- Stanąłem na środku ulicy Wałowej. Nie było wokół mnie osób. Następnie podszedł do mnie policjant i stanął ode mnie w odległości pół metra. Ja chciałem się odsunąć, ale policjant mnie szarpnął. Tłumaczył to tym, że chciałem mu uciec. Ja chciałem zachować tylko odstęp. Następnie policja zgromadziła nas w jednym miejscu. Tam była największa możliwość zarażenia się koronawirusem - wyjaśniał 19-latek
Mężczyzna wyjaśniał też przed sądem, że nie wylegitymował się od razu, bo nie wiedział, czy miał przy sobie dokumenty. Kiedy znalazł prawo jazdy, powiedział, że przekaże je policjantowi, jeśli ten założy rękawiczki. Działacz Młodej Lewicy podkreślił jednak, że wcześniej podał policjantom swoje imię i nazwisko. Dlatego jego zdaniem nie można mu zarzucić, że odmówił wylegitymowania się.
- Policjant nawet sam zeznał, że została ustalona moja tożsamość, a we wniosku o ukaranie jest napisane, że nie udzieliłem potrzebnego dokumentu - mówił przed sądem nastolatek.
Inaczej tę sprawę widzi policjant, który przeprowadzał całą interwencję. Przekonywał, że 19-latek oraz jego znajomi powiedzieli mu, że nie poddadzą się legitymowaniu, ponieważ "policja działa bezprawnie". Policjant podkreślał przed sądem, że wielokrotnie prosił nastolatka, żeby wylegitymował się i podał swoje dane.
- Obwiniony w pewnym momencie zaczął się oddalać, więc chwyciłem go za ramię. W tym momencie nastąpiło poruszenie. On zaczął krzyczeć, że go szarpie i że nasze działania są bezprawne. Wielokrotnie prosiliśmy o pokazanie dokumentu - tłumaczył policjant.
Funkcjonariusz powiedział, że 19-latek oraz inne osoby okazały dokument dopiero wtedy, gdy poinformował ich o możliwych konsekwencjach odmowy wylegitymowania się. Funkcjonariusz zaznaczył, że chłopak początkowo jedynie pokazywał swój dokument i nie chciał dać policjantom do ręki, co jego zdaniem umożliwiało potwierdzenie jego autentyczności oraz przeprowadzenia identyfikacji. Policjant podkreślił, że początkowo zgromadzeni na strajku zachowywali dystans, ale później szli w grupie. "Obwiniony, oraz trzy inne osoby, były aktywnymi uczestnikami tego zgromadzenia. Prowadzili całą grupę" - dodał.
Sąd odroczył rozprawę do pierwszych dni kwietnia, kiedy to mają być przesłuchani świadkowie całego zdarzenia.
W czasie rozprawy przed sądem, przeciwko działaniom policji, protestowało kilkoro członków Lewicy oraz Wiosny. "Jest to precedensowa sytuacja, w której rządzący stawiają tak naprawdę społeczeństwo przed wyborem: albo będziemy wam odbierać wam wasze prawa i macie siedzieć cicho, albo będziecie protestować. Wtedy was będziemy ciągać po sądach. Nie ma z naszej strony zgody na takie praktyki" - przekonywał Jacek Jabłoński, który sam otrzymał także zarzuty. Zdaniem policji organizował protest w Tarnowie po opublikowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.