To już akt desperacji

Jak przekonuje Grażyna Ralska, prezes Małopolskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego, w wynikach referendum widać akt desperacji. "Sytuacja jest krytyczna, jeśli chodzi o wynagrodzenia. Za dzień strajkowy mamy jeszcze potrącone wynagrodzenie. To akt desperacji. Zarabiamy mało i mamy jeszcze ubytek w wynagrodzeniu" - mówi.

87 procent, czyli ponad 1600 szkół w Małopolsce jest gotowych do przystąpienia do strajku. Jak informuje sądecki reporter Radia Kraków, wciąż nie wiadomo, w których szkołach w Nowym Sączu akcja protestacyjna może być przeprowadzona. Lokalny oddział ZNP podaje jedynie informację, że w 24 placówkach nauczyciele uczestniczący w referendum opowiedzieli się za udziałem w proteście. 

Prezydent Nowego Sącza Ludomir Handzel powołał specjalny zespół, który ma przygotować miasto na sytuacje kryzysowe i zapewnić opiekę na uczniami. - Największym utrudnieniem jest w tej chwili brak precyzyjnej informacji – mówi kierująca zespołem wiceprezydent Nowego Sącza Magdalena Majka.

Do strajku nie przyłączyło się tylko kilkaset szkół w województwie. Między innymi Szkoła Podstawowa w Piekrach, w podkrakowskiej gminie Liszki. Jak przekonuje Maryla Małucha-Kapusta, dyrektorka szkoły, za niewłaściwą szkoła uznała po pierwsze formę strajku. "Uważam, że jest to z wielką krzywdą dla dzieci. Poza tym nawet dodatkowe 1000 złotych, wywalczone w takiej formy, nie przywróci nam godności pracy nauczyciela. Chcemy mieć możliwość spokojnej pracy, w szkole przyjaznej dzieciom i dobrze do tego przygotowanej" - podkreśla dyrektorka. 

Szkoła popiera jednak strajk nauczycieli z "Solidarności", co widać na wiszących przed wejściem flagach. Niezależnie bowiem do ZNP protest prowadzi wciąż oświatowa Solidarność. Środa to trzeci dzień protestu głodowego trojga nauczycieli w kuratorium oświaty w Krakowie. Po południu ma dołączyła do nich czwarta osoba z Ostrowca Świętokrzyskiego. Głodujący mogą liczyć na opiekę medyczną.

Jak zapowiadają, zamierzają zostać dopóki rząd nie podejmie decyzji poprawiających sytuację w oświacie. W małopolskim kuratorium oświaty związkowcy z Solidarności od ponad dwóch tygodni prowadzą też strajk okupacyjny. 

Nauczycielska "S" domaga się m.in. skrócenia ścieżki awansu zawodowego, zmiany przepisów dotyczących oceny pracy nauczycieli i wzrostu wynagrodzeń: od 2019 r. o 15 proc., a od 2020 r. o kolejne 15 proc.

 

Dwa związki, dwa protesty, podobne postulaty

Mimo jednak podobnych postulatów dwa związki nie doszły do porozumienia i protestują oddzielnie. Łączy ich jednak to, że z żadną nie udało się jeszcze wypracować rządowi kompromisu. 

Związkowcy z ZNP przekonują, że na razie nie widać chęci porozumienia ze strony rządu. Wicepremier Beata Szydło zaznacza jednak, że musi być chęć kompromisu ze strony związków i czeka na poniedziałkowe spotkanie z nauczycielami. "Będziemy rozmawiać o kolejnych propozycjach ze strony rządu, ale czekamy też na kompromis ze strony związków zawodowych. Dziś w tym dyskursie przede wszystkim musi być więcej elastyczności ze strony związków" - mówiła Beata Szydło. Jednocześnie wicepremier dodaje, że trwa proces realizacji programu podwyżek dla nauczycieli, zaś sam strajk uderza przede wszystkim w dobro dzieci. Same propozycje jednak są daleko od oczekiwań nauczycieli. Natomiast nauczyciele proszą rodziców swych uczniów o wyrozumiałość. "Zdajemy sobie sprawę, że będzie to utrudnienie. Ale większe utrudnienie będzie wtedy, gdy w przyszłym roku, nie będzie komu uczyć uczniów" - podkreśla Maria Stelmach - Krzyworzeka, wiceprezes małopolskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego, która napomina także dyrektorów, aby nie wywierali nacisków na nauczycieli. "To jest zapraszanie do gabinetu, wpisywanie na listę, uwagi, stawianie warunków: albo będziesz strajkować, albo będziesz pracować. Takie przypadki były w Krakowie" - mówi wiceprezes małopolskiego ZNP. 

 

 

(RK,Tomasz Bździkot/PAP/ko)