Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Marcinem Kędzierskim z Katedry Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego i jednocześnie z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

 

Premier Szydło podkreśla, że ma obietnicę Davida Camerona, że Polacy nie stracą praw w Wielkiej Brytanii do momentu wyjścia z UE. Wcześniej zniknie jednak Cameron. Polacy na Wyspach mogą mieć problem?

- Tu trzeba zwrócić uwagę na dwa wątki. Pogorszenie warunków może dotyczyć 400 tysięcy Polaków. To wynika z wewnętrznego prawodawstwa brytyjskiego. To co Cameron wynegocjował w lutym, w ramach ustaleń z UE, to było zmniejszenie praw dla imigrantów i te postanowienia nie są już wiążące, wraz z ogłoszeniem wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Z drugiej strony Trybunał Sprawiedliwości UE w swoim orzecznictwie stwierdził, że państwa członkowskie mają prawo do ograniczania zasiłków. Państwa i rządy mogą zasiłki ograniczać. Tu sytuacja Polskich imigrantów się nie różni.

 

Prawa pracujących tam Polaków będą do utrzymania po tym jak Wielka Brytania wyjdzie ze wspólnoty?

- To zależy od warunków jakie wynegocjuje Wielka Brytania i Polska. Ten proces będzie trwał. Pewnie nastąpi. Będzie renegocjowanie umów na linii Wielka Brytania – UE i między Wielką Brytanią a innymi państwami członkowskimi. Tu się to rozegra. Jak Wielka Brytania będzie chciała mieć dostęp do rynku wewnętrznego, a na tym im zależy, bo to jest warunek rozwoju ich sektora finansowego, który przynosi kilkanaście procent PKB, wtedy Unia i państwa mogą sobie zażyczyć praw dla osób, które pracują na Wyspach.

 

Polacy będą wracać z Wielkiej Brytanii?

- To będzie zależało od koniunktury na rynku brytyjskim. Ona może się pogorszyć. Ta decyzja jest bardziej bolesna dla Wielkiej Brytanii niż dla UE. Koniunktura może się pogorszyć dla osób pracujących w zawodach niskopłatnych. Ciężko się spodziewać, żeby wracali managerowie z londyńskiego City.

 

Te antypolskie ekscesy mogą mieć znaczenie? To przyspieszy powrót Polaków czy są to przypadki jednostkowe, które zdarzały się i będą się zdarzać?

- Te przypadki są niepokojące. Nasz rząd powinien wymóc na rządzie brytyjskim ochronę Polaków. To jednak zdarzenia jednostkowe. Dopóki Polacy nie będą ginąć w Wielkiej Brytanii, Polacy tam zostaną, o ile im się to będzie opłacało.

 

Szefowa rządu zapewniała, że Polska przygotuje warunki dla tych, którzy zdecydują się wrócić. Co można przygotować?

- To jest enigmatyczna zapowiedź. Jak mówimy o realnych warunkach to trzeba oferty mieszkaniowej. Tu pewnie pani premier mówiła o czymś z pakietu mieszkanie plus. Może chodzić o 500+. Trudno, żeby rząd zapewniał miejsca pracy. W Polsce rynek pracy oferuje tyle ofert, że te osoby znajdą pracę, chociaż po niższych stawkach niż w Wielkiej Brytanii. To może spowodować, że Polacy mniej chętnie będą wracać. Skala napływu imigrantów zarobkowych z Ukrainy jest duża. Oni znajdują pracę. To pokazuje, że polski rynek ma potencjał, ale te posady są niskopłatne.

 

Z drugiej strony słyszymy nadzieję, że to brytyjskie know-how, przeniesione na nasz grunt, pomoże nam. Paweł Kukiz powiedział przed wyborami, że najbardziej przedsiębiorczy Polacy są w Wielkiej Brytanii.

- Polacy są przedsiębiorczy tu i tam. Ci bardziej przedsiębiorczy tam zostaną. Osoby z wysokimi kwalifikacjami też tam zostaną. W interesie brytyjskich firm będzie ich zatrzymanie. Dzisiaj w dobie niżu jest walka o takich pracowników. Wielkich nadziei z przyjazdem tego know-how bym nie wiązał.

 

Przez chwilę była dyskusja o ewentualnym ograniczeniu swobodnego przepływu pracowników na terenie UE. To jest do przeforsowania czy ten wspólny rynek to jest coś co dobrze działa?

- To działa dobrze, ale to jest w ostatnich latach ograniczane przez orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE. My na to nie zwracamy uwagi. Jak Niemcy czy Francja, czyli kraje Europy Karolińskiej, zdecydują się na pogłębienie integracji i ograniczenia w rynku wewnętrznym w swobodnym przepływie osób czy towarów, to byłoby to dla Polski niekorzystne. Pamiętajmy, że dzisiejsza pozycja Niemiec w dużej mierze zależy od importu tanich komponentów i siły roboczej z Polski. Mamy asymetrię, ale my nie jesteśmy brzydką panną, która musi prosić o coś Niemców. Pozycja gospodarcza Niemiec jest uzależniona od naszego regionu. Niemcy lekką ręką nie rozluźnią tych więzów.

 

Ale są tendencje do ograniczania. Na przykład jest to praca delegowana.

- Tak. Te ograniczenia będą. Polityka zagraniczna jest funkcją polityki wewnętrznej. Kanclerz Merkel widzi rosnące wpływy partii AfD, która zyskuje poparcie, więc musi wykonać ukłon w kierunku pracowników. Na dłuższą metę niemiecka gospodarka nie jest w stanie sobie poradzić jak odgrodzi się od Europy środkowej. Chodzi także o wymianę pracowników.

 

Żeby takich rozmów nie prowadzić to może trzeba posłuchać opozycji i rozpocząć dialog o przyjęciu euro. Wtedy nie będziemy brzydką panną.

- W naszym interesie jest, żeby być w tym europejskim rdzeniu. Polska potrzebuje Europy i UE. Tak samo jest odwrotnie. Polska jest zbyt duża, żeby Unia mogła sobie pozwolić na wypchnięcie nas poza. Euro nie jest jednak receptą. Polska gospodarka nie jest wystarczająco konkurencyjna i nie spełnia wymogów. Z perspektywy politycznej nam się to opłaca, ale z perspektywy gospodarczej nie.

 

O tym mówi minister Waszczykowski. Jednak nie rozpoczynjąc tego dialogu nie zostaniemy w II lidze?

- Teraz jest okres namysłu i festiwal pomysłów. Już ministrowie Francji i Niemiec to wypowiedzieli. Oni mówili o przyspieszeniu unii politycznej w ramach Europy Karolińskiej. Kanclerz Merkel się to niezbyt spodobało. Ona rozumie, że takie jawne ultimatum może prowadzić do dezintegracji UE. To nie leży w interesie Niemiec. Trzeba się zastanowić w jakiej formule rozwijać współpracę europejską. Prawdopodobnie nie ma dzisiaj płaszczyzny do pogłębiania integracji politycznej. Może przyjdzie na to czas. Dzisiaj trzeba zrobić krok wstecz i zastanowić się gdzie możemy współpracować. Takim obszarem jest rynek wewnętrzny. W interesie państw jest jego poszerzanie.

 

Biorąc pod uwagę układ sił politycznych ewentualne euro trzeba odłożyć ad calendas graecas?

- W czasie takich turbulencji trudno mówić o euro. Strefa euro też przeżywa swoje problemy. Nie wiadomo czy za chwilę Finlandia nie wyjdzie ze strefy euro. Warunki będą się zmieniać. Już wczoraj pojawił się plan włoskiego banku centralnego, który może rozbić od środka unię bankową. Jest dużo ruchu. Jak dzisiaj byśmy podjęli taką decyzję to nie wiemy do jakiej strefy euro przystąpimy. Podejmowanie teraz decyzji wiążących wydaje się nieodpowiedzialne. To, że Polska uniknęła szoku w roku 2008 było spowodowane tym, że nie byliśmy w strefie euro. Mogliśmy się zaadaptować do tych złych okoliczności na scenie globalnej.