"Terrorystyczne żądania zostały spełnione" - mówi Radiu Kraków Krzysztof Głuchowski
Sprawa zyskała rozgłos po incydencie z ubiegłego weekendu, gdy mężczyzna ściągnął flagę z budynku, nagrywając przy tym film, który następnie opublikował w mediach społecznościowych.
Flaga szybko wróciła na swoje miejsce dzięki interwencji dyrektora, ale – jak poinformował – od tamtej pory pojawiły się poważne groźby wobec instytucji, w tym zapowiedzi fizycznych ataków i niszczenia mienia.
Odebrałem telefon, że jeżeli w ciągu 30 minut nie zdejmę flagi ukraińskiej, to 20 chłopaków wpadnie i pomaluje (sprayem) teatr i będzie go niszczyć, a nam się po prostu oberwie – wspominał Głuchowski.
Od tego momentu zarówno on, jak i pozostali pracownicy instytucji otrzymali niezliczoną ilość wiadomości, gróźb i hejtu.
Jestem nazywany banderowcem, pajacem, ukropem - to najłagodniejsze określenia - mówi Głuchowski.
Dyrektor Teatru im. Słowackiego napisał w mediach społecznościowych, że teraz flaga zostanie przeniesiona do wnętrza budynku: "wobec nasilających się ataków na Teatr, wobec karalnych gróźb kierowanych w naszą stronę, w trosce o bezpieczeństwo pracowników".
Te, w pewnym sensie, żądania terrorystyczne muszę spełnić. Nie mam, jak się obronić, muszę ulec - powiedział Radiu Kraków Głuchowski.
Jak dodaje, to rodzaj smutnego kompromisu: "Jest mi wstyd, tak, ale wydaje mi się, że to racjonalna decyzja".
Policja ujęła mężczyznę
Policja ujęła mężczyznę odpowiedzialnego za zrywanie ukraińskich flag z krakowskich budynków – jedną z nich była też flaga zawieszona na budynku Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Swoje „wyczyny” filmował i umieszczał w sieci. Opatrzył tagami nawiązującymi do działań europosła Grzegorza Brauna, który w przeszłości zdejmował flagi naszych wschodnich sąsiadów - choćby z Kopca Kościuszki w Krakowie.
W środę 18 czerwca mężczyźnie postawiono zarzuty: uszkodzenia zabytkowego budynku Teatru Słowackiego, naruszenie miru domowego i próba zmuszenia dyrektora instytucji do określonego zachowania, czyli zdjęcia flagi.
Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Tego samego dnia został wypuszczony i wrócił do rodzinnego Gdańska.