(Teresa Gut/ew)