W programie "Przed hejnałem" z Urszulą Grabowską, odtwórczynią jednej z głównych ról w "Carte Blanche"rozmawia Wojciech Musiał

 

Wojciech Musiał: W studiu aktorka, Urszula Grabowska. Teraz mam problem z kolejnością, aktorka teatralna, filmowa, telewizyjna?

 

Urszula Grabowska: Bardzo dobra kolejność. Wszystko się zgadza, aczkolwiek wszystkie z tych dziedzin są mi równie miłe.

 

Wojciech Musiał: A pani faworyt?

 

Urszula Grabowska: No zdecydowanie Teatr. Jemu jestem wierna. Głównie teatrowi krakowskiemu, ale od miłości do teatru, tak naprawdę, wszystko się zaczęło.

 

Wojtek Musiał: Rozmowę chciałbym zacząć od tego co najświeższe, od „Carte Blanche”, czyli filmu, który w tej chwili możemy obejrzeć na ekranach kin w całej Polsce, od zupełnie nieprawdopodobnej historii, o której najpierw przeczytaliśmy w gazecie. Nauczyciel, w jednym z lubelskich liceów, stopniowo traci wzrok, ale ponieważ kocha swój zawód, che być z uczniami, których przygotowuje do matury, ukrywa to na tyle skutecznie, że przez długi czas jest w stanie funkcjonować. Myślę, że wielu z nas miało taką myśl, czytając tę historię w gazecie, że jest to gotowy scenariusz filmowy. Znalazł się człowiek, który wcielił ten pogląd w życie, czyli reżyser Jacek Lusiński.

 

Urszula Grabowska: Ta historia jest owszem gotowym materiałem filmowym, ale trzeba pamiętać też, że punktem wyjścia jest historia ludzkiego dramatu, ludzkiej tragedii. Najpierw było to ciężkie doświadczenie przez los, na które nikt chyba nie jest gotowy. Potem dopiero wola walki, która zrodziła się w sercu Maćka Białka, bo o nim rozmawiamy. Wola walki do tego, żeby nie tyle ocalić swój zawód przez miłość do swoich uczniów, choć to ważna składowa, ale przede wszystkim znaleźć motywację do tego, żeby przetrwać w nowych warunkach, jakie jemu los narzucił z ciężkim doświadczeniem całkowitej utraty wzroku.

 

Wojtek Musiał: Historia uniwersalna, poprzez szczegół jakim jest życie i historia tego człowieka.

 

Urszula Grabowska: Rzeczywiście Jacek Lusiński odnalazł Maćka. On wcale nie był taki skory do opowiadania tej historii. Nie uważał, w przeciwieństwie do Jacka, że jest to historia na film. Miał spory opór, zanim zrodziło się między nimi wzajemne zaufanie i zdecydował się opowiedzieć mu o swojej historii. Ta przyjaźń trwała dosyć długo, ze dwa lata różnych spotkań, dopiero potem zaowocowało to scenariuszem.

 

Wojtek Musiał: Pani też zetknęła się z panem Maciejem na planie filmowym. Z pani wypowiedzi wynika, że to bardzo skromny człowiek.

 

Urszula Grabowska: Bardzo silny człowiek. Owszem bardzo skromny, ale świadomy swojej wartości i wiedzy jaką posiada. To jedno z najważniejszych moich spotkań, na pewno. Ten film trochę wykroczył poza materię pracy, wszedł w przestrzeń międzyludzką i po ludzku, bardzo dużo dla mnie zostawił, emocjonalnie, wrażeniowo, refleksyjnie. Dużo mi dało również spotkanie z Maćkiem, który ma taką, nie inną, niesamowitą uważam, konstrukcję psychiczną, że potrafi to swoje kalectwo nieść pięknie przez życie. Jakby to w żaden sposób nie odbierało a wręcz dodawało wartości.

 

Wojtek Musiał: Pani jest tą kobietą u jego boku.

 

Urszula Grabowska: Jestem tą kobietą, będącą zlepkiem bodajże dwóch kobiet, które miały miejsce w jego historii. W filmie widzimy Ewę, którą gram a która w pewnym momencie, mimo miłości, nie potrafiła sprostać wyzwaniu jakie postawiło przed nią życie. Nie miała w sobie gotowości na dodatkowe poświęcenie. Natomiast, życie również pisze zaskakujące scenariusze. Już po realizacji naszego filmu Maciej poznał kobietę, myślę, że kobietę jego życia, która została jego żoną. Ma na imię Urszula, nomen omen i jest polonistką. Towarzyszy mu w różnych sytuacjach medialnych także, dlatego dzielę się tą bardzo krzepiącą historią.

 

Wojtek Musiał: To jest happy end w filmie, w którym happy endu nie ma, tak naprawdę.

 

Urszula Grabowska: W filmie nie ma happy endu, ale życie okazuje się czasem bardzo, bardzo łaskawe.

 

Wojtek Musiał: Oglądając film, miałem skojarzenie z innym obrazem, który pojawiał się na ekranach a mianowicie „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego. To również historia o nauczycielu, który jest niewidomy i niezwykle charyzmatyczny. Prowadzi swoich uczniów, pokazując im część siebie, siłę i odwagę, żeby kroczyć przez życie z podniesionym czołem.

 

Urszula Grabowska: Myślę, że "Carte Blanche" jest bardzo blisko życia, w formie, w autentyczności prowadzenia narracji. Jest to bardzo prosta historia bez tzw. naddatku kreacyjnego, artystycznego, co czyni ją jeszcze bardziej przystępną dla wszystkich odbiorców.

 

Wojciech Musiał: Teraz skupmy się na teatrze. Możemy panią podziwiać w „ Locie nad kukułczym gniazdem” w reż. Ingmara Villqist'a na deskach Teatru Bagatela. W ogóle uważam, że film jest jednym z niewielu przykładów, które udźwignęło przekaz książki. On zrobił to tak, jak powinno to wszystko wyglądać. Mam wrażenie, że kiedy ma się taki bagaż na plecach, trzeba się wznieść na wyżyny aktorskie. Cały zespół musi się mocno postarać, żeby widzów nie rozczarować.

 

Urszula Grabowska: Owszem jest coś takiego, że tworzy się podświadoma presja, że mierzy się z legendą, kanonem, ikoną. Niemniej pomyślałam sobie, że jeśli za adaptację i realizację spektaklu zabiera się Ingmar Villqist, to jest to obiecujące. Nie zawahałam się ani przez chwilę, żeby wejść w tę podróż. Dlaczego? Pochylając się czule nad swoimi bohaterami, w swoich jednoaktówkach, które pisze i rzeczach, które też w teatrze wyreżyserował, Ingmar przekonał mnie, że potrafi bardzo wnikliwie pochylić się nad człowiekiem. Więc wiedziałam, że to na pewno nie będzie puste a będzie to głębsza praca i to się potwierdziło. A poza tym, przy konfiguracji osób, które dobrał w roli głównej, wiedziałam, że to są ludzie tak zaangażowani w pracę, że tu nie będzie taryfy ulgowej. Nie będzie, co sobie szalenie cenię, starania wybicia indywidualnych charakterów, tylko każdy pracując na siebie, będzie pracował na zespół. To się potwierdziło. To było absolutnie wyjątkowe doświadczenie. Udało nam się zagłuszyć ten strach i respekt, odczytać powieść Kena Kesey'a trochę po swojemu i trochę na miarę współczesnych czasów. W naszym spektaklu wydaje mi się udało nam się wypośrodkować racje naszych bohaterów a mianowicie siostry Ratched i McMurphy'ego.

 

Wojciech Musiał: Siostra Ratched, którą pani gra, w filmie jest dość jednowymiarowa. To postać strażnika, oprawcy, który, w sposób bezlitosny pilnuje starego porządku. No, ale ona też przecież jest człowiekiem, ma swoje emocje.

 

Urszula Grabowska: Poza tym, teatr rządzi się zdecydowanie innymi środkami wyrazu. W warstwie napięciowej stanęliśmy trochę przed innym zadaniem, ale próbowałam podejść do tej osoby poprzez zrozumienie przed jaką ogromną odpowiedzialnością stoi, sprawując władzę, ale też mając pod sobą ludzi, wykluczonych społecznie, też na własne życzenie. To na czym my się skupiliśmy, to raz, struktura władzy bezwzględnej a dwa, to szalona odpowiedzialność za ludzi, którzy w większości są tam na własne życzenie. Jeżeli chcą nauczyć się porządku społecznego, z którym mieli wcześniej kłopoty, to trzeba im spróbować ten porządek stworzyć. Nie ma tam kwestii, której ja nie mogłabym sobie jakoś wewnętrznie usprawiedliwić jako wykonawca, po to, żeby mocno pilnować swojej racji. Narzucona, głęboka, wewnętrzna dyscyplina musi taka być, żeby ktoś mógł sobie sam wypracować wewnętrzną samodyscyplinę. Myślę, że udało nam się skomponować całkiem zgrabne przedstawienie. Na cztery zagrane spektakle, trzy skończyły się owacją na stojąco, więc myślę, że to też jest jakaś recenzja.

 

Wojciech Musiał: Było o filmie, było o teatrze, to teraz będzie o życiu. Ma pani psa?

 

Urszula Grabowska: Mam. Same plusy z tego płyną. Wzięliśmy ze schroniska psa dla naszego syna, jako towarzysza życia. To jest suczka Mimi. Zmienia to cały dom na lepsze. Zależy jaki pies ma charakter. My trafiliśmy bardzo dobrze, mimo, że pies był wybrany ze zdjęcia w internecie. I przyjechało do nas takie cudo. To była chyba dla nas nagroda, za to, że się pomaga odrzuconym zwierzętom. Wyszło na to, że zyskaliśmy wspaniałego przyjaciela.

 

Wojciech Musiał: Jak pani się żyje w takim „dwumieście”: Kraków- Warszawa. Pani jest osobą, dla której rodzina jest bardzo ważna. A tutaj trzeba bez przerwy kursować.

 

Urszula Grabowska: Ostatnio nie tak dużo. Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnim sezonie zrobiłam trzy sztuki teatralne, świadczy to o tym, że jednak więcej czasu spędzam w domu. Zrobiłam po drodze dwa filmy i drugą część serialu „Na krawędzi”, ale to w drugim planie, więc to nie jest na tyle obligujące. Myślę, że wewnętrznie dojrzewam i krzepnę i cała nasza rodzina z tą organizacją życia coraz lepiej sobie radzi. Nasz syn, który ma już skończone 10 lat, ma swój świat, swoich kolegów. Jest w jakimś sensie niezależnym bytem. Ma ważne dla siebie sprawy, więc z tą rozłąką też sobie radzi. A ja pilnuję, żeby te wyjazdy nie były dłuższe niż czterodniowe. Teraz nas czekają wspólne ferie i dużo wolnego przed nami.

 

Wojciech Musiał: Kiedy się rozmawia z aktorami, to zawsze pada zdanie, że aktorstwo to jest bardzo ciężki kawałek chleba, wymagający wielu wyrzeczeń, ale i dający mnóstwo energii. Czy dla pani też? Czy wybrałaby pani po raz drugi aktorstwo, gdyby miała pani możliwość wyboru?

 

Urszula Grabowska: Myślę, że tak. Uprawiam zawód który kocham, taki który się zrodził z marzenia, późno objawionego, ale jednak, z zachwytu teatrem. Oczywiście czasem boli mnie ten zawód. Myślę czasem, że koszty są większe niż zyski. Ale gdybym tego nie kochała, może poszłabym za kryzysem, że może trzeba poszukać innego zawodu. Ale nie. Teraz kiedy już łapię wewnętrzny spokój i jestem na coraz większym poziomie zaufania do samej siebie i do swoich umiejętności, to na pewno nie będę robiła żadnych rewolucji w tym zakresie. Raczej będę kontynuować wcześniej obraną linię i będę starała się być konsekwentna w tych wyborach. Może za jakiś czas rozszerzę to o jakąś pedagogikę, co, tak naprawdę, uskuteczniam od dwóch lat, ale na razie w policealnej szkole aktorskiej, którą sama lata temu kończyłam. Traktuję ten zawód bardzo serio i to jest wtedy kosztowne. Jak się uprawia ten zawód serio, uczciwie, głęboko wnika w sferę ludzką, to to będzie kosztowne. To jest wymagające i ja czuję, że to jest odpowiedzialna profesja. To jest zawód na poważnie i traktuję go bardzo serio.