Choroby układu oddechowego mają bardzo podobne objawy – czy to będzie rak płuca, czy zapalenie oskrzeli, czy właśnie gruźlica – często zaczynają się tak samo: kaszel, odkrztuszanie, czasem krwioplucie. Niestety krwioplucie to już objaw zaawansowanej choroby. I trzeba też obalić mit, że gruźlica dotyczy tylko osób z tzw. marginesu – bezdomnych, alkoholików, zaniedbanych. Owszem, tam występuje częściej, bo te osoby mają obniżoną odporność i żyją w skupiskach, ale gruźlica może dotknąć każdego. Nawet osoby z tzw. „dobrego domu”. Pozapłucna gruźlica? To brzmi poważnie. Czym ona się objawia? Tak, to mniej znane, a wcale nie rzadkie postacie. Gruźlica może rozwijać się w innych narządach, na przykład w układzie moczowo-płciowym – wtedy chory ma tzw. jałowy ropomocz: w moczu są leukocyty, a nie ma bakterii. Często rozpoznaje się błędnie zapalenie nerek, a tymczasem to właśnie gruźlica. Może też dojść do gruźlicy kości czy stawów – zwłaszcza biodrowego lub kręgosłupa. To choroby, które wielu lekarzom wydają się „z minionej epoki”, a jednak wciąż się zdarzają. Czasem młodzi lekarze, którzy nigdy nie widzieli gruźlicy, rozpoznają choroby autoimmunologiczne, dają leki immunosupresyjne, a wtedy choroba tylko się nasila.
Gruźlica jest w pełni wyleczalna – to największy sukces medycyny XX wieku. Kiedyś, jeszcze po wojnie, była chorobą śmiertelną. Dziś – jeśli zostanie wcześnie wykryta – całkowicie się ją leczy.
Owszem, nawet po wyleczeniu zostają blizny w płucach, ale nie są groźne. Problem pojawia się, gdy choroba rozwinie się zbyt daleko. Wtedy może dojść do trwałej niewydolności oddechowej albo do uszkodzeń narządów – nerek, pęcherza, stawów. Ale to wszystko da się ograniczyć, jeśli zareagujemy wcześnie.
Wspomniała Pani o historii i literaturze. Czy to prawda, że gruźlica była kiedyś „chorobą romantyków”?
Tak! Występuje choćby w Damie Kameliowej, Wichrowych Wzgórzach czy Czarodziejskiej Górze Manna. W XIX wieku gruźlica była chorobą tajemniczą, czasem wręcz „modną”. Wiedziano już wtedy, że słońce i świeże powietrze pomagają.
Cesarzowa Sisi miała swoją wyspę, na której leczyła się właśnie słońcem i spokojem – dziś wiemy, że działała wtedy witamina D3. To piękny przykład z historii medycyny.
Kiedyś każdy dorosły co dwa lata miał obowiązkowe zdjęcie RTG klatki piersiowej – w zakładzie pracy albo w tzw. radiobusie. Dzięki temu wykrywaliśmy gruźlicę i raka płuca wcześnie.
Dziś takich badań się nie robi. Zrezygnowano z nich pod pretekstem „oszczędności”. Dla mnie to niezrozumiałe – skoro 22 tysiące Polaków umiera rocznie na raka płuca, to jak można twierdzić, że nie warto badać?
Problem leży też w systemie: lekarzom nie opłaca się kierować pacjentów na badania, bo zjada to część kontraktu. A bez badań przeglądowych wielu ludzi chodzi latami z nierozpoznaną chorobą.