Vitalik Havryla, fot. Mateusz Skwarczek / Teatr Łaźnia Nowa
Decyzja o studiach w Polsce
Vitalik Havryla najmłodszych lat marzył o aktorstwie, jednak spotykał się z niechęcią ze strony rodziny. Jak wspomina, jego bliscy wywodzili się z prostego, pracowitego środowiska, w którym priorytetem było zapewnienie bytu rodzinie, a aktorstwo wydawało się czymś zbyt abstrakcyjnym i niepraktycznym. Z perspektywy czasu Havryla rozumie te obawy, ale wówczas były one dla niego powodem buntu.
Dziś, z perspektywy życiowego doświadczenia, rozumiem, skąd brał się sprzeciw mojej rodziny wobec aktorstwa. Wtedy nie miałem jeszcze siły, by postawić na swoim i powiedzieć: ‘idę i koniec’. Zamiast tego postanowiłem znaleźć inną drogę – taką pomiędzy. Dowiedziałem się, że mogę studiować bezpłatnie w Polsce i nagle pojawiła się przede mną wizja lepszego, większego, bardziej otwartego świata.
Początkowo rozpoczął studia na informatyce, co ułatwiło mu uzyskanie wsparcia rodziny, ale już po trzech miesiącach porzucił ten kierunek. Zainteresował się dziennikarstwem i medioznawstwem, które traktował jako bardziej kreatywną drogę, a zarazem trampolinę w kierunku marzeń o scenie.
Po studiach w Warszawie Vitalik Havryla przeniósł się do Krakowa, gdzie podjął naukę w Akademii Sztuk Teatralnych. Sam proces rekrutacyjny wspomina jako niezwykle stresujący i wymagający – przyznaje, że dziś nie chciałby ponownie przez to przechodzić.
Kiedy myślę o przeprowadzce do Polski i egzaminach, widzę w tym urok nastoletnich lat – tej młodości, która nie wygląda za daleko w przyszłość. Nie analizuje wszystkiego naraz, tylko bardzo czegoś chce i po prostu to robi. Bez kalkulacji, bez rozsądku, po prostu bierze się z życia.
Przygotowania do egzaminów były dla niego wrzuceniem się na głęboką wodę, zwłaszcza że brakowało mu doświadczenia, a język polski wciąż nie był dla niego w pełni naturalnym narzędziem pracy. Jak mówi, młodzieńcza odwaga i brak nadmiernej kalkulacji pozwoliły mu jednak podjąć to wyzwanie.
Pierwsze wielkie wyzwania aktorskie
Pierwszym pełnowymiarowym doświadczeniem teatralnym była dla Vitalika Havryli rola w spektaklu „Amadeusz” reżyserowanym przez Piotra Siekluckiego. Do obsady trafił dzięki otwartemu castingowi. W tamtym czasie był jeszcze studentem, w trakcie przygotowań do dyplomu. Zgłosił się, nagrywając krótką wizytówkę, w której zaprosił reżysera na pokaz dyplomowy. Sieklucki pojawił się na tym występie i dostrzegł w nim potencjał.
Znałem film Miloša Formana i bardzo go lubię. Postać Mozarta jest niezwykle złożona – nie tylko budzi podziw muzyczny, ale też owiana jest intrygą i ma swój popkulturowy kontekst. Dlatego miałem wobec siebie samego duże oczekiwania. A dodatkowo to przecież Teatr Proxima – miejsce charakterystyczne, otwarte na eksperymenty, lekką prowokację, intensywne kolory i wyrazistość, co bardzo cenię.
Na scenie młody aktor spotkał m.in. Jerzego Fedorowicza, legendę polskiego teatru, oraz Sławomira Sośnierza, swojego byłego pedagoga. To doświadczenie było dla niego nie tylko artystycznym wyzwaniem, ale i cenną lekcją pokory. Choć Havryla początkowo obawiał się braku umiejętności gry na instrumencie, szybko okazało się, że istotą spektaklu nie jest dosłowność, lecz interpretacja i symbolika.
Kolejnym ważnym doświadczeniem była rola Juliana Sorela w spektaklu „Czerwone i czarne” w reżyserii Bartosza Szydłowskiego. Havryla odnalazł w tej postaci wiele własnych cech – dorastanie w małej miejscowości, poczucie obcości i silne, wewnętrzne monologi, które prowadziły go do głębszych refleksji nad własną drogą.
Kiedy dziesięć lat temu przyjechałem do Polski, miałem syndrom imigranta – próbowałem ukrywać swoje pochodzenie, przedstawiać się jako Witek, żeby łatwiej wtopić się w otoczenie. Z czasem jednak, zwłaszcza na studiach aktorskich, rozwinąłem w sobie świadomość tożsamości. Moja ukraińskość przestała być dla mnie minusem, a stała się źródłem siły i autentyczności.
Po sukcesach w „Amadeuszu” i „Czerwonym i czarnym” przed Vitalikiem Havrylą otworzyły się kolejne sceniczne i filmowe wyzwania. Aktor dołączył do zespołów krakowskich teatrów, a tej jesieni zadebiutuje także w roli Pana Tadeusza na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego – jednej z najbardziej wyczekiwanych premier sezonu.
(Cała rozmowa do posłuchania)