Zapis rozmowy Jacka Bańki z Andrzejem Brzezieckim, redaktorem naczelnym "Nowej Europy Wschodniej".

Przez dwa tygodnie cała Polska dyskutowała o Nocnych Wilkach. Udało nas się wypuścić?

- Tak. Cała afera z Nocnymi Wilkami nie była warta takich emocji i polemik. Dwa duże tygodniki poświęciły im okładki, media o tym pisały. Tymczasem mamy do czynienia ze sprawą ze świata subkultury. Faceci na motorach chcieli przejechać przez Polskę. Jak były przesłanki, że nie powinni wjechać to nie powinni wjechać. W Niemczech też był sprzeciw, ale przestano nad tym debatować. Rosjanie potrafią nam wrzucać tematy i my reagujemy zawsze tak, że Rosjan to cieszy. Lepiej ignorować, wtedy ta polityka nie będzie miała sensu. My nie pokazujemy, że jesteśmy ponad tym, ale wdajemy się w dyskusję.

 

Rosjanie wrzucili nam Nocne Wilki? Od początku był komunikat, że jadą do Berlina przez Polskę.

- To była prowokacja. Rosjanie testują różne możliwości. To wypowiedzi Żyrinowskiego czy innych ludzi, które mają nas pobudzić. To się udaje. Można ubolewać na tym, że polska prasa nie łączy się w sprzeciwie, ale się dzieli. Wtedy padają oskarżenia, że rząd jest słaby. Lepiej by było jakbyśmy się zjednoczyli w reakcji.

 

Jak minister Szojgu pisze, że przez Polskę należy przejechać czołgiem to nie należy tego poważnie traktować?

- Ten wpis został wysłany po 9 wieczorem. Minister mógł być w tak radosnym stanie, że mu się to wymsknęło. Może o 12 w południe nie byłby tak odważny. Oczywiście takie słowa muszą wywołać reakcję. To jednak powinna być ostra nota dyplomatyczna.

 

Może nie należy bagatelizować tego wpisu i sprawy Nocnych Wilków? Może to element wojny hybrydowej?

- Być może to próby destabilizacji sytuacji w Polsce. Powinny być jednak reakcje formalne. Dzikie podniecenie raduje Rosjan a nam nic nie daje. Powinna być reakcja rządu.

 

Dzisiaj minister Schetyna powiedział w jednym z wywiadów, że sprawa Nocnych Wilków pokazała, że Polska istnieje praktycznie.

- Nie wątpiłem w to nigdy. Dziwię się, że minister o tym zapewnił. Trzeba było zabronić wjazdu i sprawę zamknąć. Udowadnianie jacy jesteśmy teraz wielcy, to nie jest żadne osiągnięcie. Nie ma co się nad tym rozwodzić.

 

Jednocześnie wojewoda mazowiecki podjął decyzję o wydaleniu z Polski jednego z rosyjskich dziennikarzy. Może nastąpił zwrot w polityce wobec Rosji? To co oglądamy teraz to inne podejście do Rosjan?

- Pamiętajmy, że były już przypadki złapania ludzi podejrzanych o szpiegostwo. Takie sytuacje są. Jeśli wojewoda miał przesłanki, żeby wyprosić dziennikarza z Polski to zrobił to naturalnie. Trzeba pamiętać, że Rosjanie są nieprzychylni naszym wyjazdom do Rosji. Ciężko jest o wizę. Nawet urzędnicy państwowi mają opóźniane wyjazdy. To kwestia złej woli. Są też problemy, żeby tam funkcjonować. Pokazałbym opinii publicznej, że Rosjanie nas tak traktują. My tylko reagujemy.

 

To co obserwujemy to wojna na płaszczyźnie gestów?

- Ja bym unikał słowa wojna. To nagrzewa atmosferę. Mamy spory między sąsiednimi państwami. Oby to nie zaszło za daleko. Wtedy będzie ciężko przywrócić normalne stosunki. Wojny nie ma. Najlepszym rozwiązaniem jest ignorowanie głupiego postępowania. Inaczej głupi ma z tego radość. Chłodne odpowiedzi są dobrą bronią.

 

Co musiałoby się stać, żeby wróciła normalność? Żeby to funkcjonowało tak, aby obywatelom Polski i Rosji nie utrudniało to normalnego życia?

Póki sytuacja na Ukrainie się nie unormuje, dopóty stosunki Rosji z innymi krajami Europy nie będą dobre. Trudno, żebyśmy przymykali oczy. Musimy mówić, że nam się to nie podoba. Na pewno musiałaby opaść atmosfera oskarżeń i medialnych ataków. Media rosyjskie są przepełnione atakami na zachód. Rosjanom musiałoby zależeć, żeby atmosferę sporu obniżyć.