Sylwia Paszkowska rozmawiała z Edytą Krzemień w programie "Przed hejnałem"

- Dziewczyna z Bukowna koło Olkusza, robiąca karierę głównie w Warszawie, ale nie tylko w Warszawie. Występuje pani w całej Polsce. Ostatnio odwiedziła pani Kraków  i wystąpiła na poetyckim wieczorze, premierze "Czytnika linii papilarnych" Ewy Lipskiej razem ze Zbigniewem Preisnerem. Ta przyjaźń muzyczno-artystyczna ze Zbigniewem Preisnerem trwa od jakiegoś czasu, czy niedawno odkrył panią dla siebie?

Edyta Krzemień: To jest znajomość wynikająca z pasji do jego muzyki, jego twórczości. Ona bardzo wpłynęła na moją wrażliwość i duchowość artystyczną. To ja się zgłosiłam do Zbigniewa Preisnera 8 lat temu, zapraszając go na spektakl "Upiór w operze" w Warszawie, dziękując mu za wpływ na moją twórczość i osobowość. Nie przyjechał, ale zaprosił mnie na kawę w Krakowie. Wtedy poznał mnie osobiście i mój głos także. Ten mój głos 8 lat temu nie był gotowy na współpracę. W zeszłym roku to ja zaprosiłam go na kawę, ale do spotkania nie doszło. Zadzwonił i powiedział, że jest ciekawy, czy ten mój głos od 8 lat się rozwinął. Pisze teraz muzykę do filmu w Chinach i poszukuje kogoś, kto mógłby zaśpiewać partie solowe. Wysłałam mu nagranie, i dostałam odpowiedź zwrotną, że znalazł wokalistkę, której szukał. Tak doszło do współpracy, ale nie spodziewałam się tego. To była dla mnie ogromna radość. 

- Ale nie poprzestał na jednym projekcie, bo zaprosił panią na wieczór Ewy Lipskiej. Czy będzie jakiś ciąg dalszy tej muzyki?

Edyta Krzemień: To był jednorazowy występ. Prawdopodobnie w Szczecinie będziemy po wakacjach i jakieś plany, abym była w projektach Zbigniewa Preisnera, są. Zaprosił mnie do udziału w dużym koncercie, w którym Ewa Lipska będzie też prezentowała swoją twórczość. Plany płytowe gdzieś w naszych głowach są, ale szukamy jeszcze odpowiedniego tematu. Czuję, że mój głos pasuje do jego duchowości i pomysłów muzycznych. Mam nadzieję, że stworzymy nową płytę. 

- Nie należy pani do osób, które hołdują zasadzie "siedź w kącie, a znajdą cię", bo wychodzi pani zawsze z inicjatywą. 

Edyta Krzemień: To prawda. Pierwszą rzeczą, którą mam w sobie, jest marzenie. Próbuję za tym iść, co słyszę w środku, co mi serce podpowiada. Tak było z Teatrem Roma, gdzie zamarzyłam sobie, że będę częścią zespołu. Pojechałam na casting, który był bardzo ciężki, trwający pół roku. Byłam bardzo zdeterminowana i ta determinacja się udzieliła. Te chęci są ważną rzeczą na castingach. Wiem wewnętrznie, do czego pasuję, staram się tego słuchać i za tym iść.

- Ktoś kiedyś powiedział pani, że ma pani głos musicalowy, ale ta ścieżka pani kariery była nieoczywista. Niby lubiła pani śpiewać od małego, wychowywała się w Bukownie koło Olkusza, więc ta droga na scenę była troszkę na około.

Edyta Krzemień: Większość tej mojej drogi jest dziełem losu i przypadku, palca bożego z góry. W Bukownie nie ma szkoły muzycznej, jest tylko Dom Kultury. Chciałam zdawać do zwykłego liceum ogólnokształcącego w Olkuszu, ale tak się złożyło, że brakło mi 2 punktów, więc rodzice wysłali mnie do Krakowa, do szkoły Sióstr Prezentek. Mieszkałam w centrum kultury Krakowa, trafiłam na bardzo muzykalną klasę. To wszystko było zapisane, że ta droga ma właśnie tak przebiegać, choć rodzice chcieli trochę bezpieczniejszej dla mnie drogi. Poszłam na studia dziennikarskie, ale do szkoły muzycznej poszłam dopiero po maturze. O musicalu dowiedziałam się od Zaryckiego, który uczył mnie piosenki i powiedział - twój głos jest taki musicalowy. Za tym jego słowem zaczęłam szukać w internecie hasła "musical" i znalazłam teatr Roma. Wtedy grali Koty. Pojechałam na warsztaty, ale stałam w ostatnim rzędzie. Wszystkiego próbowałam wtedy dotykać - i stepu, i gry aktorskiej, i tańca jazzowego. Dopiero po 4 latach wróciłam do Romy. Pojechałam na casting do konkretnej roli, która była mi pisana. 

- To jest pani ukochana rola?

Edyta Krzemień: Ukochana, bo to jest pierwsza rola. A pierwsza zawsze zostaje w pamięci. Z wielkim zaufaniem dostałam ją w w wieku 22 lat, bo ta postać była ciągle na scenie. Dla aktorki amatorki to jest duże wyzwanie. Aktorstwa uczyłam się od podstaw, od innych aktorów.

- A jak to się stało, że zagrała pani w filmie "Miasto 44" u Jana Komasy. Czy to znowu był casting, czy zobaczył panią w "Upiorze"?

Edyta Krzemień: Zobaczył mnie w "Upiorze" i zapamiętał mnie. Przypomniał sobie o mnie po latach, że jest taka dziewczyna, która ma przedwojenny zaśpiew w swoim głosie i która mogłaby się zmierzyć z tym utworem w ścieżce dźwiękowej. 

- Część osób kojarzy panią z Disneyem. Dubbing to jest zupełnie inny świat?

Edyta Krzemień: Tak. Moja przygoda z dubbingiem zaczęła się od Królewny Śnieżki i 7 krasnoludków w 2009 roku też drogą castingu. Dzwonili do różnych osób z różnych miejsc i drogą eliminacji dostałam tę rolę - i wokalnie, i jako aktorka, czyli mówioną postać Śnieżki. To była wspaniała przygoda i ona trwa, bo ciągle gram dla Disneya. 

- Czy całe pani życie jest podporządkowane karierze?

Edyta Krzemień: Życie osobiste jest ważne - im jestem starsza, tym ważniejsze. W początkach mojej drogi zawodowej życie osobiste mi się rozpadło. Różne rzeczy się podziały, bo życie zawodowe bardzo się we mnie wpisało. Możliwe, że zaniedbałam gdzieś życie osobiste, ale teraz staje się dla mnie priorytetowe.

- A może osoba wrażliwa, utalentowana  potrzebuje specjalnego traktowania, a nie zawsze w tej drugiej osobie znajduje zrozumienie.

Edyta Krzemień: Troszkę tak jest, ale nie należy przesadzać. Może wiele pracy powinnam wykonać wcześniej, ale człowiek uczy się na błędach. Należy iść do przodu i nie poddawać się, pomimo wielu osobistych niepowodzeń. Wierzyć, że jutro będzie lepiej.

- Ale artystyczne wyzwania coraz piękniejsze. W tym roku w listopadzie premiera w teatrze muzycznym w Gdyni, rola Molly w "Ghoście".

Edyta Krzemień: To piękna rola, dostałam rolę Molly. Jest to musical bardzo współczesny, oparty na wizualizacjach. Zazwyczaj gram postacie epokowe, a tutaj wskoczę w dżinsy i będę sobą. Jest przepiękna muzyka, ale melodie są popowe. Dla mnie sopranistki klasycznej to będzie wyzwanie. Zapraszam na premierę.

- A w Małopolsce będziemy mogli panią zobaczyć? W Krakowie mamy już teatr Variete.

Edyta Krzemień: Zobaczymy, trzymam kciuki za teatr Variate. Niewykluczone, że w przyszłości będę mogła zaśpiewać tam jakąś rolę.

- Zapytam o marzenia, bo kiedy 10 lat temu pytano panią o marzenia, to był teatr muzyczny Roma w Warszawie. Teraz to będzie coś bardziej osobistego?

Edyta Krzemień: Chyba tak, Mam jeszcze takie marzenie - Cirque du soleil. Zaproszono mnie na casting i mam nadzieję, że zostałam zapamiętana jako wokalistka, bo to też jest mój świat, to jest moja bajka.