Od dzieciństwa pan szyje, ale to nie jest pana zawód.
Nie, choć zdarzyło mi się uszyć parę sukienek koleżankom z pracy, ale za dużo pracy jest przy dużych projektach. Przy mniejszych rzeczach szybko widać efekt. A poza tym lalki nie kapryszą.
Pana zabawa z dzieciństwa.
Pierwsze moje zajęcie takie oficjalnie, to było wyciąganie fastrygi. Te nici to były odpady z fabryki, nie były sortowane, tylko trzeba było sobie samemu potem te nitki wyciągać.
Mama była krawcową?
Tak, tak. Dużo, dużo pań przychodziło do domu na przymiarki. Tak jak u fryzjera bywa, tak u mamy też się zwierzały z różnych rzeczy życiowych. I ja musiałem słuchać. Z tym że zajmowałem się swoimi sprawami, ale się słyszało.
Na jakiej maszynie mama szyła?
Na Singerze. Na nożnym Singerze.
Ten stukot maszyny to taka kołysanka dla pana?
Jeszcze jak to było równomiernie, to faktycznie można było przy tym zasypiać.
Wyobrażam sobie, że w tym domu było dużo kolorowych nici i dużo skrawków materiałów.
Tak, tak, było sporo. Skraweczki zostawiały, wobec czego zagospodarowywałem je. No to było coś. Można powiedzieć, tworzenie czegoś z niczego.
Mama uczyła pana szyć?
Nie, mama nie chciała, żebym szył.
Dlaczego? Przecież mogła myśleć, to jest dla pana zawód, to jest pana przyszłość.
Uważała, że to jest za ciężki zawód, że dla mnie coś lepszego by się przydało mieć.
Niby miałem być projektantem. Gdy miałem 18 lat, może 16, mama kupiła mi pierwszą lalkę. To znaczyło, że aprobowała te moją pasję.
To, co pana interesowało, to były suknie balowe?
Głównie tak. Co prawda wcześniej na tych początkowych, były różne. To były i sukieneczki krótkie, kostiumy kąpielowe też były. Ostatnio się wyspecjalizowałem, tylko wieczorowo.
Skąd panu przychodzą pomysły, jak te suknie mają wyglądać? Trzysta projektów, to jest rzeczywiście imponująca rzecz.
Głównie materiał decyduje, a tak to już w trakcie roboty.
Po co panu to zajęcie?
Mogę myśleć i szyć. To mnie uspokaja. Jest jakaś pasja.
To nie jedyna pana pasja.
Jest jeszcze czytanie. Obecnie czytam jedną książkę na miesiąc.
Dawniej czytałem dwie dziennie. Z nauką było bardzo kiepsko, bo książki były bardziej wciągające. Chodziłem do prywatnej biblioteki Kamińskiego na ul. św. Jana. Ale to też się przydało w życiu. Bo wcześniej było wiadomo, że ludzie są różni, nie wszyscy są dobrzy. Także specjalnie nie oczekiwałem już niczego dobrego od ludzi.
Lubi pan też muzykę?
Owszem, wokalną. Także operę i operetkę.
Zwiedzałem operę dwa razy. Byłem też i w garderobach, i tam gdzie szyją stroje.
Ale to wszystko jest za duże. Wole mniejsze projekty.
Te wszystkie sto lalek i te trzysta strojów z panem mieszkają?
Moje mieszkanie ma dwadzieścia metrów kwadratowych, więc mieszkają na szafie.
Do końca sierpnia w bibliotece na Dąbiu trwa wystawa pana lalek.
Co jakiś czas, jak jadę wymienić książkę, kontroluję, co się z nimi dzieje. I zauważyłem, że jednak niektóre balowały, bo albo się tak pochyliły, albo kapelusik spadł. Więc muszą gdzieś chodzić na bale.