Wracamy teraz do Polski, ale proszę wszystkich o wyrozumiałość. Mamy bardzo mało czasu, by się przygotować do kolejnych ważnych startów. Potrzebujemy spokoju – mówił Stoch tuż po triumfie w 66. edycji TCS.

Podwójny mistrz olimpijski z Soczi wygrał cykl we wspaniałym stylu. Został drugim skoczkiem w historii, który zwyciężył na wszystkich czterech obiektach. Dołączył tym samym do Niemca Svena Hannawalda, który dokonał tego 16 lat wcześniej.

W ciągu dziewięciu dni zawodnicy odwiedzili cztery obiekty w czterech różnych miastach, oddali przynajmniej 16 prób, a często również skoki treningowe. To najbardziej intensywny okres w całym roku.

– Każdą jedną minutę wykorzystamy na odpoczynek. Teraz czeka nas "latanie". Moja głowa jest już na skoczni Kulm w Bad Mitterndorf. To jest coś innego niż normalne konkursy. Muszę znaleźć dobry sposób dla każdego zawodnika, żeby się do tego przyzwyczaił – powiedział austriacki trener Polaków Stefan Horngacher.

Na mamucich obiektach skoczkowie będą teraz rywalizować przez dwa tygodnie. Najpierw w zawodach Pucharu Świata w Austrii (13-14 stycznia), a później w mistrzostwach świata w niemieckim Oberstdorfie (19-21 stycznia).

I właśnie tytuł w lotach narciarskich jest jedynym, jakiego brakuje w kolekcji Stocha. Indywidualnie jest już podwójnym mistrzem olimpijskim (2014), w 2013 roku został mistrzem świata, wywalczył też Kryształową Kulę w sezonie 2013/14 i dwukrotnie triumfował w Turnieju Czterech Skoczni. Tylko jednemu zawodnikowi w historii - Finowi Mattiemu Nykaenenowi - udało się w karierze wygrać absolutnie wszystko. Było to ponad 30 lat temu.

Nie chcę o tym myśleć, że brakuje mi tylko złotego medalu mistrzostw świata w lotach. Nie chcę się na nic specjalnie nastawiać ani zafiksować na myśl o wygrywaniu. To nie ma sensu. To by mi odebrało wszystko to, czym się kieruję w skokach. Człowiek im starszy, tym mądrzejszy i tego będę się trzymał – podkreśla Stoch.

Najważniejsze w tym sezonie będą i tak igrzysk olimpijskie w Korei Płd.

Czy formę da się utrzymać? Trzeba byłoby pójść do wróżki. Na pewno Kamil lubi latać. Jeśli wszystko będzie w porządku przez najbliższe dwa tygodnie, to na igrzyskach będzie jednym z liderów, który po raz kolejny będzie miał szansę sięgnąć po złoto – uważa Adam Małysz, niegdyś znakomity skoczek, a teraz dyrektor sportowy PZN ds. skoków i kombinacji norweskiej.

"Orzeł z Wisły", jak nazywali go kibice, tłumaczył także osiągnięcie wysokiej dyspozycji młodszego kolegi właśnie w tym okresie.

Jak idzie forma, to nie da się jej zatrzymać. Próbować to zrobić, to by była największa głupota. Teraz naszym zadaniem jest zrobić wszystko, by wysoką dyspozycję utrzymać do igrzysk – powiedział.

A te zaczynają się 9 lutego, jednak kwalifikacje do pierwszego konkursu odbędą się już dzień wcześniej. Indywidualna rywalizacja o medale zaplanowana jest na 10 i 17 lutego. Z kolei dwa dni później odbędzie się konkurs drużynowy, w którym Polacy także będą jednymi z faworytów.

Na obecną chwilę wygląda na to, że o medale igrzysk będą się bić Polacy, Niemcy i Norwegowie. Trudno wskazać kogoś, kto mógłby jeszcze "na szybko" stworzyć równy i pewny zespół – ocenił były norweski skoczek Anders Bardal.

Z kolei trzykrotny mistrz olimpijski Thomas Morgenstern uważa: "Polacy w tym sezonie zrobią jeszcze coś wielkiego".

PAP/AD