Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr Jarosławem Flisem, krakowskim socjologiem.

W powszechnym mniemaniu, jeśli elektorat Kukiza zostanie przyciągnięty przez jednego kandydata to uda się to Dudzie. To uproszczenie czy logiczny ciąg dalszy kampanii?

- To uproszczenie. Można szacować, że na elektorat Kukiza składają się trzy grupy. Jest grupa jednego tematu – JOW-ów. Druga grupa to żółta kartka dla PiS. Ona jest zainteresowana zmianą rzeczywistości politycznej w duchu konserwatywnym. Jest też grupa żółtej kartki dla PO. Ona chciała pokazać, że samozadowolenie PO rozmija się z jej odczuciami. Każdą z grup przekonuje coś innego. Zdobycie poparcia wszystkich grup przez jednego kandydata to byłby majstersztyk. Po jednej z grup weźmie każdy kandydat a trzecia grupa zostanie w domu. Jak dwie grupy przyciągnie jeden kandydat, to może wystarczyć do wygranej w II turze.

 

Słychać opinie, że elektorat Kukiza nie głosował, ale „lajkował”. To poważny elektorat?

- Część na pewno to elektorat zgrywy, który mówi, że coś by zmienił, ale nie wie co. Te przepływy od Palikota, spadek notowań Korwina mógłby na to wskazywać, ale to nie są wszyscy wyborcy Kukiza. 20% to dużo. Samo określenie „lajkowania” pokazuje to o co chodziło w wyborach. To było wyrażenie niezobowiązujących uczuć. To „lajkowanie” jest dobrą metaforą. Za 2 tygodnie rozstrzygnie się kto przyciągnie nadzieje.

 

Da się antysystemowców przyciągnąć umizgami? Są deklaracje referendów z obu stron.

- To jest ciekawe, że jest zgodność. To jak sytuacja Polski w I wojnie światowej, kiedy zaborcy licytowali się kto bardziej odpowie na oczekiwania Polaków. Ta licytacja jest triumfem Kukiza. On przegrał I turę, ale wygrały jego idee. Przez ostatnie tygodnie Duda i Komorowski o tym nie mówili. To też nie jest tylko kwestia przyciągnięcia, ale nie zrażenia. To walka o to kto nie zrazi tych wyborców. Dlatego obaj zgłaszają takie pomysły. Tą metodą uruchamia się licytacja. Może się okazać, że ci wyborcy będą się musieli posłużyć innymi kryteriami wyboru.

 

Jakie może mieć znaczenie głos tych, którzy wczoraj zostali w domach? Mamy najniższą frekwencję w wyborach prezydenckich w historii.

- Ta frekwencja wynika z tego, że żaden z kandydatów nie jest liderem partii. Ludzie wiedzą, że te wybory nie są najważniejsze. To może być wyraz świadomości. W ciągu ostatniego roku były dwa wybory. Wiemy, że im częściej są wybory, tym mniej chętnie ludzie na nie chodzą. Wyborów nie widać na ulicach. Dziennikarze z Francji pytali czy są wybory. Oni widzieli kilka plakatów w całym Krakowie. To się przekłada na frekwencję. Ludzie się angażują jak coś jest ważne. Ludzie nie głosują z przyzwyczajenia. Prawdopodobieństwo, że w II turze będzie wyższa frekwencja jest duże. Wyniki kandydatów są zbliżone. To może mobilizować ich zwolenników, bo każdy głos się liczy.

 

Jakie może to mieć przełożenie na wybory parlamentarne? Mówi się o efekcie kuli śnieżnej.

- O tym jak to wpłynie na wybory parlamentarne, będziemy mogli powiedzieć za 2 tygodnie. II tura przesądzi. Wygrana Dudy czy Komorowskiego uruchamia inne scenariusze. Czy PO uzna, że wszystko trzeba robić po staremu? Uzna, że trzeba coś zmienić? Czy lewica się pozbiera? Co zrobią ludowcy? Będą stać przy PO czy powiedzą, że nie wiemy kto wygra wybory, ale to i tak będzie koalicjant? Niewiadomych jest sporo. Najbliższe dwa tygodnie to będzie gorączka.

 

To prezydent Komorowski ma pod górkę?

- Tak. Odwróciły się role. To co mówiono dwa tygodnie temu, się zmieniło. Komorowski nie jest faworytem. Wiele zależy od zwolenników Komorowskiego. Wpadną w histerię i zaczną obrażać? To nie jest dobrym pomysłem w kampanii. Będą się zastanawiali co boli ludzi, skoro zadowolenie prezydenta w minionych miesiącach do nich nie przemówiło?